Rozdział 6

55 7 0
                                    

W pewnym momencie znalazłam się w... lesie? Stałam tuż przy jeziorze, na którym znajdowała się mała wysepka. Wokół mnie rosły piękne drzewa przedzierały się lekki promienie księżyca w pełni. Chwila, chwila czy przed chwilą nie było dnia?! Jednak mimo wszystko krajobraz był cudowny, miliony gwiazd a w samym centrum piękny, srebrny księżyc. Lekki, orzeźwiający wiatr muskał mą twarz co sprawiało, że mogłabym siedzieć tam całymi godzinami, czytając książki lub słuchając muzyki... Ahh, byłoby cudownie. Z rozmarzeń wyrwało mnie wycie. Wycie wilkołaka. Od razu zaczęłam rozglądać się z niepokojem dookoła, wypatrując bestii. Zwierzę zawyło drugi raz, tym razem dużo bliżej...  Po mojej prawej stronie słyszałam szelest liści, który był coraz głośniejszy co oznacza, że stwór jest już niedaleko. Strach sparaliżował mnie całkowicie, nie dając mi ruszyć się i uciec stąd jak najszybciej. Chwilę później liście zaszeleściły tuż za mną a z roślin tuż nad moją głową skoczył... pies? A ja już się bałam, że to jest wilkołak... Głupia ja zawsze sobie coś ubzduram, jednak coś mi w tym psie nie pasuję. Zwierzę to było wielkie, czarne a jej krwisto czerwone oczy świeciły w ciemnościach. Gdy patrzałam tak na tego strasznego psa, przypomniała mi się lekcja wróżbiarstwa. Dziewczynie z domu Lutins, fusy w filiżance ułożyły się na kształt  tego mrocznego zwierzęcia. Śmieszna sytuacja się w tedy zrobiła, ponieważ kiedy Alice dowiedziała się, że pies ten jest omenem śmierci... Zemdlała. Uśmiechnęłam się do siebie, lecz gdy po chwili uświadomiłam sobie, że właśnie koło mnie przebiegł Ponurak, omen śmierci, czy to oznacza, że? Nie, na pewno nie to tylko przypadek. Nie mogłam się dłużej zastanawiać, ponieważ obudziłam się. Usiadłam powoli zastanawiając się co miał oznaczać ten sen. Rozejrzałam się uważnie po dormitorium, wszystkie dziewczyny jeszcze śpią. Ostrożnie zeszłam z łóżka, starając się aby nie obudzić współlokatorek. Na paluszkach ruszyłam w stronę łazienki, po drodze zabierając ciuchy. Po porannej toalecie poszłam sprawdzić która jest już godzina. Zegarek wskazuję 7:30, wcześnie się obudziłam jak na niedziele. Postanowiłam zejść powoli na śniadanie, korytarze świeciły pustkami. Szłam spokojnie, przyglądając się obrazom, gdy zza zakrętu usłyszałam śmiech. Kto o 7 w niedziele już nie śpi? Przyśpieszyłam trochę i dostałam się na korytarz, z którego dobiegał śmiech. Na początku nikogo nie zauważyłam, jednak chwilę później zauważyłam Irytka majstrującego coś przy drzwiach od gabinetu profesor Sinstry. Tak naprawdę to nie przepadam za tą panią, więc... niech sobie robi co chce. Może jednak pomogę mu trochę, no ale tak ociupinkę. Wolnym krokiem podeszłam do Poltergeista, po czym spytałam się :

- Co robisz?

Duch odskoczył od drzwi jak poparzony prawie rozwalając wszystko co udało mu się zrobić, prawdopodobnie myśląc, że jestem prefektem, który nakrył go na robieniu żartu i zgłosi to dyrektorce oraz nie pozwoli mu dokończyć dzieła. Jednak ja zadałam mu ponownie pytanie:

- Co planujesz? Pomóc ci?

- Chcesz mi pomóc? Jasne! Będzie jeszcze lepiej niż planowałem! - Wykrzyczał ciesząc się.

- Tak, tylko mam jeden warunek...

- Ehh, warunek? Jaki?- Zapytał zawiedzony.

- Chcę tylko aby nikt się nie dowiedział o tym, że ci pomagam, a zwłaszcza nauczyciele ok?

- Tak jest, madame!- Powiedział, szczerząc się od ucha do ucha.

- No to powiedz mi o co ogólnie chodzi w twoim planie i co ja mam zrobić.

- To tak... To oto wiadro nad drzwiami naszej kochanej pani profesor jest wypełnione eliksirem, który wyleje się na nią jak przejdzie przez te drzwi. Mikstura spowoduję, że jej skóra stanie się niebieska, włosy czerwone oraz będzie miała piękny makijaż klauna. - Powiedział dumnie wypinając pierś. - A ty? Jeśli byś mogła no i jeśli znasz zaklęcia... Spraw żeby wiadro było niewidoczne i aby eliksir trzymał się co najmniej 10 godzin.

- Przyznam ci, że jest to ciekawy plan, jednak ja dodałabym jeszcze to aby pani Sinstra nie widziała jak wygląda przez zaklęcie iluzji.

- Oczywiście! To bierz się do roboty.

Wyjęłam z kieszeni swoją różdżkę, zastanawiając się nad tym jakie były to uroki. O, już wiem. Szybko rzuciłam na wiadro i drzwi odpowiednie zaklęcia.

- Gotowe, wydaję mi się, że powinny zadziałać. No to ja już spadam bo zaczyna mi burczeć w brzuchu, ale jednak nie mogę się doczekać widoku Aurory. - Oznajmiłam chichotając.

- Dziękuję, jestem ci winny przysługę.- Rzekł Poltergeist i odleciał przechodząc przez sufit.

Pomaszerowałam więc do Wielkiej Sali, aby zjeść posiłek. Chwilę później znalazłam się w sali jadalnej, nie było tam zbyt wielu ludzi. Nasza trójka ślizgonów oraz paru innych mieszkańców domu Slitherina, próbujących poderwać Bernadette, która powoli obrastała w piórka. Przy stole Ravenclawu siedziała grupka przyjaciół rozmawiająca prawdopodobnie o ostatniej przeczytanej książce o wampirach, co można stwierdzić po słowach " - Wcale nie masz racji, on dobrze postąpił ratując swą siostrę przed tym wampirem narażając swe życie. Ja też bym tak zrobiła...   - Halo?? To tylko książka, jednak przyznaje, że to co zrobił było wspaniałe. Szkoda, że nie ma tutaj takich chłopaków. "   Biedny chłopak co tam koło nich siedzi oraz słucha tego wszystkiego. No nic, usiadłam przy swoim stole i nałożyłam sobie na talerz tosty z szynką i serem. Pycha!

Bernadette pov :

Otworzyłam zaspane oczy ziewając, miałam taki piękny sen, w którym dostałam w moim ulubionej galerii dwie godziny na wybranie tylu rzeczy ile chcę, za darmo! Takie piekne, że po prostu nie chce mi się wracać do tej okropnej rzeczywistości, w której są te mundurki niepasujące zupełnie do mojego stylu. W tym tygodniu mam nosić fioletowy kolor, a nie jakiś ohydny szary! Jednak dziś jest niedziela, więc mogę ubrać się tak jak chcę! Szybko podbiegłam do szafy szukając czegoś  w odcieniu fioletu, o to będzie idealne. Poszłam do łazienki wziąć poranną toaletę i przebrać się w ciuchy. Stanęłam przed lustrem wyglądam pięknie, żaden mi się nie oprze. Mam na sobie krótką, jasnofioletową, rozkloszowaną spódniczkę do tego sweterek w tym samym kolorze. Czarna bluzka na ramiączka i botki do kolan również czarne, świetnie do siebie pasują. Teraz wystarczy tylko się pomalować. Po skończonej czynności postanowiłam pójść coś zjeść, nie musiałam starać się być cicho, ponieważ mam dormitorium sama. Moi rodzice nie pozwolili by mi mieszkać razem w pokoju z takimi prostaczkami... I za to ich kocham. Wyszłam z mojego małego mieszkanka i przeszłam przez Pokój Wspólny. Ruszyłam żwawo korytarzem  stronę schodów na parter. Kto wymyślił żeby nasz pokój był akurat w lochach? Jakbym mogła to bym nawrzeszczała na założycieli za to, że to akurat tu! Fuuu ale wielka pajęczyna, ble. Jak szłam było słychać echo moich kroków... Kiedy byłam już niedaleko sali usłyszałam z pierwszego piętra jakby... rozmowe? Postanowiłam sprawdzić to jeszcze przed tym jak pójdę zjeść śniadanie. Po cichu weszłam po schodach i ostrożnie podeszłam do korytarza, w którym rozmawiały dwie osoby. Przylgnęłam do ściany i wsłuchałam się w rozmowe. No ciekawie... Nasza grzeczna uczennica coś takiego? Uśmiechnęłam się pod nosem, to teraz będzie miała ciekawe życie moja kochana przyjaciółeczka.

Never Just Say Never/H.P/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz