NIEBEZPIECZNY

1.4K 153 62
                                    

Wzrok Sasuke błądził po oszklonych ścianach sali, na niczym konkretnym się jednak nie zatrzymując. Właśnie miał lekcję z najnudniejszym wykładowcą w szkolę, a mianowicie z niejakim profesorem Obito, który na jego nieszczęście uczył matematyki. A Sasuke (o ironio!) wybrał sobie rozszerzenie z tego przedmiotu.

Tym razem miał jednak podstawę, na której nudził się jeszcze bardziej, niż zwykle. Dzisiaj zresztą mieli planimetrię, którą on wykuł już dawno temu. I miał się czym chwalić — planimetria była jednym z najgorszych tematów w drugiej klasie liceum.

Teraz z westchnieniem przeniósł swoje zainteresowanie na widok zza okna, który nie był, szczerze mówiąc, zbyt zachęcający. Była jesień — mokra, przygnębiająca jesień. Ludzie z parasolami pędzili przed siebie, byle tylko skryć się jak najszybciej w domu przed nieprzyjemnym chłodem i wilgocią. Sasuke jednak tym ludziom zazdrościł — oni przynajmniej nie musieli siedzieć z Obito na lekcji i słuchać jego monotonnego głosu, który był jak kołysanka do snu. Brunet już nie raz miał zaszczyt się tego przekonać, gdy sam niemalże zsuwał się z ławki śpiący.

— Sasuke! Może wyjaśnisz nam wzór na... — zaczął zgryźliwie Obito, widząc, że chłopak go ignoruje. Sasuke nawet nie raczył się obrócić w jego stronę, a nadal spoglądając przez okno i opierając się policzkiem o dłoń podpartą na ławce przerwał mu:

— a*2 +b*2 = c*2.

Obito już więcej nie miał pytań, a reszta klasy z, jak zwykle podziwem, spoglądała w kierunku przystojnego bruneta.

***

Blondyn wszedł do pokoju 69 z niemałym grymasem. Oczywiście, że przypuszczał, iż ta cała szkoła nie przypadnie mu jeszcze bardziej do gustu, jak tylko się w niej znajdzie, ale doprawdy, żeby wystarczyło zaledwie pięć minut z niejakim Sasuke Uchiha, by chciał uciec gdzie pieprz rośnie, tego się nie spodziewał. Nawet nie sądził, że ktoś może być bardziej... no, taki. Chociaż Naruto nie wiedział, co miał na myśli dokładnie. Bo to, że brunet wywarł na nim wrażenie było pewne. Wrażenie z całą pewnością negatywne.

Gdy tylko rozkojarzony zamknął za sobą drzwi, które — ku uldze chłopaka — nie były ani trochę przezroczyste i nowoczesne, mógł z ciekawością oszacować gdzie mu przyszło mieszkać. (Później przeanalizuje z kim.)

Pokój, wbrew sobie przyznał, był świetny. Dwa duże łóżka po prawej stronie pokoju, prawie się stykały. Jedno było niezaścielone i rozbebeszone, na drugim zaś leżała zagracona sterta ubrań. Te pierwsze zapewne należało do Uchihy.

Koło łóżek stały mahoniowe szafki i białe, wysokie lampy.

Lewa strona pomieszczenia bardziej przypominała salon: stała w nim podłużna, skórzana i krwiście czerwona kanapa, a na ścianie wisiała plazma, którą ujrzawszy Naruto, aż się zapowietrzył. Do tego na dole przytwierdzony do ściany wystawał ozdobny, elektryczny kominek.

Luksus, to jedno słowo, które przyszło mu do głowy. I do tego z rozmarzeniem domyślił się, że mieli własną łazienkę, bo kolejne drzwi zapewne tam właśnie prowadziły.

Z nikłym uśmiechem podszedł do swojego łóżka i sprawnym ruchem zrzucił stos ciuchów na ziemię. Potem sam na nie oklapł, wcześniej jednak kładąc torbę tuż obok.

— Może nie będzie aż tak źle — szepnął, rozciągając się na miękkiej pościeli.

Może — to było słowo klucz, na którym, w tym momencie, nie miał zamiaru się rozdrabniać. Nie, gdy było mu tak dobrze. Przymknął oczy i nie wiedzieć kiedy, oddał się w ręce Morfeusza...

***

— Ten dzień jest do dupy! — warknął wkurwiony do granic możliwości Sasuke, który nie bawiąc się w kulturalne otwieranie drzwi, kopniakiem wszedł do środka. Gniew bruneta, o dziwo, nie był bezpodstawny, bo zgarnął od swojego pieprzonego wychowawcy szmatę z biologii. Znając Kakashiego to odwdzięczał się za ostatni jego wybryk. Ba! Teraz pewnie się na niego uwziął!

Cykl "Jestem" (SasuNaru) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz