Rozdział 4

32 4 9
                                    

   Obudziłam się wyspana, i bardzo, bardzo zrelaksowana. Poranne promienie słońca ogrzewały mi twarz, a delikatna pościel chłodziła moje nagie ciało. Czułam się idealnie. A potem otworzyłam oczy.
   Byłam zupełnie sama.
   Zniknęły jego ubrania oraz on sam, ale moje wszystkie rzeczy leżały dokładnie tam, gdzie wylądowały poprzedniej nocy. Nie zostawił żadnej karteczki czy liściku, nie wpisał swojego numeru do mojej komórki. Zniknął, nie zostawiając żadnego śladu. Poczułam się fatalnie. Uwiódł mnie i wykorzystał, a potem wyszedł na paluszkach, nawet się nie żegnając? Ale zaraz. Nie mogę tylko jego tak obwiniać. Okazał się podłym dupkiem, ale sama przecież nie stawiałam oporu. Mało tego, to ja wyskoczyłam z propozycją i przyprowadziłam go tutaj.
    Jeszcze raz obeszłam mieszkanie, naiwnie szukając jakiegoś śladu, który Piotr mógł mi zostawić. Przy okazji pozbierałam rozrzucone części swojej garderoby, które walały się w najmniej oczekiwanych miejscach. Wzięłam prysznic, zmyłam wczorajszy makijaż i ubrałam świeże ciuchy. Potem zrobiłam sobie kawę i tosty, pozbierałam z przedpokoju rozsypaną zawartość mojej torebki, i usiadłam na kanapie z telefonem w ręku. Popijając kawę zastanawiałam się, czy zadzwonić do Klary. Byłam pewna, że zacznie mnie porządnie opieprzać za moją głupotę, nawet mimo tego, że wczoraj cieszyła się, że kogoś poznałam. Taa, ja też się wczoraj cieszyłam. Tylko że wczoraj obie miałyśmy troszkę więcej alkoholu we krwi.
    W końcu wybrałam jej numer. Odebrała po trzech sygnałach, nieprzytomna, jakbym ją obudziła.
-Halo? – wychrypiała.
-Musisz mi pomóc, zrobiłam coś cholernie głupiego – wyszeptałam, chowając twarz w dłoniach.
O Klarze można było powiedzieć wiele ciekawych rzeczy, ale na pewno nie to, że nie można było na nią liczyć. Brzmiąc jak siedem nieszczęść wyjąkała, że spotkamy się za godzinę w kawiarni niedaleko mojego domu, w pobliżu miejsca, w którym zostawiła samochód poprzedniej nocy.
   Wyglądała tak samo źle, jak brzmiała przez telefon. Była blada i rozczochrana, ale na jej twarzy pojawił się delikatny, zaspany uśmiech gdy weszłam do zatłoczonej kawiarni „Maryśka". Usiadłam obok niej na czerwonym fotelu i zamówiłam sobie kawę oraz kawałek ciasta.
-Chyba nieźle się wczoraj bawiłaś – zauważyłam, zerkając na nią.
-Całkiem. Ten chłopak w koszuli w kropki całkiem dobrze tańczył – uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Ale ty chyba i tak bawiłaś się lepiej.
-No nie wiem... - mima mi zrzedła, a koleżanka spojrzała na mnie, marszcząc czoło.
-Poznałam cholernie przystojnego faceta, tańczyliśmy razem i.. no wiesz. Spodobał mi się. Nie wiem co mi odbiło. Serio nie wiem. Ale zaprosiłam go do domu...
-CO ZROBIŁAŚ? – przerwała mi Klara, podnosząc głos i uderzając dłońmi w stół, ściągając przy tym na nas spojrzenia prawie wszystkich ludzi w kawiarni.
-Nie drzyj się – warknęłam, zawstydzona. – Zaprosiłam go do siebie. Kochaliśmy się – udałam, że nie widzę rozszerzonych oczu Klary i tego, że głośno wciągnęła powietrze – i było nadzwyczaj dobrze, jeśli chcesz wiedzieć.
-Okej... spokojnie. To głupie z twojej strony, ale skoro było dobrze i nie zrobił ci krzywdy, to...
-Rano obudziłam się, a jego nie było. Jego rzeczy zniknęły, nie zostawił żadnej wiadomości... Nie mogę uwierzyć, że nie obudziłam się, gdy wstawał! – złapałam się za głowę, patrząc błagalnie na Klarę. Miałam nadzieję, że nie powie mi jeszcze raz, jak głupie i nieodpowiedzialne to było. Chciałam, żeby mnie pocieszyła. Ale nie zrobiła tego, bo siedziała zaszokowana i pogrążona w myślach. W ciszy piłyśmy kawę, a ja skubałam szarlotkę. Odezwała się dopiero, gdy przełknęłam ostatni kawałek.
-I co ja mam ci powiedzieć, co? Wiesz o nim cokolwiek? Znasz chociaż nazwisko? – pokręciłam przecząco głową. – W takim razie nie masz jak go znaleźć ani jak do niego dotrzeć. Daj sobie spokój dziewczyno. Wiem, że to może i głupia rada, ale było, minęło. Nic nie zrobisz więc odpuść sobie zadręczanie się.
    Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, bo potrzebowałam usłyszeć to od kogoś innego. Jednak uśmiech mi zrzedł, gdy otworzyłam portfel, by zapłacić za kawę. Miałam tu wczoraj sto złotych i jakieś groszaki. Teraz pobrzękiwało tam tylko te kilka monet. Cholera. Na imprezie miałam torebkę w szatni, nie ma opcji żeby tam ktoś mnie okradł... Wątpię, żebym zgubiła te pieniądze tak po prostu, nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło. Pozostawała tylko jedna opcja...
    Wróciłam do domu wściekła jak nigdy. Starałam się nie pokazywać nic Klarze, ani nie wspominać jej o niczym. Ale w głębi duszy gotowałam się ze złości. Nie dosyć, że mnie uwiódł, to jeszcze okradł! Co za palant! A ja, głupia, dała się nabrać na jego ładne oczy i kilka całusów.
    Resztę dnia spędziłam na bezsensownym gapieniu się w telewizor. Nie miałam ochoty nawet gotować sobie obiadu. Dopiero pod wieczór zgłodniałam, więc zamówiłam sobie pizzę z dostawą do domu i dalej leżałam, oglądając jakąś beznadziejną komedię z okropnie sztuczną grą aktorską. Ruszyłam się z kanapy dopiero, gdy dzwonek do drzwi oznajmił dostawę pizzy.
    Jednak gdy otworzyłam drzwi, serce mi zamarło. To nie był dostawca. W progu, ubrany w dżinsy i wczorajszą koszulę, ze spuszczoną głową, nieśmiałym uśmiechem i plecakiem narzuconym na ramię, stał Piotr.


Cześć! Chciałam bardzo podziękować wszystkim za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. To takie miłe, widzieć, że to, co piszę, komuś się podoba. Nic tak nie motywuje do dalszej pracy! Kolejny rozdział już niedługo :)

Razem czy osobno?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz