1. Poniedziałkowy poranek

316 31 7
                                    

Pov. Tony
Jak ja nie lubie poniedziałków! Kto je w ogóle lubi?! Jednego dnia smacznie sobie śpisz do 12, a następnego ranka musisz się zrywać co świt, aby przyjść tu do tej śmiesznej instytucji zwanej SZKOŁĄ. Nie wiem kto ją wymyślił, ale najchętniej rozstrzelałbym tą osobę swoją zbroją. Jeszcze wczoraj do późna siedziałem nad ulepszaniem jej... eh...mam tylko nadzieje, że ta kawa rzeczywiście mi coś da i nie usne na siedząco. Ostatnio jak przysnąłem na historii to łucznik i barbie to wykorzystali i wysmarowali mi czoło korektorem! I to niby ja się zachowuje jak dziecko?!
Wszedłem do budynku i pokierowałem się do szatni, żeby zostawić kurtke. Po chwili moim oczą ukazała się prawie  cała moja klasa.
-A wy co już spisujecie i to jeszcze beze mnie?-zapytałem.
-Angielski.-odkrzyknął chór.
-A to coś było?!-zawołałem zdziwiony.
-Recenzja na strone.-odpowiedział mi Bruce,jako jedyny który nie przepisywał.
-O fuck!-krzyknąłem zakrywając twarz dłonią.-Kiedy jest anglik?
-Teraz!!!-znowu odpowiedział mi zgodny chór.
Nawet się nie przebierając, zacząłem szukać zeszytu. Musze zacząć je podpisywać! Dobra jest! Tak, tylko teraz dopchaj się do jednego zeszytu, gdzieś pomiędzy  tego kowala jego braciszka, Clinta i Natashe. Nagle z szatni wyszedł zadowolony Rogers.
-No porszę kolejny do kolekcji.-zaśmiał się.
-Oj zamknij się mrożonko!
Ja naprawdę nie wiem jak w poniedziałek z rana można być tak uśmiechniętym i pobudzonym do życia?! Czy ten dziadek coś bierze?! Jak tak to muszę się udać do jego dilera, ale zaraz recenzja! Ja nawet nie wiem czego! A tego lalusia się prosić o pomoc nie będę! Zaraz a gdzie jest Su?

Pov. Susan
Jak mi się chce spać! Usnęłam chyba po 2 wczoraj. Coś ostatnio gorzej sypiam. Rano wypiłam kawę w torbie mam nawet napój energetyczny, a i tak ledwie się tocze. Którą to mamy...7:50, idealnie. Wchodzę do środka i na dzień dobry rzuca się na mnie Tony.
-Susan, powiedz, że chcesz poratować najprzystojniejszego faceta na świecie!?-zawołał wyszczerzając przy tym zęby.
-Tak Tony ciebie też miło widzieć.-ziewnęłam.
-Księżniczka się nie wyspała widzę, ale powiedz, że chociaż swego księcia poratujesz?
-No to czego mości książe potrzebuje?
-Angielskiego.
-Ty ją nawet z rana musisz napadać?-nagle o framuge drzwi oparł się Steve.
-A czy ty mi się musisz zawsze wepchnąć wszędzie?!
-Jeśli trzeba.-posłał mi uroczy uśmiech.
-Weź sobie książe, ale nie mam pojęcia jak przepiszesz strone w nie całe 10min.
-Dam rade! Dzięki wielkie!-cmoknął mnie delikatnie w policzek  i zaczął szukać owego zeszytu w mojej torbie, poczym uciekł do reszty przepisujących.
Do mnie przysiadł się blondyn.
- No i jak tam po weekendzie?-zaczął ponownie posyłając mi uśmiech.
-W porzadku.-znowu ziewnęłam.
-Widzę właśnie.-zaśmiał się.- Spałaś w ogóle?
-No tak...
-A ile?-ciągnął dalej
-Hm...może jakieś 4 godziny.-odrzekłam ciszej.
-Coś  się stało?-nagle w jego oczach malowała się troska.
-Nie, no niby nic,tylko mam ostanio problemy ze snem.
-Coś cię martwi? Gorzej się czujesz?
-Nie to pewnie nic wielkiego i niedługo wszystko wróci do normy.-uśmichnęłam się blado.
-Mam taką nadzieję, ale jak by się coś działo to mów.
-Oczywiście Kapitanie.-zasalutowałam mu dla żartu.
Nagle do małego boksu, w którym cały czas siedzieliśmy wpadł Hawkeye i Czarna Wdowa przekrzykując siebie na wazajem.
-Su, weź to zobacz bo ona mi wmawia, że ja to napisałem w 2 różnych czasach?!-zawołał zbulwersowany szatyn.
-Bo tak jest bezmózgu! Ty nawet przepisać dobrze nie potrafisz!-skarciła go rudowłosa.
-Okey! Ale już się nie drzyjcie! Pokaż!-przechwyciłam zeszyt łucznika.
Czytałam i czytałam i nic. Dopiero pod koniec zobaczyłam tak rażący błąd, że absurdem jest, iż nasze "sokole oko" tego nie zauważyło.
-Barton powiedz ty mi jak możesz pisać całą recenzje w czasie przeszłym, a zakończenie dowaliłeś w czasie przyszłym?!
-Co?!-wyrwał mi zeszyt.
-Mówiłam ci idioto!-zawołała dumnie Nat.
-Cholera....-mruknął Clint pod nosem, przykucnął i zaczął popraiwać całe zakończenie pracy.
-No...-ziewnęłam-ciesze się,że mogłam pomóc, ale idę pod salę, bo zanim się tam doczłapie to minie troche.-podniosłam się, pociągnęłam torbę, z której wyleciała mi puszka z napojem energetycznym.
Przechwycił ją Steve.
-Susan nie powinnaś tego pić.-stwierdził przeglądając puszke.
-Oj tam, wszytsko jest dla ludzi, a dla ludzi w moim stanie to już w szczególności.-podeszłam do niego, aby odebrać mu napój, na co ten się tylko lekko odwrócił, by zablokować mi odzyskanie zguby.
-Daj mi to! Nie będę się z tobą szarpać,bo mi się nie chce!
-No to świetnie się składa, bo ławtwiej mi będzie się tego pozbyć.
-Steven!!!
-Susan.
-Daj mi to!
-Nie.
-Sam tego chciałeś!-krzyknełam i skupiłam się na piciu. Ono zaczęło lewitować jednak znowu blondyn je przechwycił.
-O nie, nie moce też ci nie pomogą.-odrzekł i udał się do najbliższego kranu z moją puszką i wylał zawrtość. Wrócił dumny, jak gdyby nigdy nic i oświadczył:
-To dla twojego dobra.
-Nagrabiłeś sobie bardziej, niż u Hydry!-zpiorunowałam go w zrokiem i wyszłam z szatni kierując się do sali.

Szkoła WariatówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz