Podróż do Wioski Rosy minęła wam bez większych problemów. Nie da się jednak ukryć, że przez te trzy dni żmudnej wędrówki poznałaś, czym jest trud ciągłego przemierzania kilometrów, obozowania, kiedy z burzowych chmur nieustannie sączy się ulewa czy konieczność zachowania gotowości do walki z potencjalnym wrogiem nawet w przypadku usłyszenia najcichszego szelestu.
Wreszcie ujrzeliście na horyzoncie bramę do niewielkiej osady. Westchnęłaś z ulgą, ponieważ perspektywa niekończącego się marszu zupełnie cię dobijała.
- Co tak wzdychasz? Nie mów mi, że znowu chcesz robić postój? Dzisiaj to osiemnasty raz a od kiedy opuściliśmy Konohę chyba już dziewięćdzie...
- Cicho! To nieprawda! – zaśmiałaś się, gwałtownie zasłaniając usta Shikamaru dłonią – Poza tym, jakoś nigdy nie wyrażałeś temu sprzeciwu...
- ... a raczej szło ci to na rękę... – dokończyłaś wspinając się na palce i spoglądając w jego brązowe oczy. Dostrzegłaś w nich rozbawienie, ale również coś głębszego. Nie wiedząc, co o tym myśleć, poprzestałaś na zwykłym uśmiechu.
- Oj, [imię], jak ty coś palniesz... – chłopak zabrał twoją rękę z jego twarzy, ale nie puścił jej – Skoro jesteś aż tak wyczerpana, to pozwól, że ci pomogę – powiedział i niemal natychmiast wcielił swój plan w życie, unosząc cię nad ziemię i biorąc na ręce.
- Shikamaru! – pisnęłaś, tracąc grunt pod nogami. Przez chwilę teatralnie próbowałaś się mu wyrwać, ale mimo wszystko podobała ci się ta jego bliskość, przyjemnie drażniący nozdrza zapach i spokój, który emanował od całej jego osoby. Wtuliłaś głowę w jego klatkę piersiową i pozwoliłaś, by zniósł cię ze wzgórza, z którego rozpościerał się widok na cel waszej podróży.
Nie minęło piętnaście minut, a już staliście u wrót wioski. Rozejrzałaś się wokoło. Osadę otaczała ogromna równina, coś na kształt stepu. Porastały go liczne trawy: wysokie, zielone, rzadkie, gęste i najbardziej egzotyczne gatunki. Dlatego wielki pagórek, który właśnie opuściliście zdawał się być jedynym urozmaiceniem tutejszego jednostajnego krajobrazu.
Wmaszerowaliście do środka z zamiarem spotkania z przywódcą. Po zapytaniu kilku przypadkowych przechodniów o drogę do jego siedziby, po niedługim czasie byliście na miejscu. Zapukałaś do bramy ogromnej rezydencji, która szybko została otworzona.
- A więc jesteście, shinobi z Liścia – odezwał się ciemnowłosy mężczyzna po uważnym przyglądnięciu się waszym ochraniaczom – Chodźcie z mną.
Trasa, którą prowadzono wasza dwójkę, wiodła przez długi, wypełniony światłem, wpadającym przez spore okna, korytarz. Wystrój, w jakim urządzono chociażby tak nieznaczny odcinek mieszkania, świadczył o imponującym bogactwie jego właścicieli. Stawiałaś kroki po wyłożonej ekskluzywnym, najdroższym na rynku drewnem podłodze, zastanawiając się, skąd gospodarz czerpie tak wielkie dochody. Mieszka przecież w tak niewielkiej i niepozornej osadzie, jaką jest wioska Rosy.
Najprawdopodobniej jeden ze służących, bo na taki status oceniałaś waszego przewodnika, doprowadził was do obszernego pomieszczenia. Na zdobionych, aksamitnych poduszkach zasiadał mężczyzna około pięćdziesiątki, o pociągłej twarzy i przenikliwym spojrzeniu. Tuż obok ujrzeliście młodego, jasnowłosego chłopca.
- Witajcie – ten starszy wskazał ruchem głowy dwa identyczne siedzenia, gdzie posłusznie się usadowiliście – Jak się domyślacie, to ja jestem panem feudalnym, który was wynajął. Waszym zadaniem jest bezpieczne doprowadzenie mojego siostrzeńca do sąsiadującej Wioski Drzew.
- Czy powinniśmy uważać na coś konkretnego? – zmarszczył brwi Shikamaru, jak zawsze dokładnie analizując każde usłyszane słowo
- Cóż... - na chwilę zamyślił się wasz rozmówca – Nie wydaje mi się. Powinno się obyć bez... problemów – ucichł, by po chwili dodać – Tylko pod żadnym pozorem nie pozwólcie, by Kodomo wpadł w ręce wroga...!
CZYTASZ
[Shikamaru x Reader] Przed Siebie
FanfictionW ciągu kilku godzin, cale twoje życie popada w ruinę. Zostajesz na świecie całkiem sama. Jedyne, co możesz zrobić, to nie tracić nadziei. Bo właśnie ona daje siłę, by wciąż iść przed siebie i nie patrzeć wstecz. Skąd to wiesz? Cóż... Nauczy cię teg...