|V| Fantasma|

625 75 11
                                    

Niewiele się dzieje w tej szkole- to chyba jedyna słuszna uwaga Yato, poczas przebywania na zajęciach. Zawsze myślał, że to, co robią uczniowie ma w sobie nutkę "tego czegoś" i że licealne życie, faktycznie jest życiem, a nie jego nędzną imitacją. Mylił się, niestety. Przemierzał korytarz powoli, wspominając wczorajszy wieczór.
***
-Ile jeszcze sobie dajesz?- szepnął Yukine, a głowy wszystkich wokół, czyli Daikoku i Kofuku, opadły w dół, jakby nagłe wspomnienie dziewczyny było zbyt ciężkie dla ich umysłu- ile jeszcze jej dajesz czasu?
Yato patrzył bystro przed siebie, analizując każde słowo, które padło z ust blondyna i wziął głęboki wdech, jakby nie mógł już wytrzymać.
-Miesiąc. Potem wyjeżdżamy, według planów.
Yukine pokiwał głową, a po jego policzku powoli spłynęła pojedyncza łza.
-To i tak nic nie da.
***
Mimo wszystko, Yato nie tracił nadziei. Tak mocne więzi, które łączyły jego i Hiyori nie mogły zostać nagle przerwane- nie bez przyczyny. Minął rok, od kiedy ojciec zniknął z ich życia. Pieprzony rok, po którym ten staruch pojawił się tu na nowo, na trzy miesiące porywając Yato do siebie. A, właściwie- ojca nawet tam nie było- tylko Nora do niego przychodziła. Dzień w dzień, bóg widział jej uśmiech, szeroki i nieszczery. Ale po co to wszystko? Przecież, teraz nikt go nie szukał, Hiyori była bezpieczna przez te trzy miesiące, Yukine tak samo. O co zatem chodziło?

Takie myśli krążyły po jego głowie, złośliwie i ciągle, jakby zasiedliły się w jego mózgu. Wymieniał gwałtownie deficyt tlenu i był jakby nieobecny. Nawet Yukine to zauważył- każdego dnia przecież, Yato miał ten sam, pusty wzrok, który niegdyś był iskrzący i żywy. Kiedyś to był bóg, który chciał zmienić świat na lepsze. A teraz? 
Kim on był teraz? Na pewno nie tym Yato, którego znali wszyscy, a ledwie swoim wrakiem, przemierzającym korytarze szkoły, smutno patrzącym na pismo Iki w zeszytach Yukine i odmawiającym każdego posiłku.

Bóg szedł przed siebie wolno i bez jakiegokolwiek wyrazu, nasłuchiwał nauczycieli w klasach- jak spokojnie tłumaczą uczniom materiał. Nieraz głos był słodki albo po prostu oschły i wyraźnie znudzony.

-Chodź!- nagle, z oddali, do uszu Yato dobiegł głos, który znał doskonale. Ani przez chwilę się nie zawahał i szybko odwrócił się na pięcie, by zobaczyć ją- Hiyori. Biegła roześmiana między promieniami słońca. Ścięła włosy, prawda? Yato uśmiechnął się delikatnie. Wyglądała w tej długości doroślej- w końcu, w lecie skończyła osiemnaście lat. Patrzył tak w jej oczy, a ona jakby na niego. Och, żebyście wiedzieli jak go to cieszyło! Czuł na sobie jej fiołkowy wzrok, co rozpalało go od środka. Jego twarz, stała się promienna na widok przyjaciółki, a ręce zaczęły drżeć. Zawsze łudził się nadzieją, że ona pamięta i go dostrzega, ale po kilku sekundach przypominał sobie, dlaczego właśnie jej oczy przypominały mu o kwiatach zapomnienia- fiołkach.
- Czekaj! I tak jesteśmy spóźnieni!- To zawołał ten gówniarz, Akihito, który łazi za nią codziennie jak jakaś przybłęda. Yato popatrzył na niego z zniesmaczeniem wypisanym na twarzy i zastanowił się, co takiego Hiyori w nim widzi. Był to czarnowłosy chłopak z brązowymi oczami, nieco wyższy od Hiyori, ale za to niższy od Boga. Nie wydawał się aż nadto inteligentny, albo czuły. Właściwie- dbał tylko o czubek własnego nosa, co Yato już nieraz miał okazję zaobserwować. Brązowowłosa chwyciła Akihito za rękę i pociągnęła go za sobą. Biegli tak przed siebie beztrosko, gdy w jednej chwili, Yato poczuł coś dziwnego. Czuł wzrok czarnowłosego, który patrzył centralnie w jego błękitne oczy i uśmiechał się, jakby złośliwie. Yato doskonale znał ten wzrok, skupiony na nim. Był pewny, że na niego patrzył, przy tym krótkim wyminięciu się. Potem, zniknęli za zakrętem korytarza.
-To pewnie pomyłka..- szepnął sam do siebie i zaśmiał się, klepiąc się po głowie- już mam zwidy.
I to wmawiał sobie codziennie, bo ile razy widział tylko Akihito, był pewny, że jego wzrok na nim spoczywał. Ten wzrok, który cholernie mu kogoś przypominał..
Tylko kogo?
***
- To niemożliwe- prychnął Yukine i przywrócił oczami- jak możesz znać kogoś, skoro nawet nie wymieniłeś z nim zdania?
- Mówię Ci, że ten młody jest jakiś dziwny!- Yato szybko usiadł i podparł się na łokciach o stół.
- Piłeś?
-Yukine! Więcej wiary w swojego mistrza!- błękitnooki zmarszczył brwi i wskazał palcem na swoją głowę, śmiejąc się cicho- sprawdzę to.
Blondyn popatrzył na niego i schował twarz w dłoniach, niedowierzając.
-Zamierzasz przsleśladować chłopaka Hiyori? Oszalałeś już do reszty?
Yato zaśmiał się szczerze i od nowa, padł na dywan.
-Nie będę go śledzić. Po prostu, to wszystko jest dziwne. On w szczególności.
-Wiem, że od zawsze lubiłeś straszyć chłopaków, którzy kręcili się wokół Hiyori, ale bez przesady, Ty stalkerze!- Yukine wskazał na niego palcem- lepiej rusz dupę w troki i zacznij pracować, bo sam nas nie będę utrzymywał, Ty nierobie!
Yato złapał się za serce i już miał odpowiedzieć Yukine jakąś ciętą ripostą, gdy w kącie pokoju, oboje wyczuli dziwną aurę. Zamilkli, a ich słuch, wyostrzył się nagle.
-To poczucie..- Yukine przełknął ślinę i rozglądnął się gorączkowo. Było mu niedobrze od nagłego smrodu ayakashi.

Przetnij jej ogon i miej ją na własność.

Yato usłyszał nagle ten dziwny, zachrypniety głos w swojej podświadomości. Jego niebieskie oczy, jeszcze przed chwilą roześmiane, nagle przybrały śmiertelnie poważny wyraz, a on sam pobladł, jakby ktoś oblał go białą farbą. Jego ciało przeszedł dreszcz, a w zaledwie kilka sekund, na twarzy wymalował się strach, smutek i panika jednocześnie. Yukine wstał od stołu gwałtownie.
-Yato..W porządku? Co się dzieje?-  zaczął wypytywać i podbiegł do swojego mistrza, trzęsąc jego ramionami. Jednak głos chłopaka, nie dochodził do myśli boga, które skupione były wyłącznie na słowach obcej kreatury.

Zabij ją. Przetnij ogon. Przetnij. Przecież oboje tego chcecie. Znowu zapomniany. Znów samotny. Pękło Ci już serce? Po raz drugi tracisz ważną osobę w swojej długiej egzystencji. Biedny.


Głos odbijał się w jego myślach, jak echo o ściany, tworząc fale dźwięków i doprowadzając tym samym Yato do szaleństwa. Zasłonił uszy prędko i rozglądnął się w poszukiwaniu źródła tego rechotu. Nie mógł wytrzymać. Zaczęła zalewać go ilość nagromadzonych wspomnień, które do tej pory, trzymał zamknięte w swoim umyśle. W końcu, zauważył drobnego ayakashi, spoczywającego na ścianie ich drobnego pokoju.
-Sekki!- zawołał z furią w oczach, które pod wpływem gniewu nabrały wyrazu sprzed lat- równie nienawistnego- i rzucił się przed siebie, ściskając w dłoniach dwa ostrza. Przeciął małego stwora, przypominającego ćmę na pół, nie szczędząc przy tym sił. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mu się w oczy, była maska. Drobna, niemalże niewidoczna, ukryta w skrzydłach zjawy.
-Zamaskowany ayakashi..- szepnął sam do siebie i padł na kolana, puszczając swój boski oręż na ziemię. Teraz już wiedział, że wszystko to, co się dzieje, ma swoją przyczynę. Teraz już wiedział, że nic już nie będzie takie jak kiedyś.
Teraz, tak naprawdę, nie wiedział już niczego.

O B L I V I O |Yatori|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz