Cinco

193 11 1
                                    

Siedziałam w kuchni przy białym blacie mieszając łyżką kremową ciecz znajdującą się w zółtej filiżance i czytając lokalną gazetę. Jest dopiero szósta dwadzieścia, na nogach jestem już od jakeś godziny, z nerwów nie mogłam spać pół nocy. Ze zmiany czasowej w sumie również. W firmie "La Vanguardia" miałam zjawić się dopiero o ósmej. Lionel obiecał, że mnie podwiezie, nie znam jeszcze na tyle Hiszpanii żeby sama trafić do firmy. Na razie był pobiegać, a reszta jeszcze słodko spała. Tak mi się jedynie wydawało, bo kilka minut później cała trójka pojawiła się już obok mnie.

- Hej, jak się spało ? - spytała moja szwagiera usadawiając Mateo w krzesełku i krzątając się po kuchni w celu zorbienia śniadania dla siebie i chłopaków.

- Kiepsko. Strasznie się stresuję. - odparłam i podniosłam Thiago by za chwilę posadzić go na moich kolanach. - Pomóc Ci ?

- Nie, idź się wyszykuj bo marnie wyglądasz, widać że nie spałaś. Ogarnij te cienie, musisz się jakoś prezntować. - zaśmiała się

- Mam jeszcze sporo czasu, nie będę się aż tak pindrzyć dla jakiego starego szefa. Niech się zainteresuje moim dyplomem i tym co mam glowie!

- Martinez nie jest wcale taki stary Li. - spojrzałam na nią pytająco - Nie wiem ile ma dokładnie lat ale Eva mówiła, że koło trzydziestu. W zeszłym miesiącu brał rozwód.

- O kurdę, taki młody facet a już szef w najpopularniejszej hiszpańskiej gazecie i w dodatku rozwodnik ? - spojrzałam na nią zdziwiona.

- Mhm, odzieczył tę firmę po śmierci ojca trzy lata temu, ale Eva mówi, że jest bardzo w porządku więc nie masz sie czym stresować. Podejdź do tego na luzie, wejdz do jego biura wyprostowana z wielkim uśmiechem na twarzy, którym zawsze wszystkich zarażasz. Nie pozwól żeby nerwy zepsuły Ci coś tak ważnego. Uwierz mi nie sam dyplom tu jest ważny, musisz pokazać klasę i pewność siebie, reszty i tak musisz sie dopiero nauczyć, przecież nie masz doświadczenia, a on został o tym poinformowany.
- Jak zwykle masz rację, co ja bym bez Ciebie zrobiła zawsze mnie podniesiesz na duchu An - powiedziałam opierając głowę na jej ramieniu kiedy usiadła obok mnie zaczynając karmić dzieciaki.
W tym samym czasie do domu wyparował spocony Leo. Ciekło z niego i cuchnęło na kilometr.
- A co to za czułości? - spytał i podszedł do lodówki po butelke wody.
- Twoja żona jak zwykle podnosi mnie na duchu i sprawia abym mniej się stresowała. - odparłam przekrajając bułkę Thiago i przegryzając banana, nie byłam zbyt głodna żeby jeść wielkie śniadanie.
- W końcu to moja żonka, a tak poza tym to Ty się niby stresujesz? Ty?!?

- Wiem że to do mnie nie podobne, ale cholernie sie boję. To dla mnie ważne Leo, taka okazja juz może mi się nigdy nie przytrafic, a jak ją zmarnuje to chyba wysadzę się w kosmos.

-Dasz radę młoda! Przecież jesteś z rodziny Messi my zawsze dajemy radę! - klepnął mnie w plecy tak niespodziewanie że aż podskoczyłam na krześle razem z Thiago, który zaczął sie chichrać.
- Dzięki jeszcze mocniej mogłeś! - powiedziałam z grymasem i odstawilam chrześniaka na podłogę. - Idę wziąć prysznic i ubrać moje eleganckie widzianko!

Ubrana w czarna sukienkę i pomalowana w zabójczo mocny makijaż, który nakładam na każde ważne wydarzenie jechałam w czarnym mercedesie obok mojego brata

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ubrana w czarna sukienkę i pomalowana w zabójczo mocny makijaż, który nakładam na każde ważne wydarzenie jechałam w czarnym mercedesie obok mojego brata. Jechaliśmy już dobre dwadziescia minut, a podobno jeszcze jakies piętnaście przed nami tym bardziej że z rana są kosmiczne korki. Nie myślałam że firma znajduje się tak daleko od domu, to daje mi do myślenia że kiedy dostanę tę pracę muszę zacząć koniecznie szukać jakieś kawalerki w centrum. Będzie wygodniej i mnie i rodzinie Leo, nie chcę za długo siedzieć im na głowie.
Budynek firmy był dość duży, składał się z samych wysokich okien więc pewnie w środku było dość przestronnie. To dobrze,uwielbiam dużo światła i widok na miasto. Nie lubię ciasnoty, mam klaustrofobię.
- Poczekać tu na Ciebie czy zadzwonisz jak wyjdziesz, nie wiadomo ile to potrwa co? - spytał Argentyńczyk.
-Wracaj do domu. Zamówię taksówkę, bez sensu żebyś tu czekał albo spowrotem podjeżdżał.
- Racja. Daj znać odrazu jak wyjdziesz jak Ci poszło, a o siedemnastej pojedziesz ze mną na trening.
- Okej - odparłam z uśmiechem ale nadal nieco zdenerwowana. Ucałowałam Leo w policzek przy czym życzył mi jeszcze powodzenia i ruszyłam do eleganckiego budynku.

Podeszłam do repecji gdzie stała piękna blondynka, na oko sporo ode mnie starsza, ale w świetnej formie. Przedstawiłam się i powiedziałam po co przyszłam po czym zaprowadziła mnie do windy i skierowała na trzecie piętro do pokoju numer osiem.
Nadusiłam przycisk z numerem trzy i ruszyłam na wskazane piętro.

Kiedy wyszłam z windy udałam się w kierunku dużych drewnianych drzwi ze wskazanym numerem. Zapukałam dwa razy po czym weszłam do środka słysząc głośne:
- Proszę!
- Dzien dobry. Nazywam sie Leila Messi przyszłam na rozmowę o... - nie dokończyłam, bo wysoki mężczyzna o blond włosach i zaroście mi przerwał.
- Witam - wyciągnął dłoń w moim kierunku, którą uścisnęłam i poczułam ogromne ciepło napływające spod jego skóry. Ten facet był chyba najgorętszym w garniturze jakiego widziały dotychczas moje oczy. Nie było ich za wielu nie licząc przystojnych aktorów ze zdjęć w internecie. Zaniemówiłam.
- Miquel Martinez. Miło mi. Proszę Cię usiądź.
Jak powiedział tak zrobiłam otrząsając się w końcu z tego czaru który na mnie rzucił. Postawny Hiszpan zadał mi dużo pytań na które odpowiedziałam bez najmniejszego wahania. Rozkręciłam się i nie czułam już zdenerwowania przez to w jaki sposób do mnie mówił i jak się uśmiechał. Z pewnością był też najmilszym człowiekiem jakiego miałam okazję poznać.
- Chciałbym żebyś opisała dla mnie dwa najważniejsze według Ciebie wydarzenia ze świata sportu, które miały miejsce w tamtym tygodniu. Na jutro. Wtedy podejmę decyzję czy nadajesz się na dane stanowisko. - powiedział oduswajac krzesło i stając przy mnie opierając się o biurko.- Szukałem osób na dział polityczny i sportowy, ale na ten pierwszy zatrudniłem dzisiaj już czwórkę. Nikt jednak nie nadał sie jeszcze na dział sportowy, dlatego chcę Cię sprawdzić. Jeżeli nie dasz sobie rady sprawdzę Cię jeszcze na politycznym, ale mając brata piłkarza strzelam że dasz sobie wyśmienicie radę. - uśmiechnął się tak czarująco, że dziękowałam Bogu że siedzę bo inaczej nogi by sie pode mną ugięły i chyba z wrażenia bym zemdlała.
- Jasne. Znam sie na polityce jednak nie ukrywam, że bardziej zależy mi na sporcie. Postaram się jak najlepiej. O której mam jutro przyjść? - zapytałam.
- Dam Ci trochę więcej czasu, więc podejdź do mnie dopiero przed końcem mojej pracy, około siedemnastej. Zdążysz?
- Oczywiście. Bede puntkualnie - odparłam i wstałam z krzesła uśmiechając się najładniej jak potrafiłam. Muszę postarać się opisać to jak najlepiej, bo chcę dostać tę pracę. Tym bardziej, że Martinez zrobił na mnie ogromne wrażenie, bo daje szansę takim jak ja. Cenię to i wiem, że lepszego szefa nie mogłabym sobie wymarzyć.
- W takim razie do jutra Leilo. Pozwolisz, że będziemy mówić sobie na Ty? Nie lubię zarówno jak do mnie, jak i kiedy ja muszę zwracać się na per Pan czy Pani. - powiedział ze śmiechem.
- Pewnie Miquel. Do zobaczenia i dziękuję za szansę!
- Lubię dawać szansę młodym ludziom, wiem że mają potencjał i zazwczaj świetnie się sprawdzają, niekiedy lepiej od ludzi z wieloletnim doświadczeniem.  Nie zawiedź mnie Leila. Naprawdę potrzebuję kogoś dobrego do sportu. - puścił mi oczko i otworzył drzwi żeby za chwilę mnie w nich przepuścić. Pożegnaliśmy się ponownym uściśnięciem dłoni i każdy poszedł w swoim kierunku. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Czułam, że to będzie dobry moment w moim życiu, moment w którym dam z siebie wszytsko i pokażę na co mnie stać. Czas zacząć dorosłe życie.

 Czas zacząć dorosłe życie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Quiero que te quedes conmigoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz