Krople deszczu

28 5 2
                                    


Opierałam się o parapet oglądając jak krople deszczu skraplają się po szybie pociągu. Płynęły za nimi smugi krzyżując się ze sobą. Każda miała swój początek jak i koniec. Zza okna umykał krajobraz leśnych drzew i pól rolnych.

Drzwi do przedziału zamaszyście się otworzyły, lecz ja zapatrzona w szybę nie chciałam spoglądać w tamtę stronę. Jakiś dziewczęcy głosik przepełniony optymizmem zapytał czy miejsce jest wolne, na co przytaknęłam. Pod kątem oka zauważyłam nogi, które przesuwały się w stronę miejsca naprzeciw mnie. Dziewczyna w cierpliwością wyczekiwała na moje spojrzenie i uwagę. Czułam na sobie jej wzrok, co delikatnie mnie krępowało. W końcu postanowiłam się przełamać.

Uniosłam na nią wzrok i przede mną ukazała się kasztanowowłosa istota emanująca szczerym uśmiechem. Moje usta ani drgnęły i do końca podróży były wydęte niezmieniającą się prostą linię.

Jednak na twarz dziewczyny wstąpił grymas, a uśmiech uciekł w pogoni za szczęściem. Może nie podobała mu się rola półpełni i chciałby grać w tej pierwszej obsadzie.

— Już nie mogłam wytrzymać w moim poprzednim przedziale— przeciągnęła zażenowana.— Ta cała Ewa doprowadziła mnie do szału! Naprawdę już nie mogłam znieść jej towarzystwa. Nie chciałam słuchać jej opowieści ilu to już zaliczyła i jakiego kto ma długiego!

Nic nie odpowiedziałam. Nie chciałam nawet o tym myśleć. Interesował mnie tylko deszcz, który nieprzerywanie padał od rana. Dziewczyna zauważyła, że nie przejmuję się tą całą Ewą jak ona. W porównaniu do niej nie kipiałam z nad miaru emocji, lecz spokojnie czekałam kiedy wreszcie pociąg zatrzyma się na Gdańskim peronie.

— Co jest takiego ciekawego w szarym widoku za oknem?— rzuciła mi ciekawskie spojrzenie.

— Krople deszczu— odpowiedziałam przykładając dłoń do szyby. Wpatrzona jak w obrazek obserwowałam jak niebo zrzuca swój ciężar i ból w postaci łez. Każdy z nas cierpi.

— Nie rozumiem...— pokręciła głowa.

— Krople deszczu są ciekawe.

Dziewczyna zmarszczyła czoło i już nic więcej nie zagadnęła. Zajęła się jakimiś swoimi sprawami, wpierw podłączając słuchawki do odtwarzacza MP4. W żaden sposób nie nalegała na dalszą rozmowę gdyż widziała, że i tak nic z tego nie wyjdzie. Ponownie w moim przedziale nastąpiła cisza, która mieszała się z deszczem uderzającym o pociągowe szyby.

***

Po monotonnie długiej podróży pociąg się zatrzymał, a z okna było widać gdański peron i ludzi, którzy chronili się przed zmoknięciem swoimi różnobarwnymi parasolkami. Drzwi naszego przedziału ponownie się otworzyły i tym razem ukazała się w nich kobieta, którą pamiętam z przed dwóch godzin, gdy zebrała nas wszystkich w Warszawie. Odczytała obecność i przekazała najważniejsze informacje, po czym wsiedliśmy do pociągu, który kierował się na Pomorze. Była to główna kierowniczka naszej gruby, dosyć tęga kobieta o krótkich kruczoczarnych włosach i okularach na nosie. Wyglądała trochę na osobę lubiącą władać nad innymi, ale ja nie zamierzałam się jej bać.

— Dzieczynki, jesteśmy już na miejscu. Zabierzcie swoje bagaże i czekajcie pod drugim peronem. Tam omówimy wszystko, co i jak— jej zielone ogniki oczach aż skakały w zachwytu. Uśmiechnęła się ciepło i odeszła.

— Mam na imię Matylda— zwróciła się do mnie dziewczyna z naprzeciwka posyłając mi blady uśmiech.— A ty?

— Nina.

***

Wzięłam wszystkie swoje bagaże, a dokładniej dużą, granatową walizkę i podręczną, białą torebkę z cekinami, które mienily się wraz z każdym moim ruchem.

Opuściłam przedział zaraz po tym jak zrobiła to Matylda i wyszłam na długi korytarz. Przeszłam na jego koniec i znalazłam się przy drzwiach, które były już otwarte i przechodzili przez nie jacyś ludzie; napewno część z nich będę miała jeszcze dzisiaj okazję poznać. Przyszła kolej na mnie i próbowałam zsunąć walizkę ze schodka. Jednak jej kółka zaklinowały się i mimo moich mocnych szarpnięć nie mogłam jej wydostać. Zaczęłam się niepokoić i denerwować, na twarzy pojawiły się pierwsze kropelki potu.

Niespodziewanie ktoś jednym zamaszystym ruchem ręki postawił moją walizkę na odpowiedniej już płaszczyźnie. Zdezorientowana nie wiedziałam co robić, lecz on podał mi rękę bym mogła zeskoczyć na chodnik.

— Dziękuję— powiedziałam cicho czując na sobie jego wzrok, przez co musiałam podnieść głowę, bym mogła mu się przyjrzeć. Przed oczami wyrósł mi chłopak o dosyć umięśnionej sylwetce i rozłożystych barkach. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nadal ściska moją dłoń.

— Sebastian jestem.

— Nina— po raz drugi musiałam powiedzieć komuś jak się nazywam. Jednego dnia poznało mnie więcej osób, niż normalnie przez cały rok. Po kolejny musiałam się opanować i tym razem wysilić się na uśmiech. To było trudne, ale tak jak każda kropla brałam początek swojej histori od podstaw. Musiał najpierw spaść deszcz, by powstały smugi na szybach.

Niebieskie motyle Where stories live. Discover now