Rozdział 6.

694 64 8
                                    

- O co chodzi, Zuziu? – zapytała babcia, gdy po skończonej kolacji zostałyśmy same w jadalni, a mama poszła oddzwonić do swoich klientów, którzy dobijali się do niej przez cały wieczór.

Spojrzałam na babcię i wzruszyłam ramionami. Nie było sensu kłamać.

- Trochę... oddaliliśmy się od siebie z Aleksem. To prawdopodobnie przez mój wakacyjny wyjazd – mruknęłam i westchnęłam ciężko. Nie byłam gotowa podać babci innych powodów przepaści między nami.

Babcia spojrzała na mnie uważnie i złapała mnie za rękę w geście pocieszenia. Uśmiechnęłam się do niej, ale wtedy ona złapała za moją dłoń i uniosła ją, obracając wierzchem do góry. Patrzyłam jak uciska poszczególne miejsca, słuchałam jak mruczy coś pod nosem. Zmarszczyłam lekko brwi i czekałam. Po kilkunastu sekundach zielone oczy babci Gabrysi wpatrzyły się w moje.

- Czeka was jeszcze długa droga... - wyszeptała, a po moim ciele przebiegł dreszcz.

- Czy... ty właśnie mi wróżyłaś? – spytałam z cieniem rozbawienia.

Zobaczyłam, że babcia wstaje. Puściła mi oczko, poklepała po ramieniu i udała się do kuchni.

Odprowadziłam ją spojrzeniem i nie uzyskałam odpowiedzi.

***

W niedzielę rozmawiałam na Skype z Alicją, Baśką i Martą, które wytłumaczyły mi, dlaczego nie było ich na piątkowej imprezie u Wawla. Okazało się, że Ala miała jakieś kłopoty w domu, a Marta musiała pilnować młodszego brata. Baśka dostała okres i też nie chciało jej się przyjść. Przyjęłam to tłumaczenie ze spokojem i powstrzymałam się od komentarza, że wysłanie jednego smsa do mnie nic by ich nie kosztowało...

Wnet okazało się, że plotki o imprezie już rozniosły się echem po uczniach naszej szkoły. Marta usłyszała od swojej koleżanki z mat-fiza, że tańczyłam na stole, a ktoś inny dorobił historyjkę, że całowałam się z Mateuszem. Opowiedziałam dziewczynom w gigantycznym skrócie jak było naprawdę, a to czy mi uwierzyły było wyłącznie ich problemem. Nie moim. Wychodziłam z założenia, że ludzie zawsze plotkowali i wiedziałam, że z tą cholernie głupią przypadłością nie wygram.

W sercu czułam coś na kształt trudnej do opisania pustki. Częściej niż zwykle sprawdzałam telefon, bo liczyłam na to, że może Aleks napisze, a może nawet zadzwoni? Ale nie, on po prostu milczał. Robił to tak kategorycznie, jak gdyby nie było tego wszystkiego... Nocy w moim łóżku, opatrywania jego ran i pocałunku w dłoń, którego nie potrafiłam zapomnieć.

Wieczorem w końcu się złamałam. Nie chciałam tego, ale po prostu nie dałam rady. Moje myśli bezustannie kręciły się wokół Aleksa i żadna książka czy film nie były w stanie tego zmienić.

Hej, czy mogłabym zabrać się z Tobą jutro do szkoły? - napisałam i wysłałam, zanim zdążyłabym się rozmyślić.

Odpowiedź przyszła niemal od razu i była krótka, kategoryczna, chłodna...

Nie.

Tak po prostu. Jedno, krótkie „nie". Nic więcej. Poczułam się, jak gdybym dostała w twarz. Zacisnęłam zęby i resztkami sił odłożyłam telefon na szafkę nocną, a później zatopiłam twarz w poduszce i nawet nie wiem kiedy, ale po prostu zaczęłam ryczeć na cały głos.

***

Rano wstałam, ubrałam się i doprowadziłam do porządku niemal mechanicznie. Zrobiłam sobie kanapkę z sałatą i wegańskim ementalerem, zarzuciłam torbę na ramię, zamknęłam dom i poszłam na autobus. W jedno ucho wcisnęłam słuchawkę i włączyłam sobie „Juliet" zespołu Lawson.

Nadzieje, które mamy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz