4

3.3K 321 79
                                    

Znów byłem sam. Sam jak palec, z brakiem możliwości skontaktowania się z kimkolwiek innym niż rodzina, która zaprasza mnie na święta tylko z poczucia winy.

Nie miałem nikogo do rozmowy. Nigdy.

Chociaż nie, czasami rozmawiałem z ludźmi gdy grałem w gry.

O odpowiedniej godzinie ubrałem się bardziej elegancko i wjechałem do windy na korytarzu. Potem na przystanku wsiadłem w odpowiedni autobus i chichocząc cichutko, z powodu... Bez powodu. To tylko moje szaleństwo.

Wsiadłem przy sądzie, po czym poczekałem, aż zacznie się nieoficjalna rozmowa z sędzią i Luke'iem.

Lukey...

- Panie Clifford? Proszę na sale.

Westchnąłem, chcąc uspokoić się i opanować przed rozmową.

Czemu rozmowa a nie rozprawa?

Ochroniarz otworzył mi drzwi, a ja podziękowałem mu cicho i czując upokorzenie, wjechałem na sale.

Było tam tyle ludzi... I wszyscy patrzyli, jak głupio i nieporadnie wyglądam na wózku, który towarzyszył mi od wielu lat.

Kiedy już zająłem swoje miejsce, rozejrzałem się po sali i byłem zszokowany.

Zobaczyłem tam Luke'a Hemmings'a, Calum'a Hood'a oraz Ashton'a Irwin'a. Byli też jacyś mężczyźni, zapewne menadżer i jakiś ochroniarz czy coś takiego.

No tak, w końcu jeśli nagle mi odbije i magicznie dostanę skrzydeł, to rzucę się na nich ze szponami.

Mężczyzna, który otwierał mi drzwi, ogłosił, że wchodzi sąd najwyższy i wszyscy wstali.

Czułem ich spojrzenia na sobie, kiedy uniosłem swoje ciało jedynie na rękach, podpierając je o wózek.

Mimo, że byłem silny dzięki codziennym ćwiczeniom, nie widać było zbytnio mięśni na moim grubym ciele.

Kobieta usiadła, a za nią wszyscy inni.

- Proszę obie strony, o zajęcie miejsc. - powiedziała rzeczowo, a ja ruszyłem się, do starego, drewnianego biurka ustawionego, specjalnie do "rozmowy".

Obok mnie usiadł mężczyzna którego uważałem za menadżera, a obok niego Luke Hemmings.

Co robił tutaj jeden z moich ukochanych zespołów?

Czy Luke to Lukey?

O mój boże...

Menadżer zaczął coś mówić, ale go nie słyszałem.

Wszystko zaczęło się trząść. Ściany, podłoga, sufit...

- P-przepraszam? - szepnąłem, wiedząc, że nie można odzywać się nie proszonym, dlatego nie zdziwiłem się, że czarnowłosy mnie zignorował.

Sąd spojrzał na mnie karcąco jednak jej spojrzenie się zmieniło widząc, że moje ciało się trzęsie.

- Czy mogę wziąć tabletki? - spytałem niepewnie, wiedząc że nie poradzę sobie z taką formą napadu paniki bez pigułek.

Brunetka skinęła głową, a ja szybko wyciągnąłem z kieszeni garnituru pudełeczko i połknąłem tabletkę na sucho.

Wszystko się uspokoiło, a ja znów mogłem skupić się na wypowiedzi drugiej strony.

- Mój klient został poważnie poszkodowany przez pana Clifford'a wysoki sądzie. Będziemy żądać wysokiego odszkodowania. - mężczyzna był aż czerwony na twarzy gdy mówił oburzonym tonem.

- Rozumiem pana, jednak proszę wrócić na miejsce dla pana wyznaczone. Rozmowa ma odbywać się bezpośrednio pomiędzy dwoma stronami.

Zagryzłem wargę, żeby powstrzymać się od niekontrolowanego przeze mnie chichotu na widok czerwonych czubków uszu menadżera kiedy wracał tam, gdzie siedziała reszta zespołu i ochrona.

Poczułem się zażenowany i zawstydzony kiedy zostałem sam z moim idolem, który dotychczas się nie odzywał.

- Dobrze, a więc przejdźmy do właściwej części. Proszę panie Hemmings, o podanie przyczyny spotkania oraz o co oskarża się pana Clifford'a.

Chłopak odchrząknął cicho i jakby trochę spłoszony i niepewny zaczął mówić:

- Pan Clifford został oskarżony o wyrządzenie trwałych szkód na psychice pana... Znaczy mnie. Na mojej psychice. - mówił cicho i niepewnie.

- Czy pan Clifford przyznaje się do zarzutów?

- Tak. - powiedziałem tylko.

- Ma pan prawo do obrony. - kobieta przyznała mi głos, a ja w głowie policzyłem do trzech.

Moje natręctwo nie pozwoliłoby mi wcześniej powiedzieć czegoś ważnego.

Δ•Δ•Δ

  Mam nadzieję że wiecie co to natręctwo...

Tam Gdzie Spotykają Się Dwa Światy // MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz