Rozdział trzeci- Już czas.

61 5 9
                                    

-Tato to moje najlepiej spędzone z tobą wakacje w życiu.-Mówię.

Szum morza jest taki uspokajający. Wnika do każdej cząsteczki mego ciała. I jeszcze ten piękny zachód słońca. Jego barwy zlewają się z błękitnym morzem. Zapamiętam go do końca życia.

Tata usiadł na mokrym piasku, a jego bose stopy dotykała morska woda. Wskazał mi miejsce obok siebie. Usiadłam. Wzrok miał utkwiony w słońce i morze, a wiatr zniszczył jego idealnie wymodelowane włosy. Burza jego włosów zasłaniała mu oczy. Chyba mu to nie przeszkadza. Biała jego koszula przez wiatr była zgnieciona, a czarne spodenki pobrudzone przez piasek. Jego twarz z uśmiechniętej diametralnie zmieniła się w smutną. Co się dzieje? Czy coś złego zrobiłam,powiedziałam?

-Tato, coś się stało? Coś nieodpowiedniego powiedziałam?-Spytałam z niepokojem.

Spojrzał na mnie. Oczy miał spowite mgłą. Jego niebieskie oczy zmieniły się w szare i był w nich ból. Ujął moją dłoń. Ma takie delikatne dłonie, lecz moje były całe z piasku.

-Muszę ci coś ważnego powiedzieć.-Powiedział nagle.

Jego głos się załamał kiedy wypowiedział słowo ''Ważnego''. Ścisnęłam jego dłoń.

-Możesz mi o wszystkim powiedzieć. Zrozumiem.-Powiedziałam.

W głębi serca boję się odpowiedzi. Czuję napływające łzy.

-Bello jestem chory... Mam Raka.To nasze ostatnie wakacje.

Sen zaczął się zamazywać, a słowa mojego taty mieszały się z melodią znanej mi piosenki. Piosenki?

Otwieram oczy. Piosenka z mojego alarmu w telefonie, rozbrzmiewa w całym pokoju. Fajnie, już czwarta rano. Nowe życie na mnie czeka, a ja pewnie wyglądam jak zombie, albo gorzej. Miła perspektywa na dzisiejszy dzień. Wyłączam alarm w telefonie. Przez chwilę leżę, ale szybko się ogarniam i wstaję. Niestety wczorajsza noc nie była snem. Dowody wczorajszej ''masakry'' leżą na ziemi. Muszę je schować, albo wsadzić do pralki. Wybieram pralkę, ale buty schowam do szafy. Niech je kurz pokryje. Tak jak przypuszczałam, wyglądam jak wrak najbrzydszego samochodu na świecie, albo jak zombi. Nie, zombi są ode mnie ładniejsi. Modlę się w duchu żeby lustro w łazience nie pękło z mojej brzydoty. Na moje szczęście, nie pękło. Nie będę miała siedmiu lat pecha.

Szybki prysznic i makijaż. Ciepła woda zawsze mnie rozluźnia. Ręcznik owijam na siebie i kopię lekko drzwi z łazienki.Biorę z komody pozostawione ubrania na dzisiejszy dzień. Nienawidzę krótkich spodenek. Tak bardzo powiększają mi biodra, że to dla mnie katastrofa, ale ubieram te dżinsowe spodenki. Zakładam na siebie zwykły biały t-shirt. Czarne trampki nawet dobrze komponują się z białą bluzką, ale nie ze spodenkami.Prostota w ''pięknej'' okazałości.

Zostawiam walizki za drzwiami pokoju. Gdy idę do kuchni czuję piękny zapach kawy. Nektar dla człowieka. Coś cudownego, ale gdy już sobie przypominam, że wczoraj pokłóciłam się z mamą, to nawet litr kawy nie postawi mnie na nogi. Napotykam jej wzrok. Zawsze taki sam, smętny jakby w środku cierpiała, ale to złudzenie. W głowie ma już plan jak tu się wszystkich pozbyć i zacząć od nowa swe życie. Nie będę jej w tym przeszkadzać, tylko ona na tym straci. Wchodzę do jadalni i siadam na krześle. Stół jest pełny owoców i grzanek.

-Chcesz kawy.-Zagaduje mnie.

-Tak.-Odpowiadam niechętnie.

Jestem tak zmęczona, że nie mam ochoty z nią gadać. Ubrała swoją wizytową granatową sukienkę na specjalne okazje. Chyba tą specjalną okazją jest to, że wyjeżdżam. Chyba,że potem z kimś się spotyka? Niech robi co chce. Popełnia wielki błąd.

Tylko SpójrzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz