Rozdział 4

386 29 5
                                    

Po dłuższych sprzeczkach chłopaków i namowach, zgodzilam sie pojechać do nich. 
Rano obudził mnie telefon. Numer nieznany. Bałam się odebrać, ale zrobiłam to. 

-Dzień Dobry czy rozmawiam z Panią Laura?

-Tak, słucham?

-Czy mogłaby Pani przyjechać zidentyfikować ciało niejakiej Weroniki.
-Co, ale jak to Weroniki-jąkałam się, cała się trzęsłam ze strachu.

-Proszę przyjechać.

Upuściłam telefon i zaczęłam płakać.Skuliłam się na podłodze. Poczułam jak ktoś mnie obejmuje, biło od niego niewiarygodne ciepło. Po jakiś 30 minutach poprosiłam Andiego żeby zawiózł mnie do prosektorium. Przed budynkiem obleciały mnie ciarki, zimne dreszcze. Weszłam do środka i zostałam skierowana do jakiejś sali. Ściany były białe i sterylne, małe metalowe wózeczki z jakimiś narzędziami o ile można to tak nazwać. Na środku stał metalowy stół a na nim ciało przykryte jakimś białym materiałem.
-Jest Pani gotowa?-zapytała kobieta ubrana w biały kitel.

Kiwnęłam głową na znak zgody, w tedy podniosła materiał. A moim oczom ukazałam się blada twarz mojej siostrzyczki. To jakiś pieprzony sen z którego się zaraz obudzę i wszystko będzie w porządku.

-Czy to Wer...

-Tak to ona-mówiłam przez łzy.

Czuje  rękę na swojej tali.  Mocno się do niego przytuliłam, moczyłam mu koszulkę swoimi łzami. W końcu powstrzymałam łzy i przez zaciśnięte żeby zadałam pytanie.

-Jak zginęła?

-Miała wypadek samochodowy z niejakim Panem Jamiem, przebywa obecnie w szpitalu w stanie ciężkim, oby dwoje byli pod dużym wpływem alkoholu i narkotyków. 

Zacisnęłam pieść i wybiegłam z tego pomieszczenia. Swoje pewne kroki skierowałam do szpitala który był tuż obok. Jedyna myśl jaka teraz krążyła mi po głowie to zabić go, on nie może żyć kiedy moja siostra nie żyje! 

Wbiegłam tam jak oparzona. Od podstarzałej kobiety ze sztucznym uśmiechem dowiedziałam się gdzie ten skurwiel leży. Pobiegłam na trzecie piętro pod sale numer 406. Leżał na środku sali, podłączony do mnóstwa różnych kabelków, każdy prowadził do innej aparatury. Chciałam już tam wejść i podłączać go. Ale jakaś dziwna siła w środku nie pozwalała mi na to. Mówiła "stój on będzie cierpiał bo to on ją zabił, to będzie większa kara". Posłuchałam. Skierowałam się do windy i zjechałam na dół. Wyszłam ze szpitala i usiadłam na ławce przed nim. Szukałam wzrokiem czarnowłosego. Nie było go nigdzie, w sumie się nie dziwiłam. Wykręciłam numer mamy. Nie odbierała. Wstałam i ruszyłam przed siebie cicho łkając pod nosem. Po ponad godzinnym spacerze dotarłam do domu. Weszłam do środka z nadzieją, że od progu przywita mnie siostra. Jednak tak się nie stało czyli to nie był sen, tylko rzeczywistość. Poszłam do jej pokoju położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Zasnęłam. 

Be with me// Andy Biersack [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz