Była ciepłą wiosna. Promienie słońca oswietlaly moja twarz, a lekko wiatr rozwiewa moje włosy.
Ja zapatrzona w mojego ukochanego nie liczę się z rzeczywistością. Co jakiś czas patrzę tylko na moją siostre biegajaca i zbierajaca kwiatki nie daleko.
- Yahyo. Proszę obiecaj mi, ze zawsze będzie tak jak teraz. Zawsze będziemy się kochać i nic nas nie zniszczy. - Powiedziałam do mojego ukochanego.Na co mężczyzna tylko lekko musnal moje wiśniowe usta. To właśnie w takich momentach życie nabieralo kolorów. Czułam, ze to wszytsko ma jakiś sens.
Na cichej dotąd polanie rozległ się chalas. Zobaczyliśmy dym i nadchodzących Tatarów. Wzięłam wystraszona Rozalie pod rękę i wtulona w Yahye zaczęłam uciekać. Jednak mężczyźni było szybszy. Kazalam aby Rozalia uciekła. Dziewczynka nie chciała uciekać, ale w końcu zrozumiała i zdążyła uciec. Złapali mnie i mojego ukochanego. Rozdzielono nas.
-Yahya! Yahya! Błagam nie! -Zaczęłam krzyczeć.
-Magda! Uwolnie Cię! Obiecuje! Bedziemy razem! -Krzyczała probojac sie uwolnic.Były to ostatnie słowa jakie pamiętam z jego delikatnych ust. Dalej była tylko ciemność.
Obudziłam się na okropnym, zimnym statku. Nie byłam jednak sama. Razem ze mną było kilka strażników. Jak i wiele dziewcząt. Na oko w moim wieku. Wszystkie plakaly. Ja jedyna miałam jeszcze odrobinę rozsądku i odwagi aby podejść do strażnika.
-Dokad płyniemy? -Zapytałam
-Do osmanskiego seraju. Do Konstantynopola. Wszystkie zostaniecie naloznicami nowego Sultana Bayazyda. -Odparl od niechcenia.A ja dopiero teraz zrozumiałam Co się właśnie dzieje. Pograzylam sie w melancholi. Zaczęłam plakac i rozpocząć. Bez matki, ojca, siostry i Yahyi.... Bez nikogo.
CZYTASZ
Ben Mahfiruz
FanfictionOpowieść o wspaniałej sultanke Mahfiruz Kobiecie, która przezwyciezyla strach i ból A osmanskie piekło zamieniła w raj Kiedyś zwykła Magdalena Dziś wielka Sultanka Mahfiruz