MackenzieOtwieram oczy i jeszcze przez parę minut leżę na łóżku udając, że sen ciągle trwa. Jej twarz, imię i głos pojawiają się w mojej głowie, gdy je ponownie zamykam.
Często mi się śni. Czuję się wtedy szczęśliwa, tak jakby ktoś zabrał cały ciężar z mojego serca. Jakby nic się nie stało. Jakby naprawdę tu ze mną była.
Tylko, że jej tu nie ma, a ja nigdy więcej jej nie zobaczę.
Ta myśl kończy moje rozmyślania. Gwałtownie się podnoszę i ruszam w stronę łazienki, aby przygotować się na dzisiejszy dzień.
Rozczesując swoje długie czarne włosy, rozmyślam o tym, co mnie dzisiaj czeka. Pierwsze zajęcia na terapii grupowej. Z każdą godziną, która mnie do nich zbliża, mój sceptycyzm w stosunku do tego pomysłu,rośnie. Nie będę w stanie otworzyć się przed tymi wszystkimi ludźmi. To ponad moje możliwości. Równie dobrze mogłabym próbować dołączyć do świty Cassidy.
Odgarniam włosy do tyłu i patrzę na swoje odbicie. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że ja i Mia byłyśmy niemal identyczne, bo pod względem charakterów bardzo się różniłyśmy. Ona była bardziej ułożona, spokojna. Kochała biologię i chemię. Zawsze chciała być lekarzem. Ja byłam, i wciąż jestem, bardziej szalona z większym temperamentem, bez sprecyzowanych planów na przyszłość.
Za to po śmierci Mii, spoglądanie w lustro sprawia mi czasem niemal fizyczny ból. Patrząc w swoje brązowe oczy, widzę ją zamiast siebie. Uśmiechając się, przypominam sobie te wszystkie chwile kiedy to ona się śmiała. To nie do zniesienia.
- Mackenzie, jesteś gotowa? - głos taty wyrywa mnie ze wspomnień.
- Tak, już idę! - odkrzykuję bez entuzjazmu.
***
Kiedy podjeżdżamy pod budynek, w którym ma odbyć się terapia, jest już za pięć dziesiąta. Jechaliśmy mniej niż godzinę. Zajęcia odbywają się w soboty, poniedziałki i czwartki w Los Angeles, które nie jest zbytnio oddalone od naszego miasteczka.
Nie jestem pewna, czego oczekiwałam po tym miejscu, ale chyba wyobrażałam sobie jakąś brzydką klinikę, która wprawia człowieka w depresję samym swoim wyglądem. Nic więc dziwnego, że to, co zastaję na miejscu trochę mnie dziwi.
Stoimy przed ładnym domkiem jednorodzinnym z dostępem do plaży. Cała uliczka jest zapełniona podobnymi, urokliwymi budynkami. Nad naszymi głowami latają mewy i powiewają liście palm, które rosną przed domem. Słońce przyjemnie przygrzewa, a lekki wietrzyk zwiewa włosy z moich ramion. Idealna pogoda na plażowanie i nic nie robienie. Niestety, mój tata przypomina mi po co tu jestem.
- No, to powodzenia – mówi i lekko popycha mnie w stronę domu.
***
James
Jak co sobotę, jestem na spotkaniu u Earla — terapeuty, który wyjątkowo nie działa mi na nerwy. Adam zapisał mnie na te zajęcia niedługo po śmierci mamy. Jego zdaniem mogą mi one pomóc także z moimi „innymi problemem", czyli nerwicą natręctw i trudnościami w nawiązywaniu znajomości. Chociaż ja uważam, że przynajmniej to ostatnie nie stanowi żadnego problemu. Ja nie mam żadnych trudności. Ja po prostu nie chcę poznawać nowych ludzi. Jest mi dobrze tak jak jest. Mam jednego prawdziwego przyjaciela, na którym mogę polegać. To mi wystarcza.
CZYTASZ
Kiedy nas opuściliście...
Teen FictionMackenzie po samobójstwie swojej siostry powoli traci kontrolę nad życiem. Często wdaje się w bójki, urywa się z zajęć i czuje, że ciągle zawodzi swoich najbliższych. James zawsze był trochę... inny. Niestety od śmierci swojej mamy jego problemy z...