Rozdział 2

455 44 2
                                    

-To kapral Levi Ackerman, to Eren Yeagar, a to kapral Sino Suzuki...

Sino... Mój braciszek. To dlatego wydawał się tak znajomy. Jednak spełnił marzenie i dołączył do zwiadowców, a nawet został kapralem. Ciekawe co z pozostałą trójką. 

Czy to co się właśnie dzieje jest snem? Przecież człowiek nie może w życiu mieć tyle szczęścia. Nie dość, że jestem uratowana, to jeszcze przez mojego brata.

Oczy zaszkliły mi się i bez chwili namysłu rzuciłam się Sinie w ramiona.
Ten widać nie wiedział co się dzieje, bo przez chwilę stał w osłupieniu, po czym odepchnął mnie od siebie. W tym momencie łzy leciały mi strumieniem po twarzy, a na moich ustach widniał szeroki uśmiech.

Żołnierze popatrzyli po siebie zdezorientowani, jednak zignorowałam ich i powiedziałam:
-Sina, braciszku, to ja! Nie poznajesz mnie?

Rozszerzyły mu się oczy, po czym z niedowierzaniem w głosie zapytał:

-Vittoria?! To naprawdę ty?! 

Tę wzruszającą chwilę przerwał ten nieznajomy, Eren.

-Ekhem. Czy mogę wiedzieć co się dzieje? 

Mój brat opanował się natychmiast, zasalutował Erwinowi i zaczął mówić żołnierskim tonem.

-Oto moja młodsza siostra Vittoria Suzuki, córka Akino i Rine Suzuki, zamieszka...

-Skończ truć dupę i przejdź do konkretów Suzuki!- rozkazał Levi.

Sino odchrząknął, po czym kontynuował.

-A więc, jak mówiłem to moja młodsza siostra Vittoria. Wszyscy myśleliśmy, że zginęła podczas ataku na mur Maria, ponieważ wtedy ostatnio ją widziano.

Powiedział "myśleliśmy", czyli ktoś z rodziny musi żyć. Mam, albo miałam czwórkę rodzeństwa oraz rodziców. Mieli dosyć duże szanse na przeżycie, z racji tego, że nasza rodzina od pokoleń zajmuje się hodowlą koni zwiadowczych. Mogli po prostu wsiąść na któregoś i odjechać jak najdalej stamtąd. 

Gdybym tylko nie zechciała spotkać się potajemnie z (jak wtedy myślałam)  ukochanym, też mogłabym uciec na koniu. Ale nie! Hikaru był ważniejszy! Jaka byłam głupia. 

Jako typowy buntownik, chciałam zrobić coś "szalonego", więc postanowiłam znaleźć sobie chłopaka. Oczywiście nie mógł być to jakiś zwykły chłopak, tylko trzy lata starszy Hikaru Yamate, syn handlarki i gościa ze stacjonarki. Nieziemsko przystojny, jak wtedy sądziłam, ponieważ miał opalizujące niebieskie oczy oraz lśniące blond włosy, do ramion. Okej nie oszukujmy się był nieziemsko przystojny i jeśli jeszcze żyje, to pewnie ugania się za nim pół żeńskiej części miasta, (drugie pół to dzieci, staruszki, (a i nie wszystkie) oraz niewidomi) i czekają, aby tylko wskoczyć mu do łóżka. Szczerze to pewnie byłabym w tej pierwszej połówce, gdybym tylko go nie znała.

Był arogancki, dbał tylko o siebie oraz był strasznym pedantem. Wtedy podobały mi się jego cech, oprócz maniaka czystości, bo nienawidziłam i dalej nienawidzę sprzątać. Ta czynność po prostu doprowadza mnie do szału. Po co komu wszystko poukładane w jakiejś kolejności, skoro wszystko może leżeć na wierzchu, tak, że nie będzie trzeba tego szukać. 

Hikaru nie zadawałby się jednak z jakąś małolatą, dlatego zawsze gdy się z nim spotykałam, zakładałam najlepsze ubrania oraz oczywiście używałam innego nazwiska. Wtedy byłam szesnastoletnią Kagome Otaru, córką bogatego kupca, która przyjechała w odwiedziny, do umierającej ciotki. 

Urodą się oczywiście martwić nie musiałam. Tak wiem, nie jestem  skromna, ale taka jest prawda. Już w tamtym wieku miałam pewne krągłości, przez co mogłam uchodzić za starszą. Moja babcia miała orientalną urodę, którą po części po niej przejęłam. Mam czarne, długie włosy i niebieskie oczy. Wtedy jeszcze podkreślałam oczy, malując je sadzą. Uważałam, że wyglądam dojrzalej. 

No pewnie! Przecież jeśli masz ciemną obwódkę oczu to plus dziesięć do atrakcyjności! Przecież to logiczne. Moje rozmyślania przerwał jednak Erwin, który powiedział:

-Nie mamy teraz czasu na wyjaśnienia. Zmierzamy do starej kwatery zwiadowców. Weź któregoś z koni, chyba, że nie potrafisz jeździć konno?

-Taka ujma na honorze? Oh, dowódco czy aż tak wątpisz w moje kompetencje?-zapytałam z udawaną urazą.

Kapral Levi prychnął z pogardą i zmierzył mnie spojrzeniem spode łba.

-Vittoria urodziła się w rodzinie hodowców koni!-wtrącił się mój brat.- Ma jazdę we krwi! 

Dla potwierdzenia jego słów zamachałam włosami, parskając i przestąpiłam z nogi na nogę, w geście tak charakterystycznym dla koni. 

Kurduplowi chyba nie za bardzo się to spodobało, bo powiedział ze skwaszoną miną:

-Widzę, że się ciebie żarty trzymają. Ciekawe czy będziesz taka wesoła, kiedy tytan odgryzie ci głowę.

O widzę, że mamy tu konesera mojej ulubionej formy komizmu. Jednak nie jest takim sztywniakiem. Mam nadzieję, że urządzę z nim sobie kiedyś zawody na rzucanie żartami. Miłośnicy czarnego humoru ze wszystkich miast przybędą, aby ujrzeć bitwę słowną dwóch najbardziej znanych osób na świecie! No, bo wiecie, sądzę, że będę sławna, ponieważ mało kto przeżył za murami tyle czasu. To nawet nie jest tak, że chciałabym być sławna. Wręcz przeciwnie. Lubię być w centrum zainteresowania dwóch czy trzech osób, a nie całej ocalałej ludzkości! 

W przeszłości robiłam rzeczy, które chciałam aby ktoś zapamiętał. Kiedy wszyscy się na mnie patrzyli ja idealnie odgrywałam swoją rolę, ale w głębi duszy czułam się nieswojo. W końcu przyzwyczaiłam się do takiego zachowania i powoli zaczęłam się zmieniać w odgrywaną przeze mnie postać. Teraz to po prostu jestem ja i tylko w niektórych momentach czuję się nieswojo.

-Jedziemy!- Zarządził Smith.

Rozejrzałam się dookoła, aby znaleźć odpowiedniego luzaka*, a gdy w końcu go wypatrzyłam, podciągnęłam się i usiadłam w siodle. To jakby wracać do rodzinnego domu.

Mój wybraniec był młodym, dereszowatym ogierem i na pierwszy rzut oka widać, że ma potencjał. Jeśli dożyję, to postaram się go zatrzymać, aby potem móc go trenować. Skoki na nim byłyby czystą przyjemnością.

Ścisnęłam lekko Marchewę, (bo tak postanowiłam go nazwać, choć jest to ogier) łydkami, a ten od razu ruszył energicznym kłusem. 

Nikt nie powiedział mi, kogo mam się trzymać, więc postanowiłam jechać jak najbliżej brata. Może przez drogę uda nam się trochę porozmawiać. 

Przeszliśmy do galopu, a ja delektowałam się każdą chwilą spędzoną w siodle Marchewy. Po chwili odezwał się mój brat:

-Jak to się stało, że wylądowałaś za murem?

I tu zaczęłam swoją długą opowieść.

******************************************************************************************************

Zdążyłam jeszcze dzisiaj wstawić! Jest sukces! Mam nadzieję, że rozdział nie jest taki zły, ponieważ napisałam go na mniejszą liczbę słów, niż poprzedni :////

Zguba [SnK] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz