23. Nie Bądz Śmieszna Sylvia

460 63 12
                                    

Francisco zaciągnął mnie do jakiegoś czarnego auta i posadził na tylnym siedzeniu, kiedy Camile wrzucili do bagażnika. Myślałam, że za chwilę się popłacze przez same nerwy.  Kiedy auto ruszyło, spojrzałam na Francisco, który wpatrywał się w ekran telefonu. Mogłam przyjrzeć się jego twarzy. Nie wyglądał na starszego od de mnie, miał mocno zarysowaną linie szczęki, a jego koszula opinała jego mięśnie. Zauważyłam, że Scott i Michael, czyli tych dwóch w płaszczach wyglądali podobnie. Też byli mocno umięśnieni, a  przynajmniej ten jeden, co prowadził miał też mocno zarysowaną szczękę. Zaczęłam się rozglądać dookoła szukając czegokolwiek co pomoże mi w ucieczce. Ale to wszystko było bez sensu, to koniec. Nawet nie dałabym rady wyskoczyć z auta, bo z każdym ruchem ręki czułam ogromny ból i nie dałabym rady nawet dotknąć klamki.  Pozostało mi jedynie czekać na to co nadejdzie.

- Wiesz, jesteś całkiem ładna. - Odezwał się Francisco. - Nie za bardzo wiem co robisz z Bieberem.

Nie odpowiedziałam mu bojąc się, że znów mi coś zrobi jeśli mu podpadnę. Nagle zadzwonił telefon, który Francisco od razu odebrał.

- Tak?

Ktoś w telefonie zaczął cos mowić.

- Jeśli Bieberowi zależy, to po nią przyjdzie. A jeśli nie, to mogę się nią zająć.

Na te słowa przeszły mnie ciarki.

- To do pózniej Austin.

Francisco się rozłączył, a ja poczułam jak moje serce osuwa się w czarną dziurę. To wszystko było prawdą, Austin był tym złym od początku.

- Módl się żeby twój chłoptaś się zjawił.

^^^^^*^^^^*^^^^^*^^^^^*^^^^
W końcu auto się zatrzymało. Tych dwóch z przodu wysiadło i zaczęli iść do bagażnika. Do bagażnika, gdzie była Camila.

- Nie róbcie jej nic, proszę. - Powiedziałam błagalnym tonem do Francisco, który w tej chwili miał wysiąść.

- Mówisz o tej małej czarnulce?

- Proszę. - W tej chwili już błagałam.

Francisco uśmiechnął się pod nosem.

- Zobaczymy jak będziesz się sprawować.

Chłopak wysiadł z auta, obszedł je i otworzył drzwi po mojej stronie. Pociągnął mnie za chorą rękę na co krzyknęłam z bólu. Znajdowaliśmy się przed jakaś fabryką. Widząc, że ściany są wypełnione grafitti, a okna powybijane, myśle, że już dawno nikt tu nie pracuje. Próbowałam zorientować się, gdzie mniej więcej jestem, ale wszędzie wokół były drzewa i krzaki zasłaniające widok. Francisco zaczął ciągnąć mnie do środka, a ja zobaczyłam jak ten co kierował autem niesie ciało Camili. Zwisała z jego ramion zupełnie jakby była juz trupem. Przeszły mnie ciarki. W tej chwili pomyslałam, że nie ważne co mi się stanie, Camila musi wyjsć z tego cała.

Weszliśmy do fabryki, gdzie była jedynie jedna wielka, pusta przestrzeń z kilkoma skrzyniami po środku. Były w nich średniej wielkości dziurki, zupełnie jakby do oddychania. Nagle rozszerzyły mi się źrenice. Tylko nie to, tylko nie to. Camila od zawsze miała klaustrofobię, gdyby się obudziła w takiej drewnianej skrzyni mogłaby dostać ataku paniki. Jej krzyki na pewno wkurzyłyby Francisco. Po chwili zobaczyłam jak jeden z tych perdomów wkłada bezwładne ciało Camili do skrzyni, zamyka ją , a zamknięcie przybija gwoździami, o Jezu.

Staje w miejscu jak oparzona przez co Francisco na mnie wpada.

- O co chodzi? - Wydaje się wkurzony.

- Proszę, nie wsadzaj mnie tam.

- Spokojnie. - Kładzie rękę na moim ramieniu, schyla się i szepce mi do ucha. - Ja ją zabieram, tobą zajmie się Matt i Scott.

Zaczyna ode mnie odchodzić, a ja widząc zbliżających się do mnie mężczyzn czuje, że zaczynam tracić grunt pod stopami. Ich ciemne oczy zmieniają barwę na neonową zieleń, a ja zasypiam.

^^^^^^*^^^^^^*^^^^^^*^^^^^^^
Budząc się czuje straszny ból, to moja ręka. Im bardziej się rozbudzam, tym bardziej boli. Z jakiegoś powodu stoję, chociaż nie wiem dlaczego. Nie, chwila. Ja nie stoję, ja wiszę. A moje ręce są zakute w kajdany, które wiszą nade mną na łańcuchu. Przede mną znajduje się jakby podłoga, ale też uczepiona na łańcuchach, wyglada to jakby balkon po środku sufitu, podobne są nad sceną. Patrzę za siebie i widzę wielką, ogromną przepaść. Pode mną jest jedynie jeden z tych kawałków podłogi na łańcuchach. Wszystko wygląda bardzo niestabilnie i wiem, że jeśli spadnę, to już mogę pożegnać się ze wszystkim. Nagle usłyszałam jakieś kroki i po chwili po trzęsącej się z każdym krokiem podłodze szedł Francisco, a za nim Matt i Scott, bez tych swoich peleryn było ich idealnie widać. Obaj wyglądali prawie jak bracia bliźniacy, mieli nawet te same niebieskie spodnie i białe koszule, nawet wyraz twarzy. Zupełnie jakby byli żołnierzami na służbie. Jedynie Francisco różnił się od nich. Był dużo wyższy i bardziej zbudowany, a na jego twarzy nie było tego spokoju, jaki miała pozostała dwójka. Zatrzymali się przede mną i zaczęli się we mnie wpatrywać.

- Proszę, zdejmijcie ze mnie kajdanki.

Podejrzewałam, że Francisco złamał mi rękę, więc, kiedy tak wiszę nie mając na czym stanąć, ręka boli mnie bardziej niż powinna. Mam wrażenie, że kość zaczęła mi się przemieszczać. Ból pozwala mi wytrzymać jedynie strach. Żaden z tych trzech się nie odezwał, a ja poczułam, że z policzka spływa mi łza, naprawdę cierpiałam z bólu. Nagle zdałam sobie sprawę, że nigdzie nie ma Camili i moja ręka przestała być największym zmartwieniem.

- Gdzie ona jest?! - Nikt się nie odezwał. - Gdzie! Ona! Jest!? - Znów ani drgnęli. - Proszę, proszę. - Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. - Nie róbcie jej nic.

- o Jezu. - Usłyszałam ten głos, głos Camili. Teraz płakałam ze szczęścia, że ją słyszę. - Ciszej już, ciszej. - Coś w tonie jej głosu mi nie pasowało. Wtedy zobaczyłam, jak z drugiej strony ruchomej podłogi ze stu potem obcasów idzie Camila. Szczęście ścisnęło mnie za serce. Tylko, że w jej chodzie było coś dziwnego. Szła bardzo pewnie prze siebie, nawet nie zwracając uwagi na to jak bardzo łańcuchy kołyszą podłogę po której chodzi. I dlaczego szła sama?

- Uspokój się Sylvia, bo mi uszy pękną. - Powiedziała stając obok Francisco. - Macie może krople do oczu panowie? - Spytała.

Co? Co? Co?

We trzej popatrzyli na siebie zdezorientowani.

- Trudno. Postaram się sama wymusić łzy.

CO? CO? CO? Camila? O co chodzi?

- Camila... - Nie wiedziałam co powiedzieć.

- Oh, właśnie. Sylvia, cześć. - Powiedziała jakby zdała sobie dopiero sprawę, że tu jestem.

Spojrzałam na nią nie dowierzając. Natychmiast zapomniałam o bólu. Zastąpiła go masa innych uczuć.

- Ty pracujesz dla Francisco?

Camila zaśmiała się krótko po czym podeszła do chłopaka i pogłaskała jego klatkę piersiową jak kotka.

- Nie bądź śmieszna Sylvia. To on pracuje dla mnie. - Zaśmiała się, a jej oczy zaszły zielenią.

_____________________________________ Notatka

Wiem, że rozdział krótki i bez Justina, ale chciałam żeby jeden rozdział był poświęcony samemu porwaniu.

Tak przy okazji cieszę się, że przynajmniej większość zaczekała na nowe rozdziały. Dziękuje wam. Jeśli zostawicie po sobie dużo komentarzy i gwiazdek, to ja oczywiście postaram się rozdziały pisac jeszcze szybciej. Jeśli was to interesuje, to muszę się wtedy bardziej przykładać.

Twitter:
ZAPRASZAM
@PrettyRoosie
#SzantiPiszeff

Szanti Pisze //Mam Dla Was Nową Plotkę//    //JB\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz