Rozdział 2

438 60 2
                                    

Sherlock wraz z bratem i rodzicami przeciskali się przez tłumy mugoli na dowrcu King's Cross. Wzbudzali w ludziach niemałe zainteresowanie, ponieważ obaj chłopcy mieli na swoich wózkach z bagażami sowy, a Mycroft dodatkowo miał ze sobą jeszcze miotłę. Zbliżyli się do barierki oddzielającej perony i starszy z braci Holmes od razu odnalazł tam swoich kolegów.
-Znajdziemy się potem na peronie.-powiedział do rodziców i swoim dostojnym krokiem skierował się w stronę znajomych. Sherlock był tu nie po raz pierwszy. Jego brat zaczynał już siódmy rok, a Sherlock od kiedy pamiętał razem z rodzicami odprowadzał go na pociąg.
Patrzyli na Mycrofta, który wraz ze swoją grupką przyjaciół przeszedł przez barierkę. Następnie zniknęła za nią jakaś para starszych uczniów.
-To co, teraz my?- rzucił ojciec Holmes kierując się w tamtą stronę.
-Czekaj chwilę - odpowiedział mu Sherlock. Od dłuższego czasu jego uwagę zwracał niski blondyn, który uporczywie im się przypatrywał. Wyglądał na zagubionego. Nagle ich oczy się spotkały. Blondyn odwrócił wzrok, lekko zmieszany, ale zaraz po tym skierował się w ich stronę.
-Przepraszam, wiecie pewnie jak dostać się na peron 9 i 3/4? - zapytał.
-To oczywiste - prychnął Holmes.
Chłopiec zakłopotany spuścił wzrok.
-Sherlock! - skarciła go matka - nie udawaj, że jesteś Mycroftem!
Takimi słowami zawsze potrafiła doprowadzić Sherlocka do porządku. Nienawidził porównywania ze starszym bratem. Nigdy nie chciał być taki jak on.
-Trzeba przejść przez tą barierkę- mruknął do chłopca - chodź, pokażę ci.
Sherlock przeszedł pierwszy, blondyn trochę niepewny, zrobił to zaraz za nim.
-Tak w ogóle to jestem John Watson. - chłopiec wyciągnął do niego rękę.
-Sherlock Holmes.
-Chesz poszukać ze mną jakiegoś wolnego przedziału?
-Chętnie, nie lubię siedzieć w tłoku.
Ruszyli w stronę pociągu,  ale nagle usłyszeli za sobą głos:
-Sherlock, nie pożegnasz się z nami? Gdzie jest Mike? - to byli jego rodzice.
-Poczekaj tutaj, zaraz wrócę - powiedział do Johna.
Pobiegł wdłuż pociągu szukając przedziału dla prefektów, w którym spodziewał się znaleźć brata. Był tam, ubrany już w swoje szaty, z odznaką prefekta naczelnego Slytherinu dumnie połyskujacą na piersi.
-Mycroft, rodzice cię szukają. - powiedział Sherlock zaglądając do przedziału.
Jego brat skinął głową i w milczeniu udali się do wyjścia. Nie odezwali się do siebie aż do czasu kiedy odnaleźli rodziców.
-Chcieliście nam uciec bez pożegnania! -  powiedziała z wyrzutem ich matka.
-Daj spokój, mamo - rzucił od niechcenia Mycroft.
-No dobrze, powodzenia w szkole, chłopcy, Mike opiekuj się Sherlim, Sherl wyślij sowę jak tylko dostaniecie przydział. Koniecznie muszę wiedzieć do jakiego domu trafisz.
-To przecież urodzony Puchon, mamo! - zaśmiał się starszy z braci.
-Mike!- ojciec rzucił mu karcące spojrzenie.
-No dobrze, chłopcy, nie zatrzymujemy was dłużej, Sherlock widzę, że twój kolega zaczyna się niecierpliwić.
-Nasz mały Sherli znalazł kolegę? - zadrwił Mycroft - chłopak  jeszcze nie wie w co się pakuje!
Sherlock rzucił bratu mordercze spojrzenie, pożegnał się z rodzicami i skierował w stronę Johna.
-Wybacz, rodzice nadal traktują mnie jak małe dziecko. - uśmiechnął się do kolegi.
-Twoi przynajmniej cię tu odprowadzili - dla odmiany z twarzy Johna zniknął uśmiech.
-Twoi są mugolami, jesteś pierwszym magicznym dzieckiem w rodzinie i nie potrafią tego zaakceptować? - zapytał Sherlock z błyskiem w oczach.
- Skąd wiesz, że jestem z mugolskiej rodziny? To aż tak widać?
-Bardziej niż ci się wydaje. Czytam z ciebie jak z otwartej księgi.
Sherlock uwielbiał się popisywać swoimi umiejętnościami, John wydawał się go za to podziwiać, widział to w jego oczach, większość ludzi tego nienawidziła.
-Prawie, jednak trochę się mylisz.
-Co mogłem pomylić? Jesteś z mugolskiej rodziny, tak? Co się w takim razie nie zgadza?
-Nieważne - uciął rozmowę Watson - jak zaraz nie wsiądziemy to nie pojedziemy do żadnej szkoły.
Przeszli niemal cały pociąg zanim odnaleźli jakiś pusty przedział. Wszędzie było pełno roześmianych uczniów starszych klas oraz lekko przerażonych pierwszoroczniaków. Od czasu do czasu korytarze patrolował jakiś prefekt. Sherlock modlił się, aby nie przyszedł tu Mycroft. Czuł, że jego brat w sekundę zniszczyłby całe wrażenie jakie zrobił na Johnie.
Jakiś czas siedzieli w milczeniu, John przyglądał się widokom za oknem, a Sherlock ukradkiem go obserwował. Starał się czegoś więcej o nim dowiedzieć, nie dawało mu spokoju, że mógł się w czymś pomylić. Przyglądał się rzeczom nowego kolegi. Mugolskie ubrania, które miał na sobie wyglądały na nowe, były czyste i schludne, natomiast jego walizka wyglądała na mocno używaną, zdecydowanie nie nową co utwierdzało go w przekonaniu, że rodzice Johna, chociaż nie byli biedni nie dali mu pieniędzy na edukację w magicznej szkole. W czym więc mógł się pomylić? Czyżby John nie był jedynym magicznym w rodzinie? Co więc spowodowało niechęć jego rodziców?
Z rozmyślań wyrwał go nagle głos kolegi.
-Dopiero teraz to sobie uświadomiłem! Jesteś Sherlock Holmes! Z TYCH Holmesów? Tego sławnego rodu czarodziejów?
-Tak, tak, to ja kolejny członek sławnego rodu, bla, bla, bla, kogo to obchodzi?
-Cóż zakładam, że większość ludzi.
-Ale nie mnie, skończmy już ten temat- Sherlocka wyraźnie zirytowało wspomnienie o jego rodzinie.
-Oh, ok... - John był wyraźnie zakłopotany.
-Może dla odmiany ty powiesz mi coś o sobie?
-Nie ma o czym opowiadać. Jestem z mugolskiej rodziny, prowadziłem do tej pory nudne, niemagiczne życie.
-Ale jednak wiesz coś o świecie magicznym, nie dziwi cię on i słyszałeś o mojej rodzinie. Musiałeś mieć wcześniej do czynienia z magią - Sherlock za wszelką cenę starał się wyciągnąć z niego informacje.
-Dużo czytałem - odrzekł wymijająco John.
Znowu zamilkli na jakiś czas aż w drzwiach ich przedziału pojawił się Mycroft z jakimś chłopakiem u boku.
-Sherlocku, to brat mojego przyjaciela Jim, chciałbym żebyś go poznał. Mam nadzieję, że traficie do jednego domu.
-Jim Moriarty, chłopiec wyciagnął rękę w stronę Sherlocka.
-Sherlock Holmes.
-Myślę, że znajdziecie z Jimem wiele wspólnych tematów - stwierdził Mycroft.
-Pozwól, że sam będę sobie dobierał znajomych, braciszku.
-Właśnie widzę, jak sobie dobierasz - stwierdził Mycroft rzucając Johnowi, który dotąd pozostawał przez niego niezauważony chłodne spojrzenie.
-Ja już pójdę, do zobaczenia później, Sherlocku - powiedział Moriarty z zagadkowym uśmiechem.
-Lepiej przebierzcie się już w szaty - rzucił Mycroft i wyszedł za nim.
-Więc to jest twój brat? - zagadnął John wyciągając z walizki szatę, równie zniszczoną co wszystkie jego magiczne rzeczy.
-Niestety.
-Cała twoja rodzina jest w Slytherinie?
-Nie, rodzina ze strony mamy jest w Ravenclawie, ze strony taty w Gryffindorze. Mycroft jest pierwszą osobą, która trafiła gdzie indziej.
-Oh, jak myślisz gdzie ty trafisz?
-Gdziekolwiek byle nie do Hufflepufu, brat nie dałby mi żyć.
John uśmiechnął się lekko.
-Ja zawsze miałem nadzieję na Gryffindor.
"Zawsze?"- pomyślał Sherlock -"a to ciekawe." Postanowił jednak na razie o to nie pytać.
Dalsza podróż minęła im na przeglądaniu szkolnych rzeczy.
Chwilę przed dojazdem wpadł do ich przedziału chłopak, którego imienia Sherlock nie zapamiętał wraz z dziewczyną z kręconymi włosami. Szukali jakiegoś Andersona. Zaraz po tym jak wrócili do swojego przedziału pociąg zatrzymał się, a Sherlock i John wyszli z walizkami na zatłoczony korytarz.

Sherlock Holmes Śladami GryfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz