5

5 2 0
                                    

On naprawdę jest ciężki. Żywe dziewięćdziesiąt kilogramów chłopa. W tej chwili nieprzytomne.

Pod jego masą upadam na podłogę, a on leży na mnie. Oż kurwa.

Próbując się spod niego wydostać, podnoszę przerażony wzrok na tego, kto mu przyładował i jęczę z frustracją.

-- Noż ja pierdolę, Aaron, co ty tu robisz?

Jasny uśmiech Aarona prawie że rozświetla ciemności, gdy macha radośnie patelnią.

– Ordynarna jak zawsze. I to w tobie kocham. Chodź, czas stąd spieprzać – mówi wesoło, przechodząc nad Panem Gnatem i pomagając mi wstać. Jezu, dlaczego wszyscy myślą, że sama nie potrafię podnieść dupy?

– Serio, Aaron, co ty tu do cholery robisz? Nie powinieneś teraz pieprzyć się z jakimś kolesiem?

Błyska do mnie ząbkami, prowadząc mnie za rękę. Wychodzimy na jakiś korytarz. Brudny korytarz. Z każdym krokiem robi się coraz zimniej i ciemnej. I brudniej.

– Och, nie bądź taka. Każdy musi zrobić od czasu do czasu skok w bok, nieprawdaż?

No nie wierzę, że prowadzimy taką rozmowę, gdy zostałam porwana i przetrzymywana.

– Skąd wiedziałeś, że tu będę? – zapytałam, a on wzruszył ramieniem.

– Dostałem cynk, że on tu będzie. Potem dowiedziałem się, że ty też. No to przybiegłem na ratunek.

– Hola, hola, wy się znacie?

Rzuca mi spojrzenie mówiące: „Jesteś idiotką".

– Taa, nie licząc rozbieranego spotkania, poznaliśmy się już wcześniej. Lekko mówiąc, nie jesteśmy przyjaciółmi. – Ciągnie mnie za sobą. Teraz wchodzimy na jakieś schody i schodzimy w dół. – I możesz mi łaskawie powiedzieć, co ty do cholery robiłaś z tym debilem?! Mógł ci coś zrobić!

– Hej, to on mnie prześladuje! I co, ty też jesteś w półświatku czy jak?! Skąd się niby znacie? I dlaczego on mnie śledzi i nie chce mi dać spokoju? – krzyczę szeptem. Jakoś nie mogę podnieść głosu w tym przerażającym domu, gdy nie jestem w tamtym pokoju.

Ponownie wracamy na jakiś korytarz. Tu jest już trochę czyściej i jaśniej. Miło.

– Jak się poznaliście? – zapytał Aaron.

–Nie twój zasrany interes – odwarkuję. Bardzo dojrzale, trzeba dodać. Słyszę jak Aaron gwałtownie wciąga powietrze nosem.

– Co, kurwa? Nie mój interes? To, że pierdolona szumowina z półświatka, która sabotuje wszystko w moim życiu, prześladuje także moją dziewczynę, nie jest moim interesem?! W co ty grasz, do kurwy nędzy?!

Czekajcie, zatrzymajmy się w tym momencie na chwilkę.

„Moją dziewczynę"?!

Szarpię mocno za jego rękę, którą mnie trzyma i obracam go w swoją stronę, zatrzymując. Mierzy mnie twardym i wściekłym wzrokiem. On jest wściekły? To ja mu tak pokażę, że majtek nie doczyści.

– Twoją dziewczynę? Jak tylko chciałam przyjść do ciebie, bo miałam gorszy dzień, widzę ciebie z jakimś pierdolonym kolesiem. Nagich. I robiących coś, czego wolałabym nigdy nie widzieć. A potem, gdy wychodzę, co się dzieje? Wpada na mnie pieprzony Pan Gnat, który praktycznie próbuje mnie przelecieć na środku ulicy! Kim myślisz że jesteś, żeby mówić o mnie „moja dziewczyna"?! – Dobra, nigdy nie potrafiłam się kłócić. Przeważnie dawałam w pysk albo w inną część ciała, po czym odchodziłam dumnie. Ale teraz mam ochotę naprawdę porządnie sobie powrzeszczeć.

A ten zdziecinniały kretyn tylko pokręcił gniewnie głową i zmierzył mnie zrezygnowanym spojrzeniem.

– Serio chcesz się tutaj kłócić o te pierdoły?

– Tak! Nie! Kurwa, nie ma się o co kłócić! Nie jestem twoją dziewczyną, jestem silną i niezależną kobietą!

Roześmiał się. Dajcie mi siekierę, to posiekę. Na drobno.

Chyba jednak nie jestem taką silną kobietą, biorąc pod uwagę to, z jaką łatwością złapał mnie wpół i zarzucił sobie na ramię, po czym zaczął wesoło popierdalać w stronę wyjścia.

Gdy wreszcie wyszliśmy na ulicę, przestałam się awanturować, bo by mnie jeszcze za nienormalną wzięli. Albo za potrzebującą ratunku, ale jedna cholera wie bostończyków. Nie będę ryzykować ośmieszenia.

Aaron pozwolił mi ześlizgnąć się na ziemię przy czerwonym Pontiac Firebird. No cholera, to zabawne.

Uwielbiam stare, klasyczne samochody. Dajcie mi Chevroleta Chevelle z 1969 czy Mustanga z 1964...

Berecittę z 71...

Totalny orgazm.

A teraz zostaję na siłę wciśnięta do prze-kurwa-zajebistego Pontiac Firebird z 1968, i nawet nie mogę się rozkoszować miękkimi, skórzanymi fotelami ani innym gównem, bo wkurwia mnie obecność geja siedzącego obok mnie.

A nie, przepraszam bardzo: osobnika biseksualnego.

Nie zrozumcie mnie źle, dzielni obrońcy ludzkości: nie mam nic przeciwko gejom czy lesbijkom. Niech sobie żyją i się liżą w zaciszach swych domów. Póki nie zaczynają adoptować dzieciaków i zarywać do zajętych, mam ich w dupie.

Ale biseksualiści to inna para kaloszy. Spójrz, jesteś sobie, wesoła i promieniejąca z jakimś kolesiem. Cała w skowronkach idziesz go odwiedzić i co twoje oczy widzą? Twojego kochasia, splecionego w namiętnym uścisku z... kolesiem.

Zajebiste uczucie. Mniej więcej takie jak przy wynoszeniu końskiego gówna z boksu.

Ale zbaczam z tematu.

– Powiesz mi, do cholery jasnej, gdzie mnie wieziesz? – pytam spokojnie.

Tak, cóż, staram się być spokojna.

– Spokojna głowa, zajedziemy do mnie, to ci wszystko wytłumaczę. – Gdy unoszę powątpiewająco brwi, dodaje: – Tak, kochana, opowiem ci wszystko o tym ryżym. No, może nie wszystko.

Ej, Pan Gnat wcale nie jest ryży. Ma piękne i gęste włosy o barwie rdzy...

Hej, hola hola! Na myślenie o włosach psychola mi się zebrało.

A te jego oczy... Tak ciemne tęczówki, że ma się wrażenie, iż w ich głębinach można...

Wohohoł! Stop, zatrzymaj to gówno.

Nie odzywam się do końca jazdy, Aaron też nie jest zbytnio gadatliwy. Pewnie zbytnio go zajęło pożeranie wzrokiem bibelotów z damską bielizną.

I nie, wcale nie przesadzam. Gdybym w pewnym momencie nie szarpnęła za kierownicę, wylądowalibyśmy w pięknym rozprysku szkła w sklepie. Dlaczego? Bo oczy Aarona wyszły się przespacerować po cyckach z papieru.

Wreszcie, szczęśliwie żyjąc jeszcze, stanęliśmy przed jednym z tych uroczych, kamiennych, trzypiętrowych budynków. Drzewka, trawka, wesołe kolory ścian, klimatyczne balkoniki – no po prostu raj.

I siedziba kutasa lubiącego na brązowo.

Aaron poprowadził mnie schodami na trzecie piętro. Minęliśmy się z jakąś parą. Chcąc nie chcąc podsłuchałam co kobieta mówiła do swojego towarzysza, a z jego miny wywnioskować mogłam, że temat był już roztrząsany na wszystkie sposoby:

– No i wyglądam jak Hitler, muszę iść do tego fryzjera, przecież nie będę babć na osiedlu straszyć, jeszcze pomyślą że wojna wróciła.

Parsknęłam pod nosem, ale na szczęście para była już na tyle daleko, że tego nie usłyszała.

Zdradzający kundel aka Aaron otworzył przede mną drzwi.

Życzcie powodzenia dzielnej komandosce, która wkracza do siedziby wroga.

Uwaga, uwaga, wkraczam do jaskini lwa.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 31, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Pan GnatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz