ŚCIEŻKA KRWI

27 3 0
                                    


Czasami wydaje się nam, że mamy wszystko pod kontrolą, że nic nam nie grozi. Tak samo i mnie wydawało się to oczywiste, że w naszym ośrodku nie mam się czego bać.
BUM! - budzi mnie dźwięk dobiegający z korytarza. „Co tam kurwa się dzieje?". Spoglądam na ścienny zegarek, trzecia czterdzieści. Łomot powtarza się, tym razem pociągając za sobą krzyki, okropne krzyki bólu i cierpienia. Zrywam się na równe nogi. Czuje, że dzieje się coś niedobrego. Otwieram szybko szafę i zakładam czarne dresy i ciemnozieloną koszulkę. Przydałoby się w coś uzbroić. Rozglądam się po pomieszczeniu iii... Jest! W stojącej w rogu pokoju doniczce stoi wbity w ziemię pręt, podtrzymujący kwiatek. Bez wahania chwytam za improwizowaną broń. Lekko uchylam drzwi od mojej sypialni. Na korytarzu zupełnie ciemno, a co najdziwniejsze-stuprocentowa cisza. Zawsze o tej porze przecież przechadzała się tędy ochrona. Co się mogło stać? Sam nie wiem, czy mam kogoś poszukać, żeby zapytać go, co się stało, czy może poczekać do rana? W sumie to chyba nic się nie stanie, jeśli pójdę teraz? Tylko wezmę ze sobą jeszcze jedną rzecz. Wracam do wnętrza pokoju i otwieram szufladę. Leżą tam, nowoczesne gogle noktowizyjne. Ten zaawansowany model nie potrzebuje źródła światła, do tego, aby widzieć w ciemności. Biorę je do ręki i nakładam na oczy. Naciskam przycisk znajdujący się między oczami, okulary zaczynają działać. Czas wyjść i sprawdzić co się stało. Jak miało się okazać, to była moja najgorsza decyzja.
Zamykam za sobą drzwi i ruszam korytarzem przed siebie, nie znam całego kompleksu. Mam rozeznanie wyłącznie w części, w której pracuje. Spróbuje się dostać do pokoju ochrony strefy mieszkalnej personelu. To dwa zakręty w prawo i jeden w lewo, jakieś 70 lub 80 metrów. Dzierżąc swój pręt w garści, ruszam przed siebie. Mijam pierwszy zakręt, za mną są schody do izolatek. Nagle słyszę potworny krzyk. Odwracam się. A na schodach stoi dwumetrowy, zakrwawiony człowiek. Na szczęście oddziela nas krata. Szaleniec zaczyna w nią walić pięściami. Postanawiam podejść bliżej. Będąc przy schodach, prostym sztychem w brzuch moją bronią pozbawiam go tchu. Mija dosłownie sekunda, gdy zza jego pleców wychodzi dziewczyna. Jej oczy... Zapamiętam to chyba na zawsze. W jej wzroku widać ogromną żądzę mordu. Widzę, jak wgryza się w rękę mężczyzny i odrywa zębami kawałek skóry. Krew cieknie obwicie. Kobieta gryzie i przełyka swój posiłek, po czym popija go jego krwią. Makabryczny obraz, ale ja już przywykłem. Co się tu do kurwy stało? Gdzie jest ochrona? Czemu pacjenci nie są w swoich salach? Na te wszystkie pytania miałem poznać odpowiedź później. Odwracam się od naszej uroczej parki. Dość się napatrzyłem. Muszę dostać się do pokoju ochrony. Ruszam dalej, pomijając drugi zakręt, lecz przed trzecim zatrzymuje mnie dziwny odgłos. Zaglądam za róg. Ten obraz mówiąc kolokwialnie — rozsadza mi mózg. Pod drzwiami pomieszczenia ochrony jeden z pacjentów uprawia z kimś seks. Dopiero po dokładnym przypatrzeniu się doznaję szoku. On to robi z pracownikiem ochrony, ale nie to jest najgorsze. Ochroniarz nie ma głowy. A pacjent nie uprawia z nim stosunku analnego, jak początkowo sądziłem, lecz wkłada mu penisa w dziurę wyciętą w brzuchu!!! Przy każdym ruchu tryska krew. Psychol jęczy z podniecenia. Postanawiam go zabić. Korzystając z tego, że jest zajęty swoim „kochankiem”, wychodzę zza rogu, trzymając się jak najbliżej lewej ściany. Wariat nie przestaje oddawać się swojej dewiacji. Jestem już coraz bliżej, mimo iż jest do mnie odwrócony bokiem, zbyt zajęty, żeby zwrócić na mnie uwagę. Jeszcze tylko kilka kroków. Zachodzę go od tyłu. Unoszę pręt. Dwie sekundy. Tyle potrzeba, żeby pozbawione życia ciało opadło na ziemię. Wyrywam sterczącą z jego pleców broń, przeszła na wylot. Krew rozlewa się po podłodze. Odwracam się. Mój cel jest za drzwiami. Naciskam klamkę. Otwierają się bez żadnego skrzypnięcia. To, co jest w środku, przyprawia mnie o chwilową dezorientację. Leżą tu ciała pracowników ochrony, jest ich pięć. Jedni pozbawieni głów, drudzy kończyn, ale wszyscy tak samo martwi. Szukam dowódcy, to on ma klucze do szafki z bronią. Niestety wśród zwłok go nie ma. W pomieszczeniu są jeszcze jedne drzwi, drzwi od windy. Tam prowadzi ścieżka krwi. Sprawdzę to za chwilę, rozglądnę się jeszcze po pomieszczeniu. Postanawiam sprawdzić półki w poszukiwaniu jakiejś lepszej broni niż moja. Przeglądam każdy kąt, niestety nie ma tu nic. Nagle na korytarzu słyszę krzyk. Podbiegam do drzwi i szybko je zamykam, podstawiam krzesło pod klamkę. Mam nadzieję, że nikt ich nie wyważy. Przez chwile jest cisza. Przykładam ucho do drzwi, nasłuchując i w tym momencie, coś uderza w drzwi z ogromną siłą. Krzesło mało co nie odskakuje. Postanawiam się wycofać. Uderzenia się powtarzają. Ktoś krzyczy i wściekle wali w drzwi. Naciskam przycisk windy. Jej drzwi się otwierają. W środku jest kałuża krwi. Niestety, nie widać ciała oficera. Winda jeździ tylko do piwnicy, więc mam nadzieję, że go odnajdę. Naciskam przycisk. Kolejne uderzenie z korytarza. Krzesło odskakuje. Drzwi windy się zamykają. Ruszam na dół. Do piekła. Chociaż, możliwe, że piekło zostawiłem na górze…
Trzy minuty. Tyle właśnie trwa podróż na dół. W tym czasie, miliony myśli przemykają przez moją głowę. Nie zauważam, nawet kiedy docieram do celu.
Na dole ciemność, ale mój noktowizor sobie z nią wyśmienicie radzi. Na podłodze widoczne są ślady krwi. Robie kilka kroków w jej stronę, nagle słyszę okropny krzyk w głębi piwnicy. Coś jakby człowiek warczał. Prawdopodobnie mamy tu psychola. Ruszam za śladami krwi, nerwowo rozglądając się na boki. Ściskam mocniej moją prowizoryczną broń. Przechodzę przez jedno z pomieszczeń. Słyszę hałas czegoś przewracanego trzy metry za moimi plecami. Odwracam się gwałtownie. To tylko szczotka, oddycham z ulgą. Ruszam dalej za krwią. Po paru chwilach go znajduje. Wisi pod sufitem. Okręcony drutem kolczastym. W pomieszczeniu obok słyszę hałas. Coś się tam przewraca i krzyczy. Szybko sięgam do kieszeni szefa ochrony. Jest! Znajduję klucze do szafki z bronią. Szybko je biorę i uciekam z powrotem. Droga na górę jest tylko jedna, winda, którą jechałem wcześniej. Biegnę w tamtą stronę. Hałas za moimi plecami się zwiększa. Coś mnie goni. Słyszę rozdzierający krzyk.
Jest coraz bliżej. Zostało mi kilka metrów. Dopadam do windy i wbiegam do środka. Przeraźliwie krzyczący wariat za mną jest już blisko. Naciskam guzik. Drzwi się zamykają w chwili, gdy uderza w nie siekiera. Krzyk wściekłości przeszywa mnie dreszczem.
Winda rusza do góry. Nie wiem, co mnie tam czeka, możliwe, że to coś, co się tam dobijało, jest w środku. Możliwe, że mnie zabije od razu, jak tylko winda tam dojedzie. Szafka z bronią jest tak blisko. Musi mi się udać. Musi! No cóż, przekonamy się na górze.

OŚRODEK ZŁAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz