4

4 2 0
                                    

– Kurwa, a ja chciałem tylko iść na lunch...

No patrz, skurwielu.

– A ja chciałam tylko dostać mydło.

– O kurwa, żyjesz! – zakrzyknął radośnie.

Jaki spostrzegawczy, no że ja pierdolę.

Czuję pod sobą twardą posadzkę, leżę na boku, ale oczu jeszcze nie otwieram. Odzyskałam przytomność jakąś minutę temu i nie chcę jeszcze plamić mojego idealnego umysłu widokiem Pana Gnata. Czuję, że jest gdzieś obok mnie.

Jednak po chwili ciekawość zwycięża. Muszę widzieć gdzie, do diabła, jestem.

Otwieram oczy i podnoszę się do pozycji siedzącej. Pierwsze co widzę to te niemożliwie ciemne oczy Pana Gnata, wpatrujące się we mnie z uwagą. Siedzi pod ścianą, wyciągając długie nogi przed siebie. Postanawiam jak na razie go zignorować, bo nie wygląda na to, żeby chciał mnie teraz zabić. Jesteśmy w jakimś stosunkowo małym pomieszczeniu z oknem zasłoniętym jakimś gównem. Są tylko jedne drzwi, a wnioskując z tego, jak obite są wkoło klamki, domyślam się, że Pan Gnat już próbował się stąd wydostać.

Marszczę brwi i spoglądam na niego.

– Gdzie my do cholery jesteśmy?

Wzrusza ramionami, wykrzywiając usta.

– Nie mam pierdolonego pojęcia. Ostatnie co pamiętam to jak wisiałaś na moich plecach, a jakiś debil machał krzesłem – oznajmia.

No to fajnie. Jesteśmy w czarnej dupie.

Zbierając myśli, przypatruję mu się uważnie. Ma na sobie czarną kurtkę, czarne dżinsy i buty wyglądające na cholernie ciężkie i potężne, ale jednocześnie miękkie.

– Kim ty w ogóle jesteś?! – wrzeszczę, wkurwiona nie na żarty. Jestem ubrana jedynie w czarną luźną spódniczkę i top z kamizelką, a na nogach mam te przeklęte szpilki. Jest mi zimno, boli mnie głowa (zgaduję że od oberwania krzesłem), a do tego jestem zamknięta chuj wie gdzie z chuj wie kim.

Pan Gnat parska cichym śmiechem. Kurwa, na śmieszki mu się zebrało.

– Spokojnie, stara, nic ci nie zrobię. Chciałem tylko zjeść z tobą lunch, a ty spierdoliłaś nie wiadomo dlaczego.

Ten facet jest jakiś zaburzony.

Przesuwam się pod ścianę naprzeciwko niego i siadam jak on.

– Tylko chciałeś ze mną zjeść lunch?! Groziłeś mi bronią, praktycznie zgwałciłeś mnie na ulicy, a do tego prześladujesz! Kolego, znam dobry zakład psychoterapeutyczny!

Jego oczy z niewiadomego powodu zrobiły się wielkie jak spodki, a usta rozchyliły.

– Jak ci się do cholery udało to powiedzieć bez żadnego zatrzymywania? – wyszeptał z pełnym czci podziwem, po czym spróbował: – Psychotera-peuty-czny.

Znacie to uczucie, że świat się wali, i nieważne co zrobicie, nic nie jest w stanie wywalić was z dołka? Czaicie, na przykład jak zjecie całą Nutellę.

Tak się właśnie teraz czuję.

– Słuchaj, wydostań nas stąd to pójdę z tobą na ten pieprzony lunch – obiecałam możliwie najspokojniejszym głosem na jaki w tej chwili mnie było stać. Oczy Pana Gnata rozświetliły się jak bożonarodzeniowa choinka.

Machnął ręką.

– Stara, luuuzik. Jak dasz mi to śmieszne coś co masz we włosach to raz-dwa nas stąd wygarnę. Ale najpierw, gdy nie możesz ode mnie uciec: porozmawiamy sobie.

Pan GnatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz