2 Rozdział

461 17 0
                                    

Hermiona weszła niepewnie do pociągu. Od razu oślepił ją niemiłosierny blask.
Otworzyła oczy. Znowu znajdowała się w strefie dla VIP-ów, którą był pierwszy przedział. Nad jej niezgrabnie ułożonym ciałem stało czworo postaci. Konkretnie: McGonagall, Harry, Parkinson i... Malfoy?
-Merlinie! Granger! Żyjesz?! Nic ci się nie stało?! Jestem idiotą...- do otępiałej gryfonki doskoczył podekscytowany Draco.
- Hermiono wszystko w porządku?- Harry przykucnął przy poszkodowanej i posłał blądynowi spojrzenie pełne podejrzenia. 
-Tak, chyba tak...Co się stało?
- Pan Malfoy postanowił spóźnić się na spotkanie prefektów. Na twoje nieszczęście Hermiono, kiedy wychodziłaś, on zamierzał uraczyc nas swoim towarzyszem- odpowiedziała oschle dyrektorka.- Czy aby na pewno dobrze się czujesz?
-Tak, tylko trochę boli mnie głową po tym bliskim spotkaniu z drzwiami -zaśmiała się. Próbowała rozładować atmosferę, ale coś jej nie wyszło.
-W porządku. Panie Potter, czy mogłabym pana prosić na słówko? Mam sprawę...-profesorka zawiesiła głos - a państwa proszę o odprowadzanie panny Granger do jej przedziału.
Ślizgon podał jej rękę, a ona nieufnie chwyciła ją. Draco już miał postawić swoją ofiarę na nogi, ale w połowie drogi puścił małą, kobiecą dłoń. McGonagall wyszła, a Hermiona plasnęła o podłogę.
- Ale z ciebie naiwna pizda Granger- Draco zaśmiał się perfidnie.
- Biedne dziećko. W główkę się uderzyło- Pansy wsparła swojego boya i zrobiła smutną minkę.
- Poprawka. To ta fretka mnie uderzyła Parkinson. Z tego co wiem to najpierw się wychodzi, a później wchodzi. Tak mówią zasady savoire vive, ale on jest takim niedorozwojem, że tego nie pojmuje .
- Nie mów tak o nim!!!- ślizgonka wrzasnęła gorzej niż młoda mandragora i osłoniła Malfoya własną piersią. Arystokrata niezauważalnie parsknął śmiechem. Bawiła go postawa swojej ,,niby" dziewczyny. On potrzebował damy do towarzystwa (jeżeli tak to możnabyło nazwać), a Pansy już miała plany matrymonialne.
-Doskonale znam zasady dobrego wychowania szlamo, ale ty nie jesteś godna mego szacunku- A kto jest? pomyślała przelotnie gryfonka.
- Poza tym wychodziłem. Z korytarza.
-Jakim cudem jedziesz do Hogwartu, a nie gnijesz w Azkabanie?- Hermiona spytała bardziej siebie niż chłopaka, ale o dziwo dostała odpowiedź.
- Widzisz Granger, śmieszna historia. Zupełnie jak ty. Warunkiem mojej wolności jest powrót do tej zapyziałej szkoły. Musimy robić dobrą minę do złej gry.
-My?
- W mojej sytuacji jest większość domu Salazara, więc nie po będziesz się nas tak łatwo.
Uwaga! Zrobić przejście! Właśnie zbliża się cwaniacki uśmiech Malfoy'a. Gryfonka dodała ripostę w myślach widząc wyraz twarzy chłopaka.
- A teraz spierdalaj stąd. Chyba, że chcesz patrzeć jak obściskuję się z moją misią-pysią?
Draco przybliżył się do Pansy i potarł czubkiem nosa o jej nos. Ślizgonka straciła rezon i zaczęła rozsuwać zamek spódniczki. Biedna Hermiona myślała, że zaraz zwymiotuje ślimakami, tak jak Ron. Różnica była jedna. Ona nie potrzebowała klątwy, żeby popaść w skutki uboczne.Wyszła bez słowa, choć na jej usta cisnęło się wiele.
Na jakiej podstawie dostali tytuły prefektów? Zwłaszcza ta brzydka mopsica...To się nie trzyma ładu i składu.Podopieczna Domu Lwa biła się z myślmi. Zniesmaczona dołączyła do znajomych.
-Mionka! Kochanie ja już wszystko wiem! Ten tleniony gad zapłaci za twoją krzywdę!
Przykro mi Ronaldzie. Muszę Cię rozczarować. Nie znasz wszystkich szczegółów konfrontacji z Malfoy'em. Ciąg dalszy dialogów wewnętrznych Hermiony Granger...
-Tak ciebie też miło widzieć...- Prefekt Naczelna miała głos pozbawiony emocji. Widok Malfoy'a i Parkinson...po prostu wykończył ją psychicznie, a to...był dopiero początek.
-Nie mówmy o tym, bo to temat rzeka. Szkoda marnować na niego czasu- wtracila Ginny. Miała dosyć stwierdzania faktów o śmierciożercy. Nastała cisza.
-Wiecie kogo dzisiaj spotkałem? Dudleya! Pracuje w schronisku dla zwierząt!-ożywił się bliznowaty. Z łatwością połknął haczyk i zmienił temat.
-Haha. Dobrze mu tak. Niecierpię tego tłustego buca -nie obyło się od komentarza Łasica.
- Harry skąd wiesz, że tam pracuje?
- Dzisiaj śpię sobie spokojnie, kiedy nagle słyszę, że coś kotłuje się w śmietniku. Szybko wziąłem telefon i zadzwoniłem po ,,specjalistów". W koszu leżał jakiś rudy, opasły kot. Na pewno gdzieś go już widziałem...Po paru minutach przyjechał ten prosiak i sprzątnął futrzaka.
Hermiona zbladła. Jej karnacja mogła teraz konkurować z kolorem cery Malfoy'a, a wszyscy wiedzieli, że arystokrata jest wyjątkowo jasnoskóry.
Krzywołap...-wymamrotała zrozpaczona właścicielka zwierzęcia.
-Nieeee. Ja bym bardziej obstawiał Garfielda - Potter uświadomił sobie do czego doszło. -O cholera...-prawda uderzyła złotego chłopca. Zapłon po prostu 2/10...Teraz spojrzał z przerażeniem na brązowowłosą. Usta dziewczyny zacisnęły się w idealnie prostą linię. Znowu ta niezręczna cisza. Prefekt Naczelna nie wytrzymała.
-Oddałeś moje śliczności do schroniska?! Ty,ty...
-Hermino spokojnie. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. To nie było specjalnie.
-Nie zakodowałeś, że od trzeciej klasy mam kota?!- gryfonka była głucha na słowa wybrańca .
- Tak jakoś wyszło no kurde no...
Ogarnęła ją dzika furia. Co z tego, że Krzywołap był bardzo nie wdzięcznym stworzeniem?
W między czasie Panna Weasley powoli i bez gwałtownych ruchów wyciągnęła fasolki wszystkich smaków. Hermiona kątem oka spojrzała na opakowanie słodyczy.
-Herm. Wiem, że tego chcesz- powiedziała kusząco Ruda.
-Gin? Co ty odwalasz?- Harry był zaniepokojony. Brązowowłosa wzięła od przyjaciółki cukierki. Otworzyła paczkę i wyjęła jedną fasolkę. Zaczęła ją oglądać z każdej strony. Wybraniec nie wiedział o co chodzi.Czemu ten cukierek jest taki fascynujący? O co jej...Nie dokończył swojego monologu bo dostał owym obiektem badań prosto w łeb. I kolejnym, i kolejnym... Bliznowaty rzucił się do ucieczki a ,,kociara Granger" tuż za nim.

,,Gdzieś w innym przedziale..."

Blaise Zabini od 40 minut czekał na przyjaciół. Był poirytowany faktem, że nie ma ich tak długo. Ile można siedzieć na głupim spotkaniu głupich prefektów?
W końcu chłopak opuścił przedział. Postanowił odnaleźć tą dwójkę. Niespodziewanie przed jego oczami przemknął święty Potter. Wtf??
-pomyślał, ale nie musiał rozkminiać długo. Jak na zawołanie wyłoniła się Granger. Nadal ciskała fasolkami w Harrego.
- Masz odzyskać mojego kota ty cymbale!- gryfonka krzyczała w niebo głosy. Murzyn mimowolnie uśmiechnął się. Nie do końca wiedział o co poszło ale cała scena wyglądała zabawnie. Po tej przyjemnej dygresji skierował się do przedziału prefektów. To co tam ujrzał nie zdziwiło go, ale troszku obrzydziło.
-Fuj. Czy wy musicie lizać się co najmniej pięć razy dziennie??
Para spojrzała na niespodziewanego gościa. Chęć mordu małowała się na ich mordach.
-Nie masz swojego życia Diable?
Cłopcy podroczyli się jeszcze parę minut, a Pansy w między czasie poprawiła swój rozpierdolony wygląd.

Dramione - Logika poszła się jebaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz