Rozdział 12

266 12 0
                                    

Otwieram oczy i natychmiast tego żałuję. W pokoju jest tak okropnie jasno, że nie mogę tego wytrzymać. Próbuję przewrócić się na drugi bok, ale chłopak leżący obok mi to utrudnia. Gerald rozłożył się na całym łóżku i gdy chce go przesunąć jęczy coś pod nosem. Zrezygnowana zakrywam się kocem i zamykam oczy. Leżę i próbuję przypomnieć sobie co się wczoraj działo. Przez moją głowę przelatuje mini pokaz slajdów z wczorajszej imprezy i w pewnym momencie aż nie dowierzam, pewnie coś mi się pomyliło. Podciągam się na łóżku i patrzę się tępo przed siebie, w moich myślach cały czas widnieje jedna scena. Dlaczego myślę o czymś czego nie zrobiłam...chyba, nie wiem, nie będę poruszać tego tematu, mam nadzieje, że chłopak nic o tym nie wie. Odrywam się od moich myśli i spoglądam na bruneta. Uśmiecham się do siebie i wychodzę z ciepłego łóżka. Idę do łazienki, a następnie do kuchni. Robię sobie śniadanie, biorę sok i wracam do sypialni. Wślizguję się pod koc i zaczynam jeść, gdy kończę kanapkę czuję jak chłopak obok się kręci więc spoglądam na niego.
-Wyglądasz jak śmierć-mówię gdy otwiera oczy
-Nie przejmuj się, wyglądasz tak samo-odpowiada i siada obok. Wywracam oczami i podaje mu talerz, chłopak dziękuje, a ja szukam telefonu, nie widzę go na szafce więc musi być w kurtce bruneta. Przesuwam się na koniec łóżka i szukam urządzenia w kieszeniach, gdy znajduje telefon wracam na swoje miejsce. Urządzenie jest wyłączone, nie wiem dlaczego, ja go nie wyłączałam, a raczej się nie rozładował, błagam, niech działa. Na szczęście telefon uruchamia się normalnie, włączam internet, sprawdzam wszystkie portale i coś podpowiada mi żebym zajrzała do galerii. Gdy podciągam się delikatnie do góry, patrzę na chłopaka który obejmuje mnie i wtula się w moje ciało. Uśmiecham się do siebie i wracam wzrokiem na ekran telefonu, wchodzę w galerie i zaczynam się śmiać sama do siebie. Pierwsze kilkanaście pozycji to zdjęcia moje i Geralda z wczorajszego wieczora, większość jest rozmazana, ale jest parę normalnych.
-Z czego się śmiejesz?-pyta
-No powiedz, że nie są piękne-odpowiadam i podsuwam mu telefon. Chłopak po chwili podnosi wzrok i uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam gest i zabieram mu urządzenie. Zamykam wszystkie aplikacje i podłączam telefon do ładowarki. Poprawiam się na łóżku i zamykam oczy. Po pokoju roznosi się stłumiony hałas z ulicy, leżymy bez słowa dość długo, aż przypomina mi się jedna rzecz.
-A ty przypadkiem nie umawiałeś się na spotkanie z bratem?-pytam chłopaka
-Tak, ale nie chce mi się nigdzie ruszać tutaj jest mi dobrze-mruczy pod nosem
-Wstawaj, już i tak jest późno, a zanim się zbierzemy to trochę zejdzie-mówię sprawdzając godzinę. Brunet ściąga się po chwili z łóżka marudząc przy tym jak małe dziecko. Zabiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju, korzystam z tego że poszedł jako pierwszy do łazienki i kładę się jeszcze na chwilę. Po paru minutach, wstaję i podchodzę do szafy w poszukiwaniu jakiś ciuchów. Na dworze jest raczej ciepło więc w końcu decyduję się na wysokie jeansy z dziurami i czarno-białą koszulkę. Gdy wykładam z szafy resztę potrzebnych mi rzeczy do pokoju wchodzi Gerald. Jak zwykle jest ubrany na czarno, chyba ponad połowa jego rzeczy jest czarna, to coś trochę jak u mnie. Zabieram naszykowane ciuchy i idę do łazienki. Streszczam się i po niecałych 40 minutach jestem gotowa. Wychodzę z pomieszczenia i idę do sypialni, gdy wchodzę chłopak podnosi wzrok znad telefonu.
-Gotowa? Możemy jechać?-pyta
-Możemy-odpowiadam i zabieram telefon z szafki. Idziemy do przedpokoju, zabieramy resztę rzeczy i wychodzimy z domu. Na dworze jest przyjemnie, dobrze że nie brałam żadnej kurtki czy bluzy. Wsiadamy do samochodu, chłopak rusza w drogę, a ja włączam radio. Po drodze rozmawiamy o urodzinach Jamesa, każde z nas mówi co pamięta, ale ja nie wspominam o jednej scenie która, przypomniała mi się wcześniej.
-Wygląda to tak jakbyś na siłę wlewała we mnie alkohol, co chciałaś wyrwać?-pyta z uśmiechem
-A co mogłam chcieć?-odpowiadam odwzajemniając gest. Odpowiadam pytaniem na pytanie, bo przecież nie powiem mu, że chciałam jakoś odciągnąć jego uwagę. O matko, ale to idiotycznie brzmi, upiłam go, żeby zapomniał. Odwracam zawstydzona głowę w stronę okna i skupiam się na budynkach. Po paru minutach podjeżdżamy pod mały dom, chłopak gasi silnik i wychodzimy z samochodu. Gerald chwyta mnie za rękę i prowadzi w stronę wejścia, uśmiecham się do niego i wracam wzrokiem na budynek. Dom jest biały, ma dobudowaną werandę na której stoi ławeczka i 2 stojaki wypełnione kwiatami. Brunet otwiera drzwi i wchodzimy do środka, moim oczom ukazuję się przytulny przedpokój. Po prawej stronie stoi szafka na której stoi wazon z kwiatami, a trochę dalej wiszą ramki. Pomieszczenie jest w ciepłych barwach, przypomina mi to trochę dom mojej koleżanki z dzieciństwa. Amanda miała dużą rodzinę i w domu zawsze było żywo, uwielbiałam tam chodzić, było tam tak rodzinnie i miło. Gdy dalej rozglądam się po przedpokoju, w drzwiach pojawia się wysoki chłopak. Wita się z Geraldem i przenosi swój wzrok na mnie.
-Rose? Dobrze mówię?-pyta
-Dobrze, dobrze-odpowiadam
-Jestem James-mówi i uśmiecha się. Również się uśmiecham i spoglądam na Geralda. Nie są do siebie bardzo podobni, jeden i drugi jest wysoki i ma ciemne włosy. James wydaje się być bardziej otwarty niż jego brat, Gerald czasem jest strasznie poważny i niczym nie można go ruszyć. James zaprasza nas do salonu i znika w innym pomieszczeniu. Gdy wchodzimy do pokoju z fotela podnosi się niska kobieta. Gerald podchodzi do niej i wtula się w nią.
-Mamo to jest Rose, Rose to moja mama, Suzanne-mówi gdy odsuwa się od niej
-Miło mi panią poznać-podchodzę do niej i wyciągam dłoń. Kobieta uśmiecha się i zamyka mnie w uścisku, co po chwili odwzajemniam. Odsuwam się od niej i siadam obok Geralda na kanapie, po chwili w pokoju pojawia się James z tacą ze szklankami i dzbankiem, odstawia rzeczy na stolik i zajmuje miejsce obok swojego brata.

***

Wracamy już do domu, a po samochodzie roznosi się głośny śmiech chłopaka.
-Uważaj, żebyś się kurwa nie udusił-mówię i odwracam się w stronę okna
-Rose, no przestań już, nic wielkiego się przecież nie stało-odpowiada. Najpierw śmiał się ze mnie, bo jego mama powiedziała, że jestem urocza, a ja wtedy zrobiłam się okropnie czerwona, a teraz śmieje się ze mnie, bo dostałam olśnienia w sprawie wczorajszej imprezy. Okazało się, że jakimś cudem dołączyłam do idiotycznej zabawy, a konkretnie do butelki na pocałunki. Poleciałam dość dobrze z jakąś dziewczyną, przed kilkoma osobami, a w tym przed Geraldem. Jak powiedziałam to na głos, chłopak zrobił minę jakby chciał mnie zabić, zatrzymał się i kazał mi wysiadać. Zaczęłam go przepraszać, powiedziałam, że zrobię wszystko co będzie chciał, miałam łzy w oczach,a on w ogóle nie reagował. Już miałam otworzyć drzwi i wyjść, kiedy za plecami usłyszałam jego śmiech, myślałam, że go rozszarpię. Chłopak mówi coś do mnie, ale ja nie zwracam na niego uwagi, wyciągam z kieszeni telefon oraz słuchawki i włączam muzykę. Po paru minutach podjeżdżamy pod klub, a ja nie czekając na chłopaka, wychodzę i idę do lokalu. Wchodzę do szatni, przebieram się i idę za bar.
-Hej Rose, co ci się stało?-pyta Jake przytulając mnie
-Hej, nic, co się miało stać-odpowiadam i odwracam się w stronę drugiej osoby która mnie woła
-Rose, proszę przyjść do mnie do biura-mówi Gerald
-Niestety teraz nie mogę, jak będę miała przerwę to przyjdę-odpowiadam patrząc się na niego
-Nie na przerwie, teraz-słyszę, że brunet sili się na normalny ton
-Nie mogę, ponieważ klienci już się schodzą-mówię i wskazuje na wchodzących ludzi. Posyłam mu wymuszony uśmiech, a on odwraca się i idzie do biura. Niech się pieprzy, jezu, mam taką ochotę mu coś zrobić za tą gierkę. Wiem, że sama nie postąpiłam za dobrze, ale przeprosiłam go przecież. Odwracam się i widzę zszokowanego Jake'a.
-Wow, co to było? Ja bym się tak nigdy nie odważył-śmieje się
-No widzisz, a ja się jakoś zebrałam-odpowiadam i przecieram blat. Pozwoliłam sobie na to, bo wiem, że nic strasznego za to mi nie grozi, najwyżej nie będzie się do mnie odzywał, ale zniosę to. Proszę tylko, żeby nie trafiali mi się dzisiaj irytujący klienci, bo ciężko będzie mi zachowywać się normalnie.

***
Ostatni klient już wyszedł, a ja porządkuje swoje stanowisko. Przerwę miałam dawno, ale nie wykorzystałam jej dla Geralda. Od dobrych paru godzin, systematycznie przychodzą mi powiadomienia o wiadomości albo o tym, że ktoś próbował się ze mną połączyć. Doskonałe wiem, że to chłopak, ale postanowiłam podejść do niego po pracy, bo wszystko mogłoby się odbić na klientach. Gdy moje miejsce pracy jest czyste, idę do biura. Zbieram się w sobie i wchodzę do pomieszczenia.
-Dlaczego nie przyszłaś wcześniej?-pyta chłopak gdy podnosi wzrok znad laptopa
-Domyślam się w jakim stanie bym stąd wyszła, a nie chciałam, żeby klient zbierał za ciebie, a poza tym jak tak bardzo chciałeś pogadać to trzeba było po mnie przyjść-odpowiadam i staję przed biurkiem
-Rose, przepraszam, przestań już się gniewać, chciałem sobie tylko pożartować-mówi i wstaje
-Dla mnie nie było to zabawne, nie spodobało mi się to, tak, wiem że źle zrobiłam, ale przeprosiłam-odpowiadam
-Mi też nie spodobało się to jak zachowałaś się przy innych pracownikach-oznajmia i staje przede mną
-Widzisz, mi coś się nie podoba, tobie się coś nie podoba, można iść, wszystko wyjaśnione-odpowiadam i wymijam go
-O co ci chodzi?-pyta i chwyta mnie za rękę
-Pytasz się jeszcze o co chodzi? Zachowałeś się jak..jak, o matko, tego nawet nie da się określić!-wyrzucam z siebie. Chłopak nie mówi nic tylko przyciąga mnie do siebie i wpija się w moje usta. W tym momencie wszystko ze mnie odpływa, cały gniew gdzieś ulatuje, nie potrafię się temu oprzeć. Brunet cofa się, aż wpada na jakąś przeszkodę. Okazuje się, że trafił na ścianę do której po chwili zostaje przyparta. Moja szyja zostaje obsypana pocałunkami, w momencie w którym chłopak zatrzymuje się w jednym miejscu i zasysa skórę, z moich ust wydobywa się cichy jęk. Nasze usta spotykają się ostatni raz i chłopak odsuwa się ode mnie. Uspokajam swój oddech patrząc się na chłopaka, który się uśmiecha.
-Przeszło ci już?-pyta
-Teraz mogę gniewać się o to, że przerwałeś mi wypowiedź-odpowiadam
-Gniewaj się, a znowu cię uciszę-mówi i łapię mnie za ręce
-Ale sobie znalazłeś sposób-śmieje się
-Wcześniej mówiłaś, że zrobisz wszystko co będę chciał, dobrze pamiętam?-pyta
-Zależy co masz na myśli-odpowiadam
-Czy w ramach złagodzenia całego tego sporu i żebym zapomniał o twoim małym numerze, pójdziesz ze mną na kolacje?-mówi i uśmiecha się delikatnie
-Ten mały numer się nie liczy, byłam pijana, a to co się dzieje pod wpływem to nie ma znaczenia, sam tak stwierdziłeś, ale jak tak bardzo chcesz mnie przeprosić za ten nieudany żart...-odpowiadam
-Czyli co? Idziemy?-pyta i odgarnia mi włosy za ucho
-Idziemy-odpowiadam i całuje go

Jack SkellingtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz