Choroba

13 1 0
                                    

Planowano zostawić mnie w szpitalu jeszcze na krótką obserwację, ale dzięki Markowi udało mi się stamtąd uciec w oka mgnieniu. Razem z Luną przecisnęliśmy się przez tylne wyjście ewakuacyjne. Potem ruszyliśmy przed siebie...

   - Czemu przyjechałeś? - to pytanie nurtowało mnie odkąd go zobaczyłam.

   - Pomyślałem, że przyda ci się ktoś znajomy. - odpowiedział natychmiast. - Twój wujek został w domu z jakąś kobietą, a Luna siedziała sama przy recepcji. 

   - Od kogo się o tym wszystkim dowiedziałeś? 

   - Od... - zarumienił się lekko. - Od nikogo. Sam to zobaczyłem...

Muszę przyznać, że trochę się przestraszyłam. Co on tam robił? Miałam go o to zapytać, ale sam udzielił mi odpowiedzi.

   - Chciałem cię odwiedzić. - wyjaśnił. - Ja... skierowałem się do twojego domu, gdy usłyszałem jak krzyczysz. O mało nie dostałem zawału.

   - Dzięki... - trochę mnie zaskoczył... Nie wiedzieć czemu naprawdę doceniałam to, że nie zostawił mnie i Luny. Przez kilka kolejnych minut szliśmy w zupełnym milczeniu, póki nie zorientowałam się, że wcale nie kierujemy się w stronę mojego domu.

   - Gdzie idziemy? - zapytałam lekko zagniewana. - Chcę wrócić do...

   - Na razie nie sądzę, by był to dobry pomysł. - odpowiedział. - Las jest zagrodzony, po prostu nie chciałbym, byś musiała tamtędy przechodzić.

   - Nie jestem taka delikatna! - zawołałam. - W domu mam pewną... rzecz, której strasznie potrzebuję!

   - Co, tabletki uspokajające? - spojrzał na mnie ze spokojem.

   - Można tak powiedzieć. - westchnęłam ze zrezygnowaniem. Czułam, iż i tak nie ma co go przekonywać. Tak czy siak, z pewnością, nie zaprowadziłby mnie do domu. - Więc... Gdzie idziemy?

W tym właśnie momencie stanęliśmy przed niewielkim, obskurnym budynkiem. Szyld powieszony nad jego drzwiami głosił: ,,Hotel Ice". 

   - Do mojego pokoju. - Mark wyciągnął z kieszeni brzęczące klucze. - Będziesz tam mogła odpocząć. 

Weszłam razem z nim do środka, rozglądając się uważnie. Wnętrze hotelu w niczym nie różniło się od przeciętnie umeblowanego salonu, nie licząc niewielkiego blatu w kącie, za pewne służącego za recepcję. Mark podszedł do niej i delikatnie zadzwonił dzwoneczkiem. Już po chwili pojawiła się przy nim młoda kobieta z włosami upiętymi w zgrabny kok. Posłała mu wątły uśmiech i skinęła głową. Potem Mark ponownie podszedł do mnie i Luny. 

   - Chciałeś się upewnić, czy można wprowadzić psa do pokoju? - zgadywałam.

   - Ostrożności nigdy za wiele. - uśmiechnął się. - Chodź. - wskazał w kierunku krętych schodów. - Moje mieszkanko znajduje się na drugim piętrze. 

Wspinaczka po nierównych stopniach, okazała się być dla mnie ogromnie męcząca, zważywszy na to, iż ciągle trochę kręciło mi się w głowie, mimo to po paru chwilach udało mi się dotrzeć na miejsce. Mark przeszedł przez długi korytarz drugiego piętra, po czym sprawnie przekręcił swój klucz w wąskich drzwiach. 

   - Zapraszam! - otworzył je szeroko, wpuszczając mnie do środka. - Oto i mój mały kąt. 

Weszliśmy do jego pokoju. Nie zrobił on na mnie zbytniego wrażenia, ot zwykłe hotelowe mieszkanko. W koncie stała komoda, a na środku mosiężne łóżko, które wyglądało jakby ważyło co najmniej pół tony. Całą podłogę pokrywał szorstki dywan, a z boku wisiało owalne lusterko. Drzwi po lewej prowadziły do niewielkiej łazienki, a te po prawej na balkon. Mark zaprowadził mnie tam i pokazał jedną z gór, na które miał widok.

Psia WiernośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz