John najchętniej wyrzuciłby z głowy każdą myśl, która wiązała się z Adrienne. Jeszcze kilka dni wcześniej nie miał żadnych wątpliwości co do tego, do czego jest gotowy się posunąć, żeby odnaleźć mordercę Mary, ale teraz nachodziły go wątpliwości.
Od czasu pożaru mieszkał razem z chłopcami u swoich przyjaciół - Mike'a i Kate. Mike był jednym z mechaników, z którym John dotychczas pracował i słysząc o tym, co się wydarzyło bez wahania przyjął go do siebie, gdy zobaczył Johna ze swoimi synami na rękach przed swoim domem. Wyglądało jednak na to, że teraz żałował swojej hojności. Mike i Kate nawet nie próbowali ukrywać, że uważają, że ubzdurał sobie tamtego demona z żalu, żeby móc zrzucić na kogoś winę, albo że po prostu zwariował.
John przeciągnął dłońmi po swojej zmęczonej twarzy i odetchnął głęboko. Na biurku przed nim walały się książki związane z okultyzmem i potworami oraz prawie cała butelka whisky. Czasem John próbował się znieczulić pijąc alkohol i oddając się milczącemu mordercy, jakim był jego ból, ale dziś prawie nie tknął butelki. Coś go przed tym blokowało. Czy to była myśl o Adrienne siedzącej obok niego na kanapie w jego zniszczonym domu i mówiącej, że to nie rozwiąże żadnego problemu? Jej słowa kołowały mu w głowie, aż przypomniała mu się obietnica, jaką jej złożył.
Podniósł się ciężko ze swojego krzesła, wyszedł z pokoju i cicho stawiając kroki przeszedł uśpionym korytarzem do pokoju, w którym spali chłopcy. Otworzył delikatnie drzwi, żeby ich nie obudzić i wszedł do środka. Jego wzrok niemal od razu spoczął na łóżeczku Sama z drewnianymi kolumienkami. Dean spał razem z nim, obejmując ramionami swojego młodszego brata, jakby chciał go ochronić przed całym światem. John niemal każdej nocy natykał się na ten widok i za każdym razem łamał mu serce. Sammy w ciągu dnia mnóstwo płakał, chcąc powrotu swojej mamy, a Dean coraz rzadziej o niej wspominał, gdy ojciec za każdym razem usiłował odwrócić jego uwagę od tego tematu. John jednak wiedział, że to całkiem nie wyparło myśli o matce z jego głowy i że Sammy jest tak mały, że za jakiś czas zapomni o niej. Może faktycznie nie powinien ryzykować własnego życia, żeby zostawić ich samym sobie?
***
Następny ranek niewiele różnił się od poprzednich, John został na noc w pokoju chłopców, siedząc cicho w fotelu w kącie pokoju i obserwując swoich synów, starając się wyprzeć niepożądane myśli z głowy. Jednak jakiś czas później, gdy Mike już wstał i szykował się do pracy naskoczył na Johna w tej samej sekundzie, w której przekroczył próg kuchni. Mike wydawał się nie mieć kompletnie wyczucia i zaraz zaczął wypytywać Johna, kiedy ten ma zamiar wziąć się w garść i wrócić do pracy. Wywołało to złość Johna, który zadręczał się myślami o śmierci żony, którą zabił jakiś demon, który może na dodatek grozić też chłopcom... jak on mógł w tej sytuacji wracać do pracy, na litość boską?!
- Więc, co zamierzasz? - zapytał Mike. - Załamać się i schować w kącie jak ranne zwierzę? Chcesz zaprzepaścić wszystko na co pracowałeś przez całe życie?
- Żebyś wiedział - odparł chłodno John, ruszając do wyjścia. Wszystko obróciło się o 180 stopni. Cały jego świat stanął na głowie, więc, tak, był w stanie rzucić pracę i wszystko co oferowało mu życie, aby później odebrać życie jego ukochanej.
Między mężczyznami wybuchła awantura, która skończyła się tym, że Mike uderzył Johna, pod którego okiem szybko zaczął rozrastać się fioletowy siniec. John zacisnął pięści, chcąc dać Mike'owi nauczkę, ale szybko się uspokoił widząc zaniepokojoną Kate, wbiegającą do kuchni z Samem na rękach. Zaczęła pytać co się dzieje, ale ani Mike, ani John nie zamierzali jej odpowiedzieć. John wyciągnął jej z rąk Sama, który natychmiast oplótł swoje ramiona wokół szyi ojca, i poszedł na górę, żeby spakować rzeczy. Kilka godzin później John siedział na kanapie u swojej przyjaciółki Julie.
CZYTASZ
Winchester's song PL
FanfictionPołowa listopada 1983 roku. John Winchester nieco ponad miesiąc temu stracił w pożarze ukochaną żonę Mary i został sam z dwójką małych synów. Pogrążony w rozpaczy mężczyzna jest przekonany, że w chwili gdy wybuchł pożar zobaczył kogoś przy łóżeczku...