Prolog/Rozdział 1

58 5 2
                                    


Niebezpieczna przeszłość- prolog+cz.I


Ciemność.
To pierwsze słowo które się nasuwa. Ciemność ogarniająca wszystko. Można jedynie wyczuć odurzający zapach stęchlizny, wilgoci i poczuć przenikliwy chłód.
Co to jest u diabła za miejsce?!
Nagle coś zaszeleściło.
Słychać nierówny oddech.
Kroki.
Błysk.. Ktoś zaświecił latarkę i położył ją na stoliku. 
Postać ta była oświetlona jedynie delikatnym światłem wydobywającym się z latarki; mężczyzna, dobrze zbudowany, wysoki.. 
Nie można zbyt wiele dodać oprócz... Chwila.. On.. 
W prawej ręce zalśniło coś, odbijając wiązkę sztucznego światła.. On ma nóż! 
-Tak długo na to czekałem.. - jego głos był ochrypły i.. przyprawiał o dreszcze. Był spokojny, przerażająco spokojny.- minęło parę długich lat zanim cie znalazłem. Dobrze się ukrywałaś, ale już mi nie uciekniesz. Nie tym razem..-kontynuował. W drugiej ręce trzymał kawałek papieru, wycinek z gazety. To do niego mówił? Ale to chore rozmawiać z.. kawałkiem papieru! (widocznie On tak nie uważał) - stęskniłem się już za tobą. Wiem, że ucieszysz się na mój widok. Aż zapiszczysz z.. radości. Ja się o to postaram.

Nagle wstał, podniósł latarkę i skierował jej światło w róg pomieszczenia.
Nie był w nim sam..

Dłonie związane grubym sznurem splamionym krwią i przywiązanym gdzieś pod sufitem..
Ręce prawie całe w zaschniętej krwi..
Nogi posiniaczone, chude, ledwo utrzymujące ciało..
Pokaleczone, zsiniałe, w świeżych lub zaschniętych już stróżkach krwi..
Ciało młodej dziewczyny.
Tylko jej twarz wydawała się jakby nie pasować do reszty..
Była.. Czysta. W sensie; chociaż bardzo blada i mizerna, to nie było na niej ani jednego siniaka, skaleczenia, kropelki krwi..Zupełnie nienaruszona.
Oczy miała podpuchnięte i zamknięte, chociaż była przytomna, ale zwyczajnie nie miała siły by je otworzyć.

-To nie potrwa już długo- znów odezwał się jego głos. Podszedł do zwisającego ciała dziewczyny.- Jesteś do niej taka podobna- po raz pierwszy 
można było wyczuć jakąś emocje. Zdziwienie? Zafascynowanie? Niedowierzenie? A może każdego po trochę.. - Zaraz ci ulży. Spokojnie. Zajmę się teraz tobą, a potem nareszcie złoże wizytę mojej dawnej znajomej- mówiąc to spojrzał na wycinek, który nadal trzymał w ręku.

Następnie słychać było świst przeszywanego powietrza i cichy jęk.
-Już po wszystkim.. Ciii..

-----------
Rozdział 1
Takiego ładnego dnia nie było już od miesiąca. Kiedy rano zwlekłam się z łóżka i odsłoniłam rolety, spojrzałam przez okno. Ani śladu śniegu, kałuż i błota. Słońce, mimo dość wczesnej pory, świeciło mocno i aż chciało się wystawić rękę przez okno, żeby poczuć przyjemne promienie na skórze. 
Zamknęłam oczy i delektowałam się ciepłem odbitym przez szybę. Wzdrygnęłam się. Co ja dziś ubiorę! 
Stop. Nie chcę wyjść na strojnisię, ale dziś idę na moja 2 randkę z Jacobem! To fantastyczny chłopak. Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, z poczuciem humoru... Dobra dość tego zachwalania. W każdym bądź razie jest idealny. 
Szykowałam strój na wieczorne wyjście przez 2 godziny.. Wybrałam ciemne, obcisłe jeansy, czarną bluzke i ciemnobrązowy futerkowy bezrękawnik. Do tego trochę biżuterii i botki na wysokim obcasie. 
A teraz? W taką pogodę nie ubiorę futra! Będę musiała wykombinować coś później, bo w innym razie spóźnię się do szkoły.
Ubrałam sie szybko, umalowałam i zeszłam do kuchni gdzie krzątał się już Vincent- mój ojczym i zarazem dobry przyjaciel.
-O widzę, że dziś wstałaś bez mojej interwencji- zaśmiał się kładąc na stole gofry z dżemem truskawkowym i owocową herbatę. 
-Oj nie przesadzaj. Tylko parę razy trochę dłużej się wylegiwałam ale miałam zamiar zaraz wstać.- wiedziałam że to nie prawda i bez jego wkroczenia do mojej sypialni i ściągnięcia mnie z łóżka siłą, zaspałabym do szkoły czy na trening w sobotę.
-Tak, tak. Zobaczymy co będzie w sobotę kiedy będziesz musiała wstać o 6
-Wiem, że lubisz pełnić rolę mojego budzika, Vincent- lubię się z nim trochę podroczyć. Odkroiłam kawałek gofra i wsadziłam do buzi- Mmm, jakie to jest pyszne! Oprócz budzika możesz zostać też moim prywatnym kucharzem.
Vincent nie skrywał rozbawienia. 
-Zawsze marzyłem o takiej pracy panno Shane, ale nie chciałbym zostawać też pańskim szoferem, a tak się stanie jeżeli zaraz nie wyjdziesz na autobus. 
Zerknęłam szybko na zegar wiszący w przedpokoju. 7:12!
Za 8 min bus odjeżdża z przystanku.. Zerwałam się z krzesła i pobiegłam ubrać buty. Wróciłam się jeszcze do kuchni, cmoknęłam Vincenta w policzek
-Miłego dnia- krzyknęłam wybiegając z domu.
Na przystanek nie miałam daleko. Spacerkiem jakieś 12-15 min. Niestety nie miałam tyle czasu, wiec musiałam naciągać nogi, które Jacob uważa za bardzo zgrabne (Jezu czemu cały czas o nim myślę!). 
Zdążyłam w ostatniej chwili. 

W szkole dzień minął spokojnie, bez żadnych niezapowiedzianych kartkówek, odpytywania czy nieprzyjemnych uwag.
A tak! zapomniałam się przedstawić. Jestem Keith Shane i dwa miesiące temu skończyłam 17 lat. Chodzę do drugiej klasy liceum. Jestem zwykłą dziewczyną o przeciętnej urodzie i niskiej (albo zerowej) popularności. Swoje życie liczę dopiero od 12 roku życia, bo to wtedy tak na prawdę zaczęłam żyć.. I nie chce wracać do przeszłości..

- Hej Keith! Gotowa na wieczór?- na korytarzu złapała mnie moja najlepsza przyjaciółka Sam. Chodzimy do tej samej klasy, ale dziś mamy zajęcia w innych grupach. 
-O cześć Sam. Tak średnio. Przez tą zmianę pogody muszę znaleźć inny strój. 
-Spokojnie na pewno będziesz wyglądała nieziemsko! 

To dzięki Sam poznałam się z Jacobem. Moja przyjaciółka ma własny, 5-osobowy zespół, w którym jest wokalistką. Jacob to kuzyn perkusisty, Nathana. Często pomaga im przy rozkładaniu sprzętu tak wiec znają się dość dobrze. 
- Nie wiem dlaczego, ale strasznie denerwuje się przed tym spotkaniem..- przyznałam.
-Nie panikuj.- uspokajała mnie Sam i objęła ramieniem prowadząc pod sale. - Jacob to równy koleś. I wiem, ze wpadłaś mu w oko- dodała puszczając mi oczko.
-Obyś miała rację. 
-A kiedy ja jej nie mam? - zapytała i obie równocześnie wybuchłyśmy śmiechem.

Po lekcjach wybrałam się jeszcze do centrum handlowego w nadziei, że znajdę coś fajnego na randkę.

Chodzę po tych sklepach już dobrą godzinę i nic. 
Albo znajduję tandetne, różowe sukieneczki, albo ciuchy jak dla starych ciotek. Miałam już rezygnować i wracać do domu, ale wtedy moją uwagę przykuło coś na wieszaku. 
Była to czarna, obcisła sukienka. Z tyłu cała gładka, z przodu dzięki brokatowi i małym cekinom, błyszczała odbijając światełka rozstawione w butiku.
Porwałam ją i ruszyłam w stronę przymierzalni. Była idealnie dopasowana choć może odrobinę za krótka.. Ale kiedy mam odsłaniać nogi jak nie teraz, haha.
Cena sprawiła, że lekko zastanowiłam się nad jej zakupem. Ostatecznie przekonała mnie chęć zobaczenia miny Jacoba na mój widok w tej sukience.

Byłam bardzo podekscytowana dochodząc już do domu. Jeszcze 2 h do randki!!
Drzwi do domu były zamknięte.
Zdziwiło mnie to trochę, bo Vincent już od ponad godziny powinien być po pracy. Pomyślałam że może gdzieś wyszedł, wiec wzruszyłam tylko ramionami i otworzyłam drzwi swoim kompletem kluczy.
Udałam się od razu do kuchni. Strasznie chciało mi się pić, wiec nalałam sobie soku pomarańczowego i skierowałam się do salonu.
Zaraz. 
Co tu robią te kartony i walizki?!
Jedna z nich była niedomkniętą, więc zauważyłam że były w niej moje ubrania.
-Nareszcie jesteś- odwróciłam się gwałtownie. To Vincent. Był jakiś.. dziwny.
-Coś się stało? Co robią tu te rzeczy?
Vincent cały się spiął. Widziałam, że walczy ze sobą i nie wie jak mi coś powiedzieć. Zaczęłam się naprawdę denerwować.
-Powiedz co tu się dzieje do jasnej cholery.
-Ke..Keith.. On.. On tu jest. Znalazł.. nas.

Natychmiast upuściłam szklankę, która z hukiem rozbiła się na marmurowej podłodze.
Fala ciepła..zimna.. duszno.. 
Kropelki potu pojawiły się na moim czole, a po plecach przebiegł znajomy dreszcz strachu.
Mój organizm nie mógł już znieść tego wszystkiego i osunęłam się na podłogę.

Ostatnie co pamiętam to okrzyk Vincenta.

( Każda opinia się liczy, zachęcam do komentowania:) )

Niebezpieczna przeszłośćWhere stories live. Discover now