♦ 11 ♦ Pusty pokój

582 70 26
                                    

Suiren wpatrywała się w nieskazitelną taflę księżyca w pełni, który tkwił na czarnym niebie i rzucał na wszystko swój delikatny blask. Migoczące wokół niego gwiazdy przypominały jasnowłosej maleńkie diamenty usiane na ciemnym aksamicie.

Wsłuchiwała się w spokojny oddech pogrążonego w głębokim śnie Koutarou, który leżał na materacu, przykryty po czubek nosa kołdrą. Wpadające światło księżyca oświetlało jego twarz i włosy; podkreślało wyraziste kości policzkowe, które nastolatek odziedziczył po swoim ojcu. Wargi miał delikatnie rozchylone, jakby czekał na pocałunek na dobranoc.

Aosora spoglądała na przyjaciela przez ramię, siedząc w nogach łóżka. Przyciągnęła kolana do piersi i ułożyła na nich podbródek. Jedną dłonią podpierała się o materac, a palcami drugiej kreśliła nieokreślone wzory na materiale koca, który został skopany przez Bokuto i prawie spadał z materaca.

Przyjrzała się swoim dłoniom; szczupłym i niesamowicie jasnym. Księżyc uczynił je wręcz rażąco białymi, co Suiren przypominało jej ostatnie wspomnienia — szpitalną salę. Doskonale pamiętała kolor szafek na leki, barwę prześcieradła i pościeli, nawet odcień szpitalnej koszuli.

Wszystko było białe. Piękne, a zarazem straszne. W białe kocyki otulano nowo narodzone noworodki. Białymi prześcieradłami zakrywano twarz zmarłych. Wszystko zaczynało się i kończyło na bieli.

Suiren oderwała oczy od nieba. Przyjrzała się śpiącemu nastolatkowi, spokoju, który gościł na jego twarzy. Duch oddałby wszystko, by, tak jak Bokuto, pogrążyć się w niewinnym i wolnym od koszmarnych mar śnie.

Ale odkąd wróciła, nie zasnęła ani razu. Co noc towarzyszył jej księżyc, gwiazdy i śpiący przyjaciel.

Przy jej nogach leżał prostokątny pakunek. W tym świetle papier wydawał się czarny, ale w rzeczywistości był ciemnoniebieski z delikatnym błyskiem. Na środku zaś przyczepiono białą kokardkę, która Suiren przypominała płatek śniegu.

Aosora wróciła spojrzeniem do księżyca i gwiazd. Miała wrażenie, że spogląda na nie po raz ostatni, a one mrugają do niej w geście pożegnania. Wtedy usłyszała ciche piknięcie stojącego na stoliku nocnym zegarka.

Nie musiała patrzeć na ekran, by wiedzieć, jaką godzinę wskazywał.

Wybiła północ. Nastał dziewiętnasty września. Dzień jej siedemnastych urodzin.

Wszystko zaczęło się tego dnia i miało zakończyć.

* * *

Bokuto nigdy nie pamiętał momentu, kiedy się budził. Czasami miał wrażenie, że leży na łóżku od godziny i tylko czeka na alarm budzika, by wstać i udać się do szkoły. Bywało też tak, że budził się dosłownie minutę przez głośnym wyciem urządzenia. Zrywał się wtedy w pośpiechu i zapominał o co drugiej rzeczy, którą miał zrobić danego ranka.

Dziewiętnastego września otworzył oczy, zanim jego sypialnię rozświetlił blask słońca. Mógł przyglądać się pogrążonym w półmroku meblom, zniekształconym zarysom ubrań rzuconym na krzesło, niemalże czarnym książkom na biurku i ponurym ścianom. Nie chciał wiedzieć, która była godzina. Od chwili wybudzenia leżał na prawym boku, zwrócony plecami do pokoju i wpatrywał się w ścianę.

Nie wierzył, że dzisiaj miało się wszystko zakończyć.

Kiedy siedem dni wcześniej, Suiren poprosiła go, aby spędził z nią jej ostatnie dni, Koutarou starał się spełnić jej życzenie. I teraz, po tym wszystkim, czuł, że wypełnił się z obietnicy, co wiązało się z niemałą dumą do samego siebie.

Choć było to tylko siedem dni, to postarał się, żeby Aosora spędziła je tak, jak za życia. Oczywiście, nie mógł dokonać niemożliwego i sprawić, że Suiren po raz ostatni zasmakuje ludzkiej egzystencji. Że pójdzie normalnie do szkoły, potem będzie uczestniczyć w zajęciach klubowych; że odwiedzi ulubioną księgarnię, kupi świeże kwiaty do pokoju i zje kawałek czekoladowego ciasta. Bokuto żałował, ale musiał pogodzić się z tym, że najprostsze rzeczy do wykonania są właśnie tymi najtrudniejszymi.

Do nieba | | Bokuto K. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz