rozdział 2

74 2 0
                                    

Zauważyłem że Dżokej lekko dotyka batem klaczkę.

Mówiłem żeby jej na siłę nie przyspieszał

- Głupi- Wymamrotałem pod nosem.

Podbiegłem do niego na kasztanowym ogierku.

- Jaki masz wynik? - Zapytał dżokej.

-34

- To się nazywa powoli?- Warknołem. Prosiłem, aby jechali POWOLUTKU. Czego tu nie rozumieć?

- Wyrzuć stoper

Spojrzałem na niego wściekły.

- Ciebie wyrzucę- Dodałem.

Dżokej się zaśmiał, kręcoc głową z niedowierzenie,. Poklepał klaczkę po szyi.


**************

Zaczynał się sezon. Rosły nadzieje. Dziennikarz podszedł do mnie bo miewałem szybkie konie.

Zawijałem właśnie białe owijki.

- Ruffian chcę pędzić na złamanie karku. Niech biegnie swoim tępem.- Spojrzałem na dżokeja- Nie bij.

- Dobrze panie Whitley. - Odwrócił się na pięcie i odszedł.

- Dzień dobry, Frank- Podszedł do mnie dziennikarz. - Co dla mnie masz?- Oparł głowę o boks stajni, patrząc na mnie oczekując odpowiedzi.

- Nic- Odpowiedziłem krótko.

Hasinto miał za niedługo startować w zawodach.

*******************ZAWODY JEŹDZIECKIE MAJ- 22- 1974r.**********************

- Dzień dobry państwu. Dziś pierwszy bieg Ruffian.


Osiodłałem klaczkę. Była dość spokojna. Założyłem na jej plecy, czaprak, okładkę i siodło. Ogłowie miała już założone przez Hasinto.

Sprawdziłem jej kopyta, czy aby nie ma jakiejś kontuzji, której mogłem nie zawuażyć.

Ruffian była pod numerem 9.

- Mało ludzi- Rozejrzałem się po trybunach. Mało to za dużo powiedziane. Może było z 20 osób?

- Nie spadnij- Spojżałem na Hasinto, z powagą.



-KONIE SĄ W MASZYNACH- Dudniejący głos wydostał się z głośników. - 10 graczy dokonuje sie do pokonania dystansu 1000 m. Żadna nie wyrała jeszcze tej bitwy...

RUFFIAN |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz