Rozdział 3
Okolica budziła się do życia. Zza lasu wyłaniała się tarcza słoneczna, która pięknie barwiła chmury, oraz wschodnią część nieba na bladoróżowy kolor. Widok był majestatyczny. Coraz śmielsze śpiewy ptaków budziły resztę mieszkańców lasu. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień.
Antoni obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca, udał się do toalety. Następnie poszedł do kuchni przyrządzić sobie śniadanie. Wszystko robił spokojnie. Wyjął chleb i masło, oraz wędzoną ubiegłej jesieni szynkę. Nastawił wodę na herbatę. W czasie przygotowywania pożywienia z czajnika zaczęły wzbijać się kłęby pary, które oznaczały wrzenie. Zalał suszone liście i zaniósł napój na stolik do salonu, wrócił do kuchni po talerz z przyrządzonymi kanapkami i zaczął konsumpcję.
Po posiłku udał się do telefonu i zadzwonił do pobliskiego sklepu po zakupy. Odkąd tu mieszka, zadziwiała go uprzejmość mieszkańców. Wszyscy się znali, pomagali sobie, służyli dobrą radą. Dzięki temu nie musiał chodzić pieszo po chleb, mleko i inne artykuły.
Udał się do salonu. Wziął książkę, i oddał się lekturze. Po chwili rozkojarzył się i zaczął znowu myśleć o tym co jego żona zrobiła. On ją kochał, dbał o nią, może nie tak jak tego oczekiwała, ale on nie umiał inaczej okazywać uczuć. Po tylu latach związku. Kobieta nosząca jego nazwisko. Zaczął płakać, coś w nim pękło. Zamknął książkę. Podniósł się powoli. Podparł się na lasce wziął głęboki wdech. Po drodze udał się do kuchni, a następnie do piwnicy, gdzie trzymał człowieka, który zrujnował mu spokojne życie.
Schodził powoli stąpając po dość leciwych schodach, które skrzypiały pod każdym jego krokiem. Podpierał się ściany, z której miejscami schodziła biała farba, ukazując szary tynk. Udał się do ostatnich drzwi po lewej stronie. Wyjął klucze i przekręcił je w zamku otwierając drzwi. Włączył światło. Przeleciał wzrokiem po ścianach. Przypomniało mu się, że w wolnej chwili miał odmalować piwnicę. W rogu, dostrzegł swoją żonę, cicho łkała. Naga, związana i trochę posiniaczona kobieta spojrzała na swojego męża chcąc coś powiedzieć.
-Nawet nie próbuj się odzywać.- Przerwał jej swoim grubym, niskim głosem Antoni. Zaczął się zbliżać. Kobieta skuliła się jeszcze bardziej. Zaczęła go cicho prosić, żeby jej nic nie robił.
-Mówiłem, że masz się nie odzywać- powiedział, będąc metr od niej, po czym zamachnął się laską i uderzył ją w udo. Po głuchym klaśnięciu słychać było stłumiony syk oraz mocniejszy szloch. Nachylił się nad nią. Rozwiązał węzeł łączący stopy z nadgarstkami. Po czy złapał sznur i przywiązał go jej do szyi.
-Czołgaj się za mną, odwiedzimy twojego znajomego kochanie- powiedział z nutką ironii wypowiadając ostatnie słowa. Zaczął iść w kierunku drzwi, prowadząc swoją żonę jak na smyczy. Z racji tego, że dłonie i stopy miała związane, musiała szurać ciałem po gumolicie, czując powiększające się otarcia w miejscu kolan i łokci, na których się poruszała. Zgasił światło i pociągnął mocniej za sznur, żona uderzyła twarzą o posadzkę, rozcinając sobie wargę przy uderzeniu. Czuła posmak krwi w ustach. Zbliżali się do drzwi drugich od strony schodów, po przeciwnej stronie korytarza. Antoni przekręcił klucz, i otworzył drzwi. Włączył światło. Edward jeszcze spał. Łucja na widok zmasakrowanej nogi jej kochanka oraz obitej twarzy, prawie zwymiotowała, efekt potęgowała kałuża krwi pod stołem, na którym Edward leżał.
-Siadaj tam!- rozkazał wskazując miejsce pod ścianą naprzeciwko drzwi. Sam natomiast podszedł do swojego więźnia i spojrzał na niego. Widział grymas cierpienia na jego twarzy, mimo że spał. Obudził go uderzeniem z płaskiej dłoni. Kolejny i kolejny raz. Łącznie podczas budzenia, ofiara zebrała osiem uderzeń na twarz. Przez knebel w ustach nie mógł krzyczeć, ani prosić o litość. Łucja prosiła za niego. Na co Antoni, mogłoby się wydawać, nie zwracał uwagi. Lecz gdyby nie ona Edward przyjąłby drugie tyle albo i więcej uderzeń. Dalej ją kochał, ale musi ponieść karę. Oprawca usunął szmatę z ust Edwarda, co pozwoliło mu na swobodne oddychanie.
-Pożegnaj się kochasiu- powiedział Antoni, po czym zza paska swoich spodni wyjął nóż, który wziął wcześniej z kuchni. Przyłożył mu go do gardła.
Rozległa się cicha melodia, oznaczająca przybycie kogoś. Kto to może być?" zestresował się starzec. Szybko włożył knebel w usta Edwardowi. Zbliżył się do Łucji. Jej też uniemożliwił mówienie, tym samym sposobem co jej kochankowi, po czym związał jej ręce i nogi za jej plecami. Wychodząc zgasił światło i zamknął drzwi na klucz. Udał się prędko do drzwi, co by nie narobić podejrzeń. Z rozpędu otworzył od razu furtkę, przeklął się w głowie. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Antoni drżącą ręką złapał za klamkę i otworzył.
-Dzień dobry Panu!- powiedział umundurowany mężczyzna. Gospodarz prawie zemdlał. W głowie pojawiało się milion pytań. Jak? Skąd? Dlaczego?
-Dzień dobry, co pana sprowadza?- zapytał spokojnym, lecz lekko drżącym głosem.
-Dostałem wezwanie, że..-w tym momencie Antoni w myślach widział siebie wyprowadzanego w kajdankach- No co pan, panie Antoni, zgrywam się, córka nie mogła przyjechać z zakupami, to poprosiła żebym przywiózł jeśli mogę. To się zgodziłem, a pan wygląda jakby ducha zobaczył. Aż tak źle wyglądam?- zapytał policjant. Staruszkowi spadł kamień z serca. Odetchnął mentalniei zaczął szybko tworzyć jakieś wytłumaczenie.
- Kuzyn przywiózł mi nowe materiały do badań, myślałem, że to coś nielegalnego i mi świnie podłożył. Proszę tak więcej nie żartować, bo zejdę panu na zawał i co pan wtedy zrobi?- sprawnie wybrnął i udał się do kuchni po portfel. Rozliczył się z dostawcą. Zamknął drzwi i usiadł na podłodze przy drzwiach wejściowych. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi, mówią mi, żebym się powstrzymał."
Nie odpuścił. Rzucił zakupy na podłodze w kuchni, wszystko się wysypało. Nie zwrócił na to uwagi. Udał się pospiesznym krokiem do piwnicy. Otworzył drzwi, włączył światło, wziął do ręki nóż i udał się w kierunku Edwarda. Oddychał ciężko, wyglądał jak psychopata. Bardzo groteskowy widok, w jednej ręce kula, w drugiej nóż, psychopatyczny uśmiech pośród zmarszczek. Podszedł do stołu, na którym leżała ofiara.
-Podejście drugie- wycedził przez zęby, zbliżając nóż w kierunku ciała swojego więźnia.
*
Serdecznie dziękuję za wyświetlenia oraz gwiazdki. Rozdział trochę spokojniejszy od pozostałych, ale chyba trzyma w napięciu. Ciekawe czy w następnym rozdziale skróci męki Edwarda czy się zawaha. Czekajcie na kolejną część. Pozdrawiam.
CZYTASZ
ANTONI
HorrorCzy wszystko do czego dążymy przez całe życie, może okazać się jedną, wielką porażką? Coś co tworzymy parędziesiąt lat powinno wydawać się stabilne, zbudowane na solidnych fundamentach. Co jeśli do budowy fundamentów użyliśmy niewłaściwych surow...