Hope otworzyła mój brudnopis na niezapisanej stronie i wzięła do ręki długopis. Zawiesiła swój wzrok gdzieś na niewidocznym punkcie w powietrzu i już za chwilę zaczęła kreślić litery na kartce, linijka na linijką. Podszedłem do niej i chciałem zobaczyć, co napisała, ale zagrodziła mi drogę ręką i spojrzała na mnie karcąco.
-Dowiesz się niedługo- powiedziała tajemniczo.
Usiadłem na drugim końcu łóżka, żeby nie narazić się więcej dziewczynie. W pokoju było słychać tylko, odgłos długopisu dotykającego kartkę. Zacząłem przyglądać się Hope, ale ona skończyła piosenkę i przysunęła się do mnie. Podała mi kartkę. Przeczytałem w pośpiechu całość.
-To jest o miłości- powiedziałem po chwili.
-Justin, jesteś taki spostrzegawczy.
-Nie chodzi mi o to, dlaczego miałbym to śpiewać, ja wcale nie czuję się tak, jak w piosence.
-Jeszcze nie.
Spojrzałem na nią zaskoczony, a ona wplotła swoją rękę w moje włosy i usiadła mi na kolanach.
-Wiesz Justin, po rozstaniu z Seleną wydajesz się być trochę smutny, nieprawdaż?
-Ona była dla mnie ważna.
-Ale zostawiła cię.
-To moja wina.
-Wcale, że nie.
-Ty nic nie wiesz.
-Wiem na tyle dużo, żeby stwierdzić, że ta dziewczyna cię zraniła, a ciebie nikt nie powinien ranić.
-Myślałem, że nie wiesz kim jestem- powiedziałem zdziwiony.
-Nawet gdybym chciała nie wiedzieć, nie mogłabym, jesteś dosłownie wszędzie. O twoim rozstaniu z Sel mówili wszyscy, co nieco usłyszałam.
Może miała trochę racji? Zawsze uważałem, że to moja wina, że Sel ze mną zerwała, ale Hope uświadomiła mi, że nie jestem całkiem zły. Selena złościła się na mnie bez przerwy, za to ,że więcej czasu poświęcam Beliebers, a nie jej, że zacząłem zadawać się z nowymi kumplami, którzy jej nie pasowali, że czasami wypiłem piwo, że spóźniałem się, ale przecież byłem nastolatkiem i takie rzeczy to norma. Gdyby chciała dorosłego, poważnego mężczyznę to mogła spotykać się z czterdziestolatkiem, a nie ze mną. Jednak zerwanie nie zabolało mnie najbardziej, ale sposób w jaki Selena to zrobiła, wysłała mi sms'a, nie tłumacząc nic. Wydawało mi się, że należą mi się chociaż drobne wyjaśnienia po tak długim związku. Uważałem, że będę z nią do końca życia, że zbudujemy domek, gdzieś daleko od paparazzi i wychowamy tam dwójkę dzieci: James'a i Katie. Mimo moich dziecinnych zachowań miałem wobec niej dojrzałe plany i nie potrafiłem pogodzić się, że moje marzenia nigdy się nie spełnią.
Hope sprawiła, że nagle zacząłem patrzeć na Seleną jak na "tą złą", a zawsze było odwrotnie.
-Dziękuję ci Hope- powiedziałem z wdzięcznością.
Spojrzałem na dziewczynę i uświadomiłem sobie, że przecież to właśnie ją starałem się tu ściągnąć przez miesiąc, to w niej zakochałem się, kiedy była w KFC i to ona siedziała mi wtedy na kolanach, a nie Selena. Ostatnie wyrzuty sumienia i smutek z związku z moją ek-dziewczyną zniknęły, a moją głowę wypełniła tylko jedna osoba.
Wziąłem do ręki kosmyk włosów dziewczyny i założyłem go za ucho. Dotknąłem jej policzka, a ona przechyliła głowę i wyszeptała, że jest tu dla mnie. Złapałem jej twarz, która wcześniej wydawała mi się taka ostra, była delikatna, i przyłożyłem moje wargi do jej warg. Pocałunek był subtelny, odsunąłem swoją twarz od buzi Hope, żebym mógł na nią spojrzeć.
-Jesteś piękna- wyszeptałem.
Dziewczyna zaśmiała się i stanęła przede mną.
-Wiesz Justin, chyba mam lepszy pomysł na spędzenie tego wieczoru niż siedzenie w hotelu.
-To może mi o nim opowiesz?
-Raczej pokażę, zbieraj się, idziemy.
Hope stała już przy drzwiach, czekając na mnie zniecierpliwiona. Wyjąłem z szafy kurtkę i okulary przeciwsłoneczne. Pewnie wyglądałem jak debil, bo już był ciemno, ale liczyłem, że może to pozwoli mi przejść niezauważonym przez ulicę. Zdawałem sobie sprawę, że szanse na powodzenie mojego planu były znikome, ale zawsze warto próbować. Złapałem moją damę i za rękę i wyszliśmy. Chciałem pójść w prawo, ale poczułem opór.
-Chyba nie myślisz, że wyjdziemy głównym wyjściem? Z tyłu budynku są drzwi od kuchni hotelowej, stamtąd pójdziemy do samochodu i nikt nas nie zauważy.
-Zaplanowałaś to wcześniej- powiedziałem z udawanym wyrzutem.
-No jasne, że tak głuptasie.- Zaśmiała się.
Korytarze świeciły pustkami, ponieważ żadna osoba nie mieszkająca w hotelu nie mogła tu wejść, ochroniarze dokładnie tego dopilnowali. Bez problemy dostaliśmy się do drzwi. Żaden z kucharzy nie pytał nas, co robiliśmy.
Wybiegliśmy na zewnątrz i uświadomiłem sobie, że jedynym wyjściem z tego pustego placu była furtka z zrobiona z drutu, zamknięta na kłódkę.
-Chyba nie boisz się przejść przez siatkę, co?
-Jestem Justin.
Złapałem obiema rękami i podciągnąłem się, włożyłem nogę w otwór i chciałem chwycić dłonią otwór wyżej, ale skaleczyłem się. Oczywiście wspinałem się dalej nie pokazując Hope, że coś mnie bolało. Przełożyłem górą jedną nogę, a później drugą i nie patrząc w dół, zeskoczyłem. Otworzyłem oczy i już stałem po drugiej stronie. Dziewczyna zrobiła to dużo sprawniej ode mnie i już po chwili była przy mnie.
-Tak to się robi- powiedziała dumna z siebie.
Przy mało ruchliwej ulicy stał czarny samochód z przyciemnianymi szybami, odgadłem, że to właśnie nim mamy jechać, więc podszedłem i udając dżentelmena, otworzyłem drzwiczki, żeby Hope mogła wejść. Kiedy siedziała już na fotelu, sam dołączyłem do niej.
-Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy?- spytałem.
-Do najlepszego klubu w tym mieście- odpowiedziała ze śmiechem w głosie.