Rozdział 2

129 4 0
                                    

*uwaga tu napiszę z innej osoby  coś ala narrator ale tylko kawałek nie gniewajcie się*

Nick włączył wiadomości. Znudzony dzisiejszą monotonią oparł się niedbale o skórzany fotel biórowy i popatrzył popijając kawę w ekran telewizora. Jego oczy z wrażenia rozszerzyły się a usta automatycznie wypluły kawę. Mężczyzna nadał krótki rozkaz do nadajnika w rękawie.

-Wanda, Steve, Tony potrzebuje was za 15 minut na Gump street 47.

Nick szybkim krokiem zjechał windą na piętro -1, odpalił samochód i ruszył do centrum Nowego Yorku.

*narracja aka Martha Snow*

Obudziłam się przysypana gruzem, aczkolwiek ziemnej skorupy gruzem nazwać nie można. Leżałam pod twardą kopułą o perfekcyjnie wygładzonych ściankach. Satkofag czy co?

Usłyszałam jakieś rozmowy i szepty po angielsku.
Chciałam się wiercić i krzyczeć ale moje ciało było sparaliżowane. Naszczęście ktoś domyślił się mojej woli.

-Odsunąć się! - zawołał męski głos
-Jesteś pewien - zapytała jakaś kobieta.
-Jak nigdy. Nie martw się Wanda. Jeśli jest tam coś niebezpiecznego poradzimy sobie - uśmiechnął się

Tłum gapiów zebrał się nad moją kopułą. Wyraźnie poczułam ich obecność. Pozy w jakich stoją. Jakiej są masy i jakiej płci.
Mężczyzna chwycił jakiś ciężki przedmiot. Zauważyłam, że jego mięśnie się spinają szykując się do uderzenia. Nie nie! On chciał uderzyć moją skorupkę!

Poczułam agresywne uderzenie i wstrząs. Przez małą szparkę wdarło się świerze powietrze i promienie słońca. Wlot tych substancji uwolnił mnie od paraliżu, więc skuliłam się jak najmociej.
Z każdym uderzeniem szpara robiła się coraz większa i większa.

-Steve dość. Tony zajrzyj do środka a ty Wanda odsłoń gruzy proszę - nakazał ktoś
Na jego rozkaz resztki chroniącej mnie ziemi uniosły się pod wpływem czerwonej smugi. Były dwa metry nademną więc szybko podniosłam się do pozycji siedzącej łapczywie wdychając powietrze. Moje myśli darły się:

-O boże! O boże!

Dyszałam jak bym przebiegła maraton. Osoby które rozbiły moje "jajko" najwyraźniej zauwarzyły to. Otworzyłam oczy i popatrzyłam się na nie. Przecież to Avengers!! O boże! O boże! Na widok moich idolów opadła mi szczęka.

- Co sie patrzysz na niego? Podoba ci się? - zapytał dobrze znany mi brunet w blaszce z zniesmaczeniem w głosie.
- Tony nie popisuj się tylko zanieś ją do Bannera- powiedziała
-Tak jest szefowa! Bez urazy Nick.

Blaszak wziął mnie na ręce i wzbił się w powitrze.

Avengers - Pseudonim VOLTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz