Jest tak wiele różnych wierzeń i ideologii na świecie.
Chrześcijaństwo, islam, buddyzm, satanizm, hinduizm, ateizm, jedi – wszystkie w pewnym stopniu dotyczą życia pozagrobowego. Czy istnieje niebo i piekło? Czy piekło jest puste? Może teza o reinkarnacji jest słuszna? A może ludzie w ogóle nie mają duszy? Czy śmierć kliniczna potwierdza istnienie życia po życiu? Czy człowiek po śmierci może błąkać się po ziemi?
To wszystko zazwyczaj brzmi o wiele za dobrze, zbyt naukowo. W gruncie rzeczy to tylko rozpaczliwe nadzieje najbardziej rozwiniętych ssaków naczelnych. Jedni wymyślili sobie Zeusa, inni Światowida, następni Jezusa, i z reguły uważają to za bardziej prawdopodobne od latającego potwora spaghetti.
Tylko pewnie chcecie wiedzieć, na jakiej podstawie się wypowiadam. Cóż, sądzę, że posiadam całkiem mocne argumenty. A właściwie jeden: umarłem.
To było w poniedziałek i to chyba najprzyjemniejszy aspekt całej tej historii. Co jak co, ale poniedziałek to dobry dzień na śmierć. Lecz nie potrącił mnie tramwaj, nie obcięto mi głowy, ani nigdy nie byłem ciężko chory, dlatego też można by wątpić w autentyczność mojego odejścia (odejścia, ha ha, co za sformułowanie), choć posiadam oficjalny akt zgonu.
Dnia 1 lutego w poniedziałek zaparzyłem sobie herbatę. Była godzina piąta po południu, niedawno wróciłem zmęczony z pracy. Ruszyłem po schodach na górę, ostrożnie, uważając, aby nie rozlać napoju. Włączyłem telewizor.
Tak, to nie było dobre posunięcie – chociaż...pewnie to i tak bez różnicy.
Ekran pokrył się migającymi czarno-białymi kropkami, a urządzenie wydało z siebie niekończący się szum. Zmarszczyłem brwi, zdezorientowany, bo nigdy nie było żadnych problemów z odbiorem. Spróbowałem podnieść się z wytartego zielonego fotela, lecz odkryłem, że nie jestem w stanie, jakby moje ciało natrafiło na opór. Krzyknąłbym, gdyby nie wrażenie, że ktoś zapchał mi usta gorącym ciastem na pierogi.
Ogarnęła mnie panika, dziwaczna odmiana paniki, ponieważ nie mogłem ani drgnąć. Byłem w stanie jedynie oddychać, mrugać i przełykać ślinę.
Wtedy kropki z ekranu zniknęły. Zamiast nich, dostrzegłem obraz dziwaczny niczym kino surrealistyczne- tylko że zazwyczaj nikt nas nie zmusza do oglądania go.
W zielonym pokoju siedziała dziewczynka, około dziesięcioletnia, ubrana w mechaty sweterek i ogromne, groteskowe gogle. Otaczały ją setki, tysiące, miliony monitorów, każdy przedstawiający miejsca, gdzie aktualnie przebywali rozmaici ludzie – kobiety i mężczyźni, biali i ciemnoskórzy, dorośli i dzieci. Obok znajdowała się ogromna konsola, pełna dźwigni i przycisków rodem z archaicznego filmu sciene-fiction.
Co najciekawsze, jeden z monitorów był większy od pozostałych. A przedstawiał – tak, zgadliście – mnie, unieruchomionego na fotelu. Dziwne, ale jakoś zwróciłem uwagę na to, jak głupio wyglądają moje groteskowo wytrzeszczone oczy.
- Słyszysz mnie? - zatrzeszczał jej głos w głośnikach. Był mechaniczny i zniekształcony, przypominający nieco coś w rodzaju szumu.
- Słuchaj, jestem Akiria – oznajmiła. Wpatrywałem się w nią, i tak nie mogąc odpowiedzieć, ale pomyślałem, że imię również brzmi, jakby pochodziło ze starego, niskobudżetowego filmu science-fiction, jako nazwa jakiejś planety.
Odwróciła obrotowy fotel w moim kierunku, patrząc centralnie na mnie. Przysunęła się, tak, że jej twarz znalazła się bardzo blisko powierzchni ekranu, jeżeli można to tak określić. Za blisko. Dostrzegłem, że coś jest nie tak z jej oczami, jakby temu dzieciakowi wszczepiono ślepia owada.
Całe moje ciało było napięte, sztywne, gotowe do ucieczki, lecz niewidzialna blokada nie ustępowała. Umysł natomiast sprawiał wrażenie wyłączonego, jakby świadomość, że nic nie mogę zrobić, dezaktywowała wszelkie procesy myślowe.
Owado – dziewczynka westchnęła, głośniki zaszumiały.
- Wybacz mi to unieruchomienie – powiedziała – ale inaczej byś się ruszał.
Błyskotliwe.
- Cóż, od czego zacząć? - westchnęła ponownie. - Zaraz umrzesz. Tylko nie panikuj, to nic złego w twoim przypadku. Po prostu znajdziesz się tutaj, ze mną. Wszystko, co do tej pory się z tobą działo, nie było prawdziwe. To gra. Moja gra.
Umilkła, dawało się słyszeć jedynie szum głośników. Ogromna, pucata twarz dziwacznego stworzenia przypominającego dziecko patrzyła na mnie badawczo z bardzo bliska. Widziałem każdy detal jej na swój sposób obrzydliwych ślepi, jej ciastowatej twarzy otyłej osoby, która prawie nie wychodzi z domu. I nic nie rozumiałem.
- Wiem, że to musi być przykra świadomość, ale jesteś tylko postacią, NPC, rozumiesz? JA jestem graczem. - powiedziała. - Technologia na świecie osiągnęła zawrotny poziom w tym zakresie. Nie wiem, czy robi to na tobie wrażenie – pewnie tak ci się wydaje, ale nie odczuwasz tego tak, jak prawdziwy człowiek. Masz wgrane pewne algorytmy, algorytmy reakcji na określone sytuacje, z tym że jest ich bardzo wiele.
Nie nadążałem. Nie rozumiałem. Naszła mnie przerażająca myśl, że po prostu NIE MOGĘ zrozumieć, ponieważ nie zostałem na to zaprogramowany, lecz zaraz ją odtrąciłem – co to ma niby znaczyć? Że cały nasz świat to nic więcej, jak zbiór pikseli? Praca, sąsiedzi, znajomi, dom...? To przecież niemożliwe.
- Pewnie mi nie wierzysz – westchnęła. - To typowa reakcja obronna. Bardzo długo gram już waszym zacofanym światem, poddaję wam pomysły, rozwijam was, powoduję zmiany pogody...Ale nie potrafię was zostawić. To uzależniające.
„Co się stało z jej oczami?", pomyślałem. Czy „ludzie przyszłości" tak właśnie wyglądają...?
- Można powiedzieć, że rozmawiasz z Bogiem twojego świata. - roześmiała się. - A wiesz, co chcę zrobić? Wyciągnąć cię stąd. Wydrukować w 3D. Zrobić jednego z was tym Bogiem.
Nie potrafiłbym nic jej odpowiedzieć, nawet, gdybym chciał. Czułem się, jakbym oglądał „Incepcję" i pilnie musiał nacisnąć pauzę i chwilę się zastanowić. To było zdecydowanie za dużo.
- To może nie być przyjemne. Właściwie to przedrukuję twoje ciało i przeniosę do niego twoją świadomość. Może...zaśnij na moment. To potrwa.
Myśl, że mógłbym spać, wydawała mi się abstrakcyjna, lecz parę sekund później zasnąłem. A raczej: zostałem na chwilę wyłączony.
Otworzyłem oczy po drugiej stronie, w zielonym pokoju. Panował półmrok, pachniało ludzkim potem, a ja czułem się dziwnie. Jakbym właśnie się obudził, lecz silniejszy niż zwykle. Wszystko było wyraźniejsze, doznania bardziej intensywne, aż zakręciło mi się w głowie.
- Witaj! - odezwał się tuż obok dziewczęcy głos, tym razem pozbawiony szumu. Odwróciłem się i krzyknąłem na widok owadzich ślepi tuż obok mnie.
Pulchna, biaława dziewczynka roześmiała się, ukazując malutkie zęby. Nie wiedzieć czemu, wydawała się dziwnie obrzydliwa, i wydzielała zapach przypominający coś od dawna skwaśniałego. Wyglądała gorzej, niż na ekranie.
- To ja, Akiria. Spójrz.
Popatrzyłem na największy ekran i dostrzegłem unieruchomionego, przerażonego siebie – szczupłego mężczyznę w delikatnie zmierzwionych włosach, siedzącego na starym, zielonym fotelu. Zmarszczyłem brwi. To wszystko wydawało mi się snem, lecz fakt istnienie tego...kogoś mimo to zdawało się czymś głęboko niewłaściwym.
- Zniszcz go – poprosiłem. Znów się roześmiała, a nad głową drugiego mnie znienacka pojawiła się piła mechaniczna. Mimo wszystko przeszedł mnie dreszcz.
- Bawi cię to? - zapytałem.
- Dużo jest zbrodni, tam, u was? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. Piła włączyła się gwałtownie, a ja odwróciłem wzrok. Usłyszałem nieprzyjemny, mięsisto – mechaniczny odgłos, oraz chrupnięcie.
- Nie możesz tego zrobić bardziej humanitarnie? - syknąłem.
- To tylko gra – prychnęła. Po chwili dźwięki ucichły, a ja znów spojrzałem na ekran. Zemdliło mnie.
- To w ten sposób da się szybko umrzeć? - zapytałem, krzywiąc się.
- Szybko? Niespecjalnie, to tylko dla nas było szybko. W grze niezupełnie. - odparła obojętnie. - Jeśli ci to przeszkadza, to od teraz przejmujesz stery.
Uniosłem brwi ze zdumieniem. A więc to prawda...?
- Ufasz mi na tyle?
- Mam nadzieję, że sobie poradzisz, a aż tak mnie to nie obchodzi. - odparła. - Zaraz ci wytłumaczę, jak masz to obsługiwać.
- Poczekaj! - spłoszyłem się. - Nie dam rady sam!
- Zatem sprowadźmy kolejnych. - odpowiedziała natychmiast, jakby była na to przygotowana. - Nigdy nie opuścicie tego pokoju, ta gra stanie się waszym życiem. Przesiąkniecie zapachem tego pomieszczenia, zapomnicie o rzeczywistości, aż po długim, długim czasie będziecie mieli dość. Wtedy was zmienię.
Wpatrywała się we mnie poważnie – odrażająca, kluchowata dziewczynka, kontrolująca cały mój dotychczasowy świat ze swojego cyber-olimpu. Zabawne, prawda...?
- Wiesz, co musimy zrobić? - zapytała. Powróciło do mnie koszmarne wrażenie, że ona jest zbyt blisko, że to niebezpieczne, a przede wszystkim – w jakiś sposób obrzydliwe. - Musisz to opisać. Musisz to opublikować, wszędzie, gdzie się da, na stronach internetowych u Was. Część ludzi, do których dotrze wiadomość, zostanie uznana za odpowiednich.
- I co z nimi? - zapytałem niepewnie. Uśmiechnęła się.
- Przeczytają. - odparła. - Najlepiej, żeby nie zwrócili szczególnej uwagi, ale ta historia utkwi w ich pamięci, będzie nieznacznie uwierać, jak mały kamyk w bucie. I wtedy usłyszą kroki zza drzwi.
Urwała i z jakiś przyczyn oblizała się. Serce nieco mi przyspieszyło.
- To będą nasi ludzie, nasze programy – ciągnęła. - Ekran ich komputera, telefonu czy innego starego urządzenia zamigocze i ujrzą mnie.
Jej oczy zabłysły.
- Wytłumaczę im wszystko. Będą mogli się zgodzić na współpracę.
- A jeśli nie? - szepnąłem. Nie podobało mi się to wszystko, miałem mętlik w głowie.
- Jeśli nie, nasz program za drzwiami znajdzie sposób, żeby ich przekonać. Ta twoja nieszczęsna piła jeszcze się przyda. - odparła i zaśmiała się. - No to zaczynamy.Autor: Michalina Horoszkiewicz (http://blakier.blogspot.com/)
Inne źródło: http://straszne-historie.pl/story/12748-NPC
YOU ARE READING
Straszne-Historie
HorrorOsobom o słabych nerwach wstęp surowo wzbroniony! Przed wami rozciąga się teren należący do autorów grozy, otoczony tabliczkami z napisem „Nie idźcie dalej", „Porzućcie wszelką nadzieję", „Dalej czeka was już tylko śmierć" oraz, parę metrów dalej „...