CISZA PRZED BURZĄ

41 4 5
                                    

-Fiodor!!! Ruszysz to dupsko, czy nie?- mój kolega po fachu Jurij jak zwykle w swoim stylu zrywa mnie z łóżka.
-No idę przecież-odpowiadam ze złością-Nie możesz chociaż raz dać mi się wyspać?
-Ładuj się w fartuch i jazda do bloku E, pokój 472; pacjenta trzeba przygotować do zabiegu- wykrzykuje mi w twarz i wychodzi.
Rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu ubrania. Drapiąc się po głowie wkładam moje białe, lekarskie drewniaki.
Nareszcie znajduję ubranie, wisi w szafie, jak ja mogłem tam nie zajrzeć od razu. Zakładam pośpiesznie mój uniform w kolorze butów i poprawiam plakietkę: Dr Fiodor Sokołow. Uśmiecham się na jej widok- przecież żaden z pacjentów nam nie ucieknie, nie ma co się obawiać, że znają nasze nazwiska.
Wychodzę z pokoju i zamykam drzwi na klucz, chowam go do prawej kieszeni spodni. „Mam dostać się do bloku E, więc windą numer 34 na 4 piętro i korytarzem prosto do celu." Uśmiecham się do tych myśli i ruszam labiryntem szpitalnych uliczek.
Dwadzieścia minut. Tyle zajmuje mi podróż. Niestety, docieram na zabieg spóźniony, ale bez głównego lekarza psychiatry przecież nie zaczną...
-Nareszcie Fiodor, ile można?
-Oj tam, przecież jestem- odpowiadam wkurzony-Co dzisiaj mamy?
-Halucynacja trzeciego stopnia, dla pacjenta numer 1323, masz, przejrzyj kartę-mówi szef trzeciego piętra, bloku E podając mi plik kartek papieru.
Asystenci ordynatora oddziału podłączają kable do wielkiego telewizora na ścianie, naprzeciw niego zostaje ustawiony wózek inwalidzki, z pasami na nogi i ręce, a także ze specjalnym hełmem wychodzącym z oparcia, służącym do utrzymywania głowy pod jednym kątem, tak by pacjent nie mógł jej obrócić i cały czas patrzył na ekran. Pasy podtrzymujące kończyny są zwalniane zdalnie.
Gdy wszystko jest przygotowane wprowadzony zostaje obiekt gotowy do zabiegu. Pielęgniarze sadzają go w wózku i zapinają pasy, po czym odchodzą od niego zamykając kratę. W ten sposób pacjent znajduje się w swego rodzaju klatce. Do klatki obok, już bez telewizora, zostaje wprowadzony tzw. Odpadek, czyli pacjent niezdatny do zabiegu, przydatny do sprawdzania skuteczności badań u innych obiektów testowych.
Ordynator rozpoczyna sesje. Na początek wyświetlane są obrazy krwi i rozczłonkowanych ciał na zmianę. Jestem przyzwyczajony do zabiegów, więc nie robi to na mnie wrażenia. Kolejna faza to brutalne morderstwa. Na telewizorze ukazują się najkrwawsze sceny jak z horroru. Nasz pacjent nie może się ruszyć, nie może również zamknąć oczu na skutek zastrzyku lekarza.
Po trzydziestu minutach pasy zostają zwolnione, krata oddzielająca klatki zostaje zdalnie podniesiona. Rzucam przez kratę dla obiektu halucynacji wcześniej przygotowany nóż. Podnosi go. Ogląda. Sprawdza jak mu leży w dłoni i rusza w stronę Odpadka.
Łapie go za włosy. Tamten krzyczy, ale to jeszcze bardziej roznieca żądzę mordu. Na jedną chwilę, oczy mordercy i ofiary się ze sobą spotykają, ale już po sekundzie, wzrok Odpadka staje się oszalały, z bólu i niewyobrażalnego cierpienia spowodowanego ciosem nożem w brzuch. Ostrze wchodzi gładko. Podrywa ciało do góry. Z rany obficie ciekną strumienie krwi. Stal przechodzi powoli w górę, rozcina skórę prostym cięciem. Morderca odchodzi od ofiary, natychmiast dostaje strzałką z pistoletu. Zasypia. Eksperyment się udał.
- Obiekt pomyślnie przeszedł w stan hipnozy- mówi ordynator-Doktorze Sokołow, proszę zapisać to w jego karcie.
Robię, co do mnie należy i udaje się prostą drogą, do stołówki na obiad. Rutyna- nic nowego.
Oczywiście posiłkiem znowu są jakieś cholerne konserwy. Czasami naprawdę zastanawiam się, czy oni nas mają za jakieś psy? Mimo wszystko podchodzę do okienka, gdzie wydają jedzenie.
-Konserwa mięsna z sosem grzybowym-mówi kucharka.
-A wsadź ją sobie w dupę-odpowiadam i zabieram ze złością talerz. Czy oni chodź raz nie mogą ugotować pieprzonych ziemniaków? Oczywiście, że nie mogą, bo po co. Najlepiej siedzieć na tyłku i tylko podgrzewać żarcie z puszki. No trudno, jakoś się przemęczę.
Po obiedzie udaję się na kolejny zabieg. Tym razem polega on na uzyskaniu gwałciciela. Przebiega podobnie z tym że w pierwszej fazie pokazywane są lekkie gwałty, natomiast w drugiej niesamowicie brutalne. Tym razem ofiarą pada kobieta, zostaje obezwładniona i przywiązana do krzesła przez oprawcę. Wtedy właśnie następuje punkt kulminacyjny eksperymentu. Badania kończą się sukcesem, ofiara gwałtu zostaje oddana w ręce asystentów. Będzie teraz potrzebna przy innych próbach.
-Stop! - krzyczę do pielęgniarzy-następny zabieg dotyczy kanibalizmu, prawda?
-Zgadza się.
-Zaprowadzić mi to dziecko do sali testów, dziewiętnastoletnie, świeże mięsko, będzie pasować idealnie.
Tylko dzięki lekom nasennym dziewczyna się nie wyrywa. Jakoś nie czuję współczucia do żadnego z pacjentów, przecież „cel uświęca środki".
Wchodzę do sali zabiegowej. Wszystkie oczy są zwrócone na mnie. To ja poprowadzę najbrutalniejsze jak do tej pory badanie. Kanibalizm. Postaram się sprawić, żeby badany zjadł dziewczynę, znajdującą się w klatce obok. Tradycyjnie już fazę pierwszą otwierają obrazy o lekkiej tematyce. Tym razem, tak jak w przypadku zabiegu morderstwa, jest to krew i organy wewnętrzne. Oczywiście obiekt ma wstrzyknięte specjalne związki chemiczne, wspomagające hipnozę. W drugiej fazie na ekranie pojawiają się akty spożywania ludzkiego mięsa. Wszystko jest gotowe, daję więc sygnał do rozpoczęcia eksperymentu. Pierwsza część przebiega bez problemu. Pacjent poddaje się wpływom badania bez żadnych oporów. W fazie drugiej następuje przełom, widzę, że naszemu kanibalowi pieni się ślina i zalewa mu całą brodę. Postanawiam zwolnić pasy. Obiekt testów wstaje i w błyskawicznym tempie dopada swoją ofiarę, gdy tylko podnosi się krata. Chwyta ją za twarz i wgryza się w nos. Odrywa go wzburzając fontanny krwi. Dziewczyna krzyczy. Zastrzyki nie potrafiły uśpić tak ogromnego bólu i zachować ją przy świadomości. W czasie gdy ona cierpi kanibal gryzie i połyka swoją kolację. Zabiera się teraz do jej oczu. Wydłubuje je palcami. Gdy mu się to w końcu udaje, wysysa resztki krwi z oczodołów. Młoda kobieta traci przytomność. Zauważam, że jeden z pielęgniarzy chce przerwać eksperyment. Nie mogę mu na to pozwolić. Wzywam oddział ochrony. Mimo iż w naszym szpitalu jest tylko szesnastu ochroniarzy, przybywają w trzy minuty. Chcą wyprowadzić delikwenta, ale on stawia opór, twierdzi, że najpierw należy przerwać test. Zostaje zastrzelony, za niepodporządkowanie się swojemu zwierzchnikowi, czyli mnie. Oddział prewencji wynosi trupa. Przyda się do eksperymentu, u nas nic się nie marnuje. Wracamy do przerwanych prób. Okazuje się, że kanibal skonsumował już całą twarz swojej ofiary. Uszy i nos zostały odgryzione i zjedzone. Daje rozkaz do przerwania testu. Jeden z oddziałowych strzela środkiem usypiającym w pacjenta.
- Zanieść go do jego pokoju i dobrze unieruchomić-mówię do pielęgniarzy-nie chcemy przecież, żeby narobił szkód.
Wchodzę do klatki z martwą dziewczyną, chcę zobaczyć, jak bardzo się posilił nasz przyjaciel. Okazuje się, że nie tylko okolice głowy zostały pogryzione. Ofiara straciła w zębach swojego oprawcy również sutki i palce u dłoni i stóp. Razem z doktorem Bykowem stwierdzamy również rany w okolicach intymnych. Eksperyment uznajemy za udany. Ofiara wykrwawiła się z nadmiaru ran.
-Dobra Fiodor, spadamy spać-mówi Bykow, mały, sześćdziesięcioletni grubas.
- Racja, cholernie mnie zmęczył ten dzień.
Droga powrotna do mojej kwatery zajmuje pół godziny, przez to, że co chwile ktoś mnie zagaduje. Eh... taka praca. W pokoju odnajduję przywiezioną z kuchni kolację. Taaak, znowu cholerne konserwy. No nic, zjadam je ze zniesmaczoną miną i szykuję się do spania. Leżąc w łóżku, zmawiam krótką modlitwę, nakrywam się kołdrą i idę spać. Zasypiam szybko, nie wiedząc, że ta noc zmieni mnie z myśliwego w zwierzynę...


OŚRODEK ZŁAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz