Drapple Prolog-Epilog

801 70 17
                                    



Draco potrzebował pomocy. I to zdecydowanie pomocy jakiegoś specjalisty. Najlepiej mago-psychiatry, o ile takowy w ogóle istniał. Czuł, że traci zmysły. Albo może inaczej, że wszystkie zmysły niemożliwie się wyostrzają i reagował zupełnie inaczej na rzeczy, które przecież znał od dawna.

Wariował, to jasne. Nie mógł jednak zawitać u psychiatry jako... no cóż, On. Nie chciał narazić rodu Malfoyów na szemraną, okrutną opinię, która spadłaby na nich, w dniu, w którym ogłosiłby, że jest chory psychicznie.

- Może istnieją jakieś stowarzyszenia osób z zaburzeniami takimi jak ja - wymamrotał, pocierając brodę w zamyśleniu. Mógł istnieć sposób, żeby się z tego wyleczyć, nie podejmując leczenia! Chociaż... czy tak właściwie Draco miał ochotę stracić zainteresowanie tak... niesamowitą sprawą? Raczej nie.

Wspiął się po kamiennych schodach, wspierając się na bogato zdobionej lasce, która w rodzie Malfoyów była od zarania dziejów. Gdy dotarł pod drzwi, stuknął jej końcem dwa razy i uniósł głowę, zachowując pozory wyniosłości.

Czas jednak mijał, a jak dotychczas, nikt nie kwapił się mu otworzyć. Ramiona mu zesztywniały od wypiętej dumnie piersi, a ulizane włosy rozburzył porywisty wiatr. Draco odczekał jeszcze chwilę i warknął zirytowany, szarpnięciem przyciągając do siebie drzwi i z agresją stając na progu.

- Kaval, ty stary głupcze - wrzasnął w głąb domu. Jego słowa wywołały ogromny rumor w pokoju na piętrze i po paru sekundach na szczycie schodów stał przysadzisty, gruby mężczyzna.

- Malfoy! Jak miło mi cię...

- Zacznijmy od początku - fuknął tylko młodzieniec i zatrzasnął drzwi tuż przed nosem przerażonego człowieka. Znów zastukał, próbując uspokoić swoje rozkołatane nerwy. Wejście natychmiast zostało otwarte, ale zatarasował je mężczyzna ogromnych rozmiarów, który niezdarnie próbując ukryć przerażenie, uśmiechnął się i rozłożył szeroko ręce.

- Draconie, jak miło cię znów widzieć! - Zapewnił, choć w jego głosie nie pobrzmiewał ani gram szczerości.

- Bez wzajemności, Kaval - warknął, nie próbując nawet udawać miłego. - To nieprzyzwoite witać kogoś u progu.

- Wybacz. Co cię do mnie sprowadza? - Spytał, wpuszczając gościa do domu. Wyjrzał jeszcze za nim i niespokojnie rozejrzał się po okolicy, ale po podwórzu nie kręcił się żaden człowiek. Mężczyzna zamknął drzwi na klucz i posłał Draconowi udawany, przyjacielski uśmiech.

- Interesy - zbagatelizował Malfoy, z uwagą przejeżdżając palcem po stojącej przy wejściu, pokaźnej komodzie. Uśmiechnął się drwiąco na widok drobinek kurzu, które przylgnęły mu do opuszka i w końcu z uwagą przyjrzał się gospodarzowi.

Kaval wyglądał na całkowicie przeciętnego kupca w tych stronach. Majątek był wszystkim, co posiadał, jeśli nie liczyć nieprzyzwoitej wręcz tuszy. Miał kwadratową twarz, a wszystko na niej wydawało się wielkie. Wielki nos, usta, uszy, oczy, a nawet grube i zrośnięte ze sobą, czarne brwi. Czoło mu się z wiekiem cofnęło i pochłonęło już większą część niegdyś brązowych, teraz przyprószonych siwizną włosów.

Malfoy przyznał w duchu, że brzydzi się tym mężczyzną. Jednak niepodważalnie był mu potrzebny rozwiązać jego szaleństwo, lub - jak kto woli - pogłębić je jeszcze bardziej.

- Oczywiście - przytaknął pospiesznie mężczyzna. Poprowadził gościa przez salon na tył domu, gdzie otworzył jedne z licznych drzwi w korytarzyku i gestem zaprosił młodego Malfoya do środka. Draco wyciągnął różdżkę zza pazuchy i szepnąwszy zaklęcie światła, zaczął schodzić po schodach pod ziemię. Słyszał jak Kaval rozbija się o ściany tuż za nim, a jego ciężki krok sprawiał, że każdy schodek skrzypiał niemiłosiernie.

DrappleWhere stories live. Discover now