02 | pain

1K 147 49
                                    

Nie wiedziałam, co się stało. Wszystko działo się tak szybko, że nie byłam w stanie tego nawet zrozumieć. Co zrobiłam źle? Czy nie mówił, że zawsze będzie ze mną? Czemu tak nagle zmienił nastawienie? Czy coś się stało? Czemu? Czemu...

"..."

| you should fight |

Miała mnóstwo pytań, ale nie potrafiła wydobyć z siebie ani jednego. Prowadził ją bez słowa, trochę jak rozzłoszczony rodzic. Jego twarz była bez wyrazu. [F/n] nie rozumiała nic.

Weszli do apartamentu, zaprowadził ją do jej sypialni i popchnął na podłogę. Spojrzała na niego wielkimi ze strachu oczami.

Nie powiedział nic. Wyszedł i zamknął drzwi na klucz, zostawiając ją całkowicie samą. 

| but could you even do that...? |

Drzwi otworzyły się. [F/n] nie zerwała się z miejsca, co planowała zrobić. Nie miała już siły. Widziała widok za oknem, miała tutaj zegar. Minęły dwa dni odkąd ją tu zamknął. Przez dwa dni nie miała żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Krzyczała, waliła w drzwi, błagała - nie uzyskawszy żadnej reakcji. Teraz tylko leżała na łóżku, zwinięta w kłębek, myśląc tylko o tym, jak bardzo była teraz głodna.

Spojrzała na niego, zwijając się jeszcze bardziej.

- [F/n]. Wstań. 

Zamknęła oczy i zasłoniła uszy dłońmi, kręcąc głową.

- [F/n]. Nie będę się powtarzać.

Zadrżała na ton jego głosu. Ale posłuchała, tak bardzo teraz bojąc się rozzłościć go jeszcze bardziej.

| of course you couldn't, it was too late |

Upadła na podłogę w jego gabinecie, gdy bezceremonialnie popchnął ją do przodu, a była zbyt słaba, by utrzymać się na nogach. Z oczu znów pociekły jej łzy; otarła je wierzchem dłoni, odwracając się i patrząc na niego z wyrzutem, nic jednak nie mówiąc - przede wszystkim ze strachu, choć jej samej trudno było w to uwierzyć.

Ufała mu? Uważała, że go zna? Czuła coś do niego? Kim był ten człowiek? Kim była osoba, która przez dwa dni trzymała ją samą, uwięzioną, nic nie tłumacząc i nie wydając się z tego powodu ani trochę winną?

Kim on w ogóle był? Jakim prawem się do niej zbliżył? Jakim prawem ośmielił się wejść w jej życie?

Jego spojrzenie było chłodne, pełne wyższości, a pozbawione skrupułów. Spuściła głowę pod naporem tej dziwnej mocy, jaka przepełniała jego osobę. Załkała.

Kim ona w ogóle była? Jakim prawem się do niego zbliżyła? Jakim prawem ośmieliła się wejść w jego życie?

- I-Izaya... - Przetarła rękawem nos, starając się kontrolować emocje. - P-przepraszam... - jęknęła słabo, wbijając wzrok w podłogę.

Mężczyzna zachichotał cicho, wkładając dłonie do kieszeni kurtki, którą miał wciąż na sobie.

- Nie masz za co, [F/n]-chan~ Nie gniewam się - oznajmił, kucając na wprost niej. Klęczała wciąż na ziemi, zniżył się więc do jej poziomu, patrząc prosto w jej oczy przez długą chwilę, przeszywając ją na wskroś spojrzeniem, zupełnie jakby sięgając nim prosto do jej duszy.

Zadrżała, nie mogąc powstrzymać przepełniających jej emocji - emocji, których nie potrafiła nawet nazwać, których istnienie było dla niej tak bardzo niezrozumiałe.

Uniósł palcami jej podbródek, tak, by i ona patrzała bezpośrednio na niego. Potem zjechał palcami nieco niżej, do jej szyi, gdzie zatrzymał się na moment, przesuwając paznokciami wzdłuż tętnicy. Jej puls od paru minut był przyspieszony, teraz jednak wydawało jej się, że lada chwila krew nie wytrzyma i rozsadzi ją od środka. Przełknęła ślinę, a ruch jej gardła przykuł wzrok Izayi i ten oblizał wargę, przekrzywiając lekko głowę.

| from the very beginning |

Popchnął ją do tyłu i usiadł okrakiem na jej kolanach, nic nie robiąc sobie z tego, jak mocno uderzyła potylicą o posadzkę. Jej jęk rozmył się w szeleście ubrań, gdy z kieszeni kurtki bezceremonialnym ruchem wyciągnął swój scyzoryk, bez wahania przystawiając go dziewczynie do gardła.

- [F/n]-chan... Powiedz, boisz się mnie?

Zimny pot pokrywał jej czoło i dłonie. Wpatrywała się w sufit, wciąż będąc w zbyt dużym szoku, by zareagować.

- Głupiutkie stworzenie... Wydawało ci się, że masz władzę? Dokładnie tak, czyż nie? Sama to powiedziałaś... "Izayi nie wolno. Izaya kocha tylko [F/n]". Jak głupim trzeba być, by wierzyć w coś tak żałosnego~? - Uśmiechnął się z pogardą, przesuwając chłodnym płazem ostrza po jej gardle. - [F/n]-chan... Naprawdę, niesamowicie się bawiłem... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem ci za to wdzięczny, ale w ostatecznym rozrachunku...

Przesunął ostrzem nieco niżej i rozciął najwyższy guzik jej bluzki. Potem ten poniżej, przypatrując się uważnie, jak dziewczynę stopniowo ogarnia niekontrolowane przerażenie.

Nachylił się nieco, muskając ustami jej ucho.

- ... Przegrałaś, ptaszyno. A teraz... musisz za to zapłacić.

| your fate was set |

𝐎𝐛𝐞𝐝𝐢𝐞𝐧𝐭 || 𝐈𝐳𝐚𝐲𝐚 𝐱 𝐑𝐞𝐚𝐝𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz