3. Słońce

2.1K 219 30
                                    


- A więc to tak... - stwierdziła pani Nara, kiedy wreszcie udało się wam dojść do słowa i wyjaśnić kobiecie dlaczego tu jesteś. Jeszcze raz uważnie ci się przyjrzała i miałaś wrażenie, że chce coś dodać do swojej wypowiedzi. Ale ona tylko machnęła ręką i wróciła do zmywania naczyń.

Tymczasem ojciec Shikamaru, po wysłuchaniu twojej historii uśmiechnął się z roztargnieniem i skomentował tylko:

- Ach racja... Tak mi się właśnie wydawało, ze skądś cię pamiętam, [imię].

Gdy wszystko się wyjaśniło byłaś zadowolona, bo nie spodziewałaś się, że pójdzie z tym tak łatwo. Teraz jednak nie wiedziałaś co powinnaś ze sobą zrobić. Ino już opuściła mieszkanie państwa Nara, a ty nie byłaś pewna czy też powinnaś zostać. Po krótkim zastanowieniu doszłaś do wniosku, że jak na razie twoje jedyne zajęcie to spacerowanie po wiosce. I z jednej strony byłaś ciekawa nieodkrytych zakątków Konohy, ale z drugiej nie chciało ci się nawet wstać z tego wygodnego krzesła. Czułaś się naprawdę dobrze w towarzystwie zaprzyjaźnionej rodziny.

Niewzruszony i spokojny Shikaku i jego gadatliwa, ale mimo wszystko sympatyczna żona oraz ich intrygujący syn - Shikamaru. Bardzo ceniłaś sobie, że obyło się bez zbędnych wzmianek o twoich rodzicach. To była jedna z rzeczy, których obawiałaś się i starałaś unikać jak ognia – nie chciałaś się rozkleić. Okazywanie słabości nie było w twoim stylu. Dlatego jakoś zebrałaś się do podniesienia się do pionu, uśmiechnęłaś się szeroko i powiedziałaś:

- No tak, właśnie. Bardzo dziękuje za wysłuchanie. I za herbatę – spojrzałaś w stronę gospodyni.

- Nie ma sprawy, dziecko – ona również się uśmiechnęła – wpadaj do nas często

Wychodząc spojrzałaś jeszcze ukradkiem na Shikamaru. Chłopak stał, oparty o ścianę naprzeciwko ciebie, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami i bez skrepowania wpatrywał się w ciebie, unosząc przy tym jedną brew. Nie wiedziałaś, co myśleć o jego zachowaniu, więc po prostu nie odzywając się więcej, opuściłaś gościnne progi.

Tak jak podejrzewałaś, gdy tylko znalazłaś się na ulicy, dotarło do ciebie, ze nie masz co ze sobą zrobić. Potrzebowałaś jakiejś przestrzeni, gdzie mogłabyś zwyczajnie w spokoju odpocząć i odreagować po wszystkich przeżyciach ostatnich dni. Jednak nie miałaś pojęcia dokąd iść.

Bez pośpiechu spacerowałaś uliczkami, przyglądając się wszystkiemu z uwaga i dużym zainteresowaniem. Mijając ludzi, starłaś się uśmiechać, a ku twojemu zdziwieniu każdy odpowiadał ci tym samym. Mimowolnie przypomniałaś sobie swoją dawną wioskę – ludzie byli zupełnie inni. Cały czas, gdy ją zamieszkiwałaś, odnosiłaś wrażenie, że między nimi nie ma tak silnej więzi jak w Liściu. Poza tym, mieszkając tam, nieustannie wyczuwałaś w powietrzu niepokój, dlatego notorycznie uciekałaś do lasu. Tam było spokojnie, mogłaś wyrwać się z tego wiecznie spieszącego się społeczeństwa. Dużo czasu poświęcałaś na zwykłe wpatrywanie się w przestrzeń i przysłuchiwanie się szumowi drzew. Czasem jednak, gdy nachodziła cię ochota na odreagowanie, wykonywałaś fizyczne treningi.

I tak się przechadzając, rozmyślałaś o swojej przeszłości. Doszłaś do wniosku, że jedynym miejsce w Wiosce Liczb, w którym czułaś się w stu procentach dobrze, był twój dom, gdzie byli także twoi rodzice. A teraz to miejsce zostało zmiecione z powierzchni ziemi. Na wspomnienie widoku pogorzeliska, w którym zginęły najbliższe ci osoby, zacisnęłaś pięści. Kiedy wreszcie ustatkujesz się, sama nie wiedziałaś jak, ale miałaś zamiar zemścić się, na tym, kto dopuścił się takiej zbrodni.

Wreszcie zdecydowałaś, że usiądziesz na ławce, ustawionej przy brukowanej uliczce. Wyprostowałaś nogi i zadarłaś głowę do góry. Słońce mocno świeciło, więc odwróciłaś wzrok. Zapatrzyłaś się na własne stopy. Sama nie wiedziałaś jak długo tak siedziałaś, nie myśląc zupełnie o niczym, w ciszy. Widocznie wielki upał sprawiał, że nikomu specjalnie nie chciało się odwiedzać tej okolicy. Przeniosłaś wzrok z kamiennej uliczki, dopiero gdy usłyszałaś czyjś głos. Znajomy głos.

- [imię], co ty tutaj robisz? – w pierwszej chwili twoje oczy, które dotychczas wpatrywały się tylko w jeden punkt, nie mogły wyostrzyć obrazu. Jednak nie trwało to długo, bo zaraz zrozumiałaś, dlaczego ten głos wydawał ci się znajomy. Shikamaru.

- Eto... Siedzę, no nie? – nie wiedziałaś jakiej odpowiedzi oczekuje chłopak.

- To widzę... - westchnął on – Ale nie wiem dlaczego zawędrowałaś aż tu i jaki widzisz cel w gapieniu się na chodnik.

- A co jeżeli odpowiem, że żaden? – odezwałaś się zadziornie.

Podniosłaś się do pionu i zaraz tego pożałowałaś. Zachwiałaś się i najpewniej runęłabyś na ziemię, gdyby nie przytrzymały cię silne ramiona chłopaka. Spojrzałaś na niego oszołomiona, bo nie zrozumiałaś, co się właśnie wydarzyło. Po chwili jednak, dotarło to do ciebie i uwolniłaś się z jego objęcia. Miałaś nadzieję, że nie zauważył rumieńców na twoich policzkach.

- Przyznaj się, ile czasu tak siedziałaś? – prychnął z rozbawieniem Shikamaru, kiedy jakimś cudem udało ci się złapać równowagę

- Sama nie wiem... - podrapałaś się po głowie

- Pewnie długo, bo jesteś czerwona jak burak i ledwie stoisz o własnych siłach.

- Wcale nie!

Czułaś się nieco upokorzona dlatego bez większego zastanowienia, gwałtownie odwróciłaś się na pięcie i energicznym krokiem ruszyłaś przed siebie. Jednak daleko nie zawędrowałaś. Mało9 brakowało, a doszłoby do twojego bliskiego spotkania z gruntem.

- To upierdliwe, ale musisz się teraz solidnie nawodnić – stwierdził chłopak i nie pytając cię o pozwolenie, uniósł cię w górę.

- Shikamaru! – w pierwszym odruchu chciałaś się wyrwać, ale zrozumiałaś, że to na nic. Pozwoliłaś się nieść chłopakowi tak długo, aż dotarliście do sporego budynku. Do twoich nozdrzy natychmiast dotarło wiele smakowitych zapachów. Uświadomiłaś sobie, jak głodna jesteś – w gościnie u państwa Nara wypiłaś tylko herbatę, a potem przynajmniej dwie godziny spędziłaś w zupełnym bezruchu.

Usiedliście w niewielkiej loży. Naprzeciwko ciebie usadowił się Shikamaru, a dzielił was drewniany blat przeznaczony na grilla. Przyglądałaś się uważnie skromnemu, ale gustownie urządzonemu wnętrzu a twój przyjaciel szybko złożył zamówienie u jednego z kelnerów. Tymczasem ty, chociaż częściowo nieświadomie, zamiast oglądać lokal, zaczęłaś podziwiać jedzenie. Twój wzrok zawiesił się właśnie na apetycznie wyglądającym kawałku mięsa, pieczonego przy stoliku obok.

- Jesteś głodna – bardziej stwierdził niż zapytał twój towarzysz

- Nie jestem – odparłaś bez wahania, ale twój żołądek był innego zdania. W tym samym momencie głośno zaburczało ci w brzuchu.

Shikamaru spojrzał na ciebie badawczo, jakby chciał dopytać się czy aby na pewno. Jednak nie zaczekał na odpowiedź, bo gdy tylko przyniesiono wasze zamówienie, chłopak poprosił o dodatkową porcje grillowanej potrawy.

No wspaniale... Większej idiotko chyba nie mogłam z siebie zrobić, pomyślałaś. Byłaś pewna, że twoje policzki są teraz czerwone nie tylko od zbytniego nasłonecznienia.

Chwyciłaś za szklankę pełną lodowatego napoju i upiłaś mały łyk. Od razu poczułaś, że twoje ciało ogarnia przyjemny chłód. Byłaś naprawdę wdzięczna czarnookiemu za to, że cię tutaj przyprowadził. Oczami wyobraźni widziałaś już jak sama i osłabiona próbujesz się dostać do szpitala o własnych siłach, mając mroczki przed oczami i lekki udar słoneczny. Przeniosłaś wzrok na wyrażającą wieczne znudzenie twarz chłopaka.

- Shikamaru... Ja... No wiesz... Dzięki...

- Nie ma o czym mówić – odparł on. I chociaż wypowiedź była dość lakoniczna, ton jego głosu nie brzmiał nieżyczliwie. Doszłaś do wniosku, ze naprawdę lubisz tego chłopaka.

Jednak te rozmyślania nie trwały długo, bo po chwili otrzymałaś swój wyczekiwany posiłek i zabrałaś się za jedzenie, zapominając przy tym o całym świecie.


^^^^^^^^^

Trzeci rozdział! Mam nadzieję, ze się podoba. Jeżeli tak, zachęcam do zostawienia po sobie jakiegoś śladu w postaci gwiazdki lub komentarza ^^ Dziękuję za wszystkie motywujące słowa po dostatnimi rozdziałami i życzę miłej... nocy XDDD

[Shikamaru x Reader] Przed SiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz