Obudziłam się jak zawsze w przyczepie mojej mamy, jednak coś mi nie pasowało. Mamy Melisy ze mną nie było (codzienność) była godzina 13:20 (codzienność) było cicho i wietrznie (coś nowego). Okolica ta słynie z bardzo spokojnej pogody. To idealne warunki do prowadzenia każdego rodzaju badań, więc codziennie w południe, gdy się budzę, słyszę odgłosy znajomych.
Szybko uczesałam się i ubrałam. Olać jedzenie ekipa ważniejsza. Oczywiście otwierałam drzwi przyczepki przez pare minut siłując się z idiotyczną chińską klamką. Wkońcu coś szarpnęło a drzwi otworzyły się z impetem uginając pod wpływem wiatru. Wybiegłam i zatrzasnęłam je by zimne powietrze nie leciało do środka. Odwróciłam się z trudem zmagając się z wiatrem. To co zobaczyłam było niesamowite. Wprost nie umiałam opisać co widzę. Jakieś 20 metrów ode mnie piął się ku niebu gigantyczny słup światła mieniącego się bladymi odcieniami tęczy. Wokół promienia tańczył ostry wiatr przyciągający wszystko do siebie. Natychmiast (oczyywiście z trudem bo zdmuchiwał mnie wiatr) dobiegłam do światła. Zastałam tam wszystkich leżących na ziemi w bezruchu.
-Mamo! - krzyknęłam przez łzy.
Podbiegłam do dobrze znanej mi osoby i odwróciłam jej twarz ku swojej kładąc ją na kolana.
Zauwarzyłam, że jest nieżle poturbowana. Przecięty łuk brwiowy, złamany nos... Okropność!
-Już wszystko okej! Idziemu do medyczki, tylko musisz wstać!
Wzięłam kobietę do siebie starając się ją podnieśc ale na marne.
-Mamo prosze wstań! - płakałam - Mamo! Nie zostawiaj mnie tu proszę!
Łzy ciekły jak szalone zamarzając w połowie drogi po moich zmarźniętych policzkach.-Martho - jej cichy głos zabrzmiał zagłuszany przez świstający wiatr - nie bój się. Wszystko będzie dobrze. Nie płacz dasz radę moja dzielna dziewczynko.
Pogładziła mnie zakrwawioną dłonią po twarzy przecierając lodowe łzy. Z jej uśmiechniętych oczu też wypływały słone krople. Dobrze wiedziałam, że były to jej ostatnie słowa dlatego mocno przytuliłam pocałowałam w głowę i położyłam na ziemi.
Nie wiedziałam co miałam zrobić więc jak w transie podeszłam chwiejnym krokiem do oślepiającego światła i musnęłam je dłonią. Nie bolało. Było na tyle duże, że weszłam w nie cała. Dopiero teraz poczułam rozrywający ból klatki piersiowej, serca i głowy. Wydarłam się i upadłam na kolana. Po chwili coś mocno odepchnęło mnie do tyłu. Jasność przejęła moje oczy i po chwili odpłynęłam.
CZYTASZ
Avengers - Pseudonim VOLT
FanfictionNazywam się Martha Snow i mam 14 lat. Obecnie mieszkam na Alasce ze swoją matką w obozie naukowym. Mam wielkie marzenie, które mam nadzieję kiedyś się ziści. Chcę poznać AVENGERS.