1. Mellody

19 4 2
                                    

Wstaje rano dwie godziny przed szkołą ''po cholerę tak wcześnie'' to moja pierwsza myśl. Odpowiedź brzmi tak: u mnie w domu budzik jest jeden i budzi bardzo efektownie a jest nim mój brat, najmłodszy, który teraz ma trzy latka.

- Wstawaj Mell, pobódka!! – krzyczy braciszek, dosłownie skacząc po mnie.

-Oh, młody, złaź ze mnie – mówię zaspana, odwracam się na brzuch i chowam głowę pod poduszkę, próbuje nie reagować na odciski stóp West'a na moim ciele.

-WSTAWAJ! WSTAWAJ! – chłopczyk dalej krzyczy.

Przewracam oczami, nie przyzwyczaję się do takiej pobudki nigdy...dlaczego? ...hym.. .? Może dlatego, że jest zbyt drastyczna.

-Dobra już wstaje, ale złaź – poddaje się czując powstające siniaki na biodrach.

-JEEEEJ! – West zeskakuje ze mnie, wybiega z pokoju zostawiając otwarte drzwi na oścież i krzyczy na cały dom.

Przecieram oczy i ziewam, przyzwyczajam oczy do słońca. Po pięciu minutach leżenia, wolnym ruchem siadam na łóżku, przeciągam się i wstaje. Pierwsze co robię to włączam muzykę w domu...tak, u mnie nie ma dnia bez porannego radia. Idę nadal lekko zaspana w stronę łazienki i trzymam się za biodro ''mały gnojek''. Owszem mam dwa siniaki i boli w cholerę... cóż moje ciało jest kościste w niektórych miejscach np. biodrach. Jestem drobną dziewczyną o smukłej i szczupłej sylwetce, mam około 168 cm, kruczoczarne, mocno cieniowane włosy, zielono-szmaragdowo-niebieskie, duże oczy i bardzo kobiece kształty. Ale wracając do mojego poranka.... doszłam do łazienki, związałam włosy w niechlujnego koka, przemyłam twarz zimną wodą tak na orzeźwienie, rozebrałam się, rozpuściłam koka i weszłam do kabiny prysznicowej jak co rano. Na moje ciało opadały letnie krople wody...oh jaki to jest dla mnie relaks. Umyłam ciało płynem o zapachu mango a włosy szamponem... również z mango. Tak, to mój ulubiony zapach i owoc. Wyszłam spod prysznica, obwinęłam się nad biustem ręcznikiem. Był długi, zakrywał moje ciało aż do kolan. Następnie rozczesałam włosy i zaczęłam je suszyć. Gotowe włosy znów związałam w koka i zaczęłam myć zęby, poperfumowałam się i pomalowałam..hym? delikatna kreska, podkład i tusz do rzęs to obowiązek. Przyjrzałam się w lustrze ''no...jako tako da się żyć'' zaśmiałam się sama z siebie i poszłam do garderoby, po drodze spotkałam bliźniaków i tatę, którzy się śmiali oglądając zdjęcia na ścianie w korytarzu rzuciliśmy sobie ''dzień dobry trzy bobry'' jak to my zawsze i weszłam do swojej garderoby. Siedziałam w niej około pół godziny, aż w końcu wybrałam: białą koszulkę na grube ramiączka obcisłą, na to luźną, sięgającą do tuż pod biustem na krótki rękaw, czarną koszulkę do tego czarne, jeansy z przetarciami na udach i kolanach. Wróciłam do pokoju, wzięłam skórzaną oczywiście czarną torbę, spakowałam ostatnie dwa zeszyty, o których zapomniałam wczoraj wieczorem, rzuciłam okiem na zegarek wiszący nad drzwiami – o cholera, mam piętnaście minut – szepnęłam. Wybiegłam z pokoju, zeszłam na dół co dwa schodki, wpadłam do kuchni i zjadłam kanapkę z talerza, na który leżało ich sześć. Mama zawsze nam robi poranne śniadanie i idzie się szykować do pracy. Zjadłam, wypiłam kubek herbaty... zielonej oczywiście i poszłam ubrać moje białe conversy. Jest jesień a więc na siebie założyłam jeszcze szarą kurtkę do kolan i szmaragdowy, luźny komin.

– Papa, bo się spóźnię! – krzyczę do rodziny, na co słyszę od wszystkich ''Papa!/Miłego dnia!/ Do później!'' Szybkim krokiem idę do szkoły. Zazwyczaj idę około dwudziestu minut, ale dzisiaj zostało mi dziesięć więc trzeba przyspieszyć. Co pewien czas zerkam na swoją prawą rękę, na zegarek. Nagle wskazówki na tarczy ułożyły się w kąt stu dwudziestu stopni, a mała wskazówka stykała się z ósemką. –cholera! – tak, właśnie się zaczęły lekcję. Boże, jak ja nienawidzę się spóźniać. Właśnie dochodzę do szkoły i słyszę dzwonek rozbrzmiewający po całym budynku. Wbiegam do niego i wpadam na człowieka ''tylko mi jeszcze brakuje, zamieszania z jakimś uczniem'' -przepraszam, jestem zakręcona – mówię wyjątkowo spokojnie i podnoszę wzrok. Zgadnijcie na kogo wpadłam....

- Melka, hej! – właśnie tuli mnie moja najlepsza przyjaciółka, Lola.

-Lolka uważaj jak łazisz – obie się zaśmiałyśmy, obie bardzo nie lubimy gdy mówi się nasze imiona z końcówką ''ka'', ale my kochamy nawzajem się denerwować – idź szybko na lekcje, bo już dawno się zaczęła i powiedz, że dyrek mnie zawołał – robie maślane oczka i wchodźę do szatni.

-Coś za coś! – ostatnie co usłyszałam z ust Loli...czy mam się bać? Oj tak, to Lola White, ona zawsze ma szalone pomysły i z chęcią zrobiłaby casting na mojego chłopaka lub wykorzystała moją prośbę do tego, żebym kogoś poznała, ale to nie dla mnie. Ja wolę poczekać niż na siłę kogoś szukać. Mimo to kocham ją i zawszę będziemy te największe ''best friend forever''. Dochodzę do szafy mojej klasy, ściągam kurtkę, wieszam na wieszak a komin wkładam do rękawa, wieszak zawieszam w szafie, którą zamykam na kluczyk. W biegu do klasy zarzucam torbę na ramię. Zatrzymuję się tuż przy drzwiach biorę głęboki oddech, cicho otwieram drzwi i siadam tuż obok Loli. Na szczęście, raz jeden pomyślała i zajęła miejsce najbliżej wejścia. Mamy teraz matematykę. Sam przedmiot lubię, nawet bardzo, ale nauczycielka...eh to stara panna, która wyżywa się na nas przez swój los.

-Nie zdążyłam nic powiedzieć, czekaj może się nie zorientuje – słyszę szept przyjaciółki, już się boję co to będzie...mam nadzieję, że dziewczyna ma rację, ale mówią ''nadzieja matką głupich''..... Zaraz po tym dowiedziałam się, że w moim przypadku to się sprawdziło.

- Panno Mirror! – w klasie rozniósł się mrożący krew w żyłach głos nauczycielki. Przestraszona, słysząc swoje nazwisko wzdrygnęłam się.

-Tak? – próbowałam mówić tak, żeby zachować pewność siebie, ale nie wydaje mi się, żeby wyszło. Cała klasa zamarła, a ich spojrzenia wędrowały raz na mnie a raz na profesor.

- Myślisz, że można tak sobie wchodzić w trakcie moich lekcji do klasy kiedy chcesz?! - jakim prawem ona o tym wie, przecież była cały czas tyłem do nas, a ja weszłam niesłyszalnie....

-Przepraszam za spóźnienie...-wymamrotałam zdziwiona jej podzielnością uwagi.

-Wstań jak ze mną rozmawiasz! – wydarła się tak, jakby oblała się wrzątkiem. W mgnieniu oka wstałam i patrzyłam na nią. Nerwowo bawiłam się końcem materiału obcisłej koszulki.

- No dobrze, zapamiętaj sobie to Mirror raz na zawsze. Zero spóźnień na matematykę!

- Dobrze pani profesor – mówiłam cicho i spokojnie, byłam zdziwiona, bo nie dostałam żadnej kary... ale moja euforia nie trwała długo.

- No i trzy godziny kozy, dzisiaj po szkole! A teraz do tablicy i zadania rozwiązuj, każdy zły wynik jedynka! – nadal krzyczała do mojej osoby. Lola, z którą umówiłam się wczoraj na dzisiejszy wypad, na miasto po szkole, już miała jej coś mówić, ale ją uspokoiłam.

- Daj spokój, jutro pójdziemy – szepnęłam i się uśmiechnęłam, nie miałam ochoty na dalszeafery i awantury, więc posłusznie wstałam i podeszłam do tablicy. Hu...szczęście, że matma to mój konik. 

~~~~~

Koniec pierwszego roździału, mam nadzieję, że nie jest tak tragicznie... 

''Piękne kłamstwo?''Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz