Zanim wchodzę pod prysznic, sprawdzam jeszcze raz, czy na pewno zamknęłam drzwi od mieszkania. Tak na wszelki wypadek. Paweł już wyszedł, a nie lubię być sama, nie upewniwszy się wcześniej, czy na pewno przekręciłam klucz w zamku.
Gdy już jestem pewna, że nikomu nie uda się bez ostrzeżenia wejść i zaskoczyć mnie, szybko rozbieram się i wchodzę pod prysznic.
Mam zajęcia za godzinę, a muszę jeszcze umyć głowę, ubrać się i spakować porozrzucane po całym pokoju rysunki. Wliczając w to oczywiście czas niezbędny do dotarcia do Akademii, co daje mi około dwadzieścia pięć minut na ekspresowe ogarnięcie wszystkiego i wyjście z mieszkania.
Ten poranny seks całkowicie wybił mnie z rytmu, pozbawiając wyczucia czasu i zaburzając codzienną rutynę. Ale to w końcu Paweł. Mogłam się tego po nim spodziewać, skoro sama zaproponowałam, by został u mnie po treningu na noc.
Zresztą było mi tego trzeba. Dzięki niemu, choć przez chwilę, mogłam nie myśleć o niczym, skupiając się tylko i wyłącznie na danym momencie. Mój zawsze niezawodny pod tym względem Anioł, spisał się na medal.
Już wykąpana, szybko wycieram mokre ciało, zawijając włosy w ręcznik i tworząc w miarę stabilny turban. Wyciskając pastę na szczoteczkę, odblokowuję ekran komórki, sprawdzając ile pozostało mi jeszcze czasu. Dziesięć minut.
No trudno. Pójdę z niewysuszonymi włosami.
Zauważam nieodebraną wiadomość od Dagmary, jednej z moich dwóch najlepszych przyjaciółek.
„Bff. Kawa po waszych zajęciach?"
Kończąc mycie zębów, odpisuję jej na smsa.
„Si. Powiem Pati"
Owinięta samym ręcznikiem, przechodzę do sypialni i otwieram drzwiczki szafy, rozglądając się po mojej skromnej garderobie w poszukiwaniu ulubionego, szarego swetra. Dostałam go od mamy, gdy widziałyśmy się zeszłego miesiąca.
Już ubrana, wracam pospiesznie do łazienki i przy równoczesnym rozmyślaniu, czy na pewno dobrze zrobiłam zgadzając się na rozmowę o pracę w biurze projektowym, wykonuję lekki makijaż.
Niby jakim cudem mieliby mnie niby tam przyjąć? Prycham kpiąco do własnych myśli, wyciskając odrobinę podkładu na palec. Albo na jakie stanowisko? Rozumiem, że pojęcie „po znajomości" ma tu duże znaczenie, ale wuj Pawła chyba by upadł na głowę, zatrudniając malarkę bez żadnego doświadczenia w firmie, gdzie wymagany jest przynajmniej tytuł magistra w dziedzinie prawa i architektury.
Wytrzeszczam oczy, coś sobie uświadamiając. Przecież pozostali pracownicy mnie zjedzą, jak się dowiedzą na jakich warunkach zostałam przyjęta.
Oni mnie tam zlinczują. Wyklną i znienawidzą, przez co pojawię się w centrum uwagi.
O ile oczywiście mnie przyjmą, rzecz jasna...
Unoszę wzrok w stronę wiszącego nad umywalką lustra, ale zanim zaczynam rozprowadzać podkład, patrzę na odbicie bladej dziewczyny.
Wyglądam jak siedem nieszczęść.
Jak cień dawnej siebie.
Lustruję swoją twarz w poszukiwaniu czegoś wartego uwagi, a nie słów krytyki.
Może moje długie, sięgające niemal połowy pleców brązowe włosy?
Albo duże, prawie czarne oczy?
Nakładam podkład na twarz, ukrywając jej niedoskonałości i rozświetlający korektor, aby choć trochę zakryć widoczne cienie i podkrążone oczy. Odrobinę maluję rzęsy tuszem, chcąc wydobyć z przygaszonego spojrzenia, choć trochę energii i przejrzystości, a na usta palcem rozprowadzam nawilżający balsam nivea.
Związując byle jak włosy w kok, przyglądam się efektowi swojej pracy. No, bywało gorzej.
Zmierzając w kierunku drzwi, zbieram po drodze potrzebne mi na zajęcia rysunki, dopijam ostatni łyk drugiej już tego dnia kawy i ubierając trampki, wychodzę z mieszkania.
Jest już prawie dwunasta, więc słońce przyjemnie grzeje, pomimo dającego się wyczuć chłodnego wiatru. Mimowolnie uśmiecham się do siebie, wystawiając twarz ku niebu i ciesząc się z zapewne ostatnich, cieplejszych dni październikowej pogody.
Pod wpływem ogrzewających mnie promieni i uczucia wiatru na twarzy, przypominam sobie lata i dni spędzane nieustannie na plaży. Chwile, kiedy siedząc na kocu jak najbliżej morza, z stopami w piasku, wystawiałam się na słońce i czerpałam przyjemność z błogich momentów beztroskiego życia. Wychowując się od dziecka w domu położonym przy samym Morzu Bałtyckim, mogłam każdego wieczoru wraz z rodzicami siedzieć na tarasie w bujanym krześle i popijając herbatę, patrzeć na fale i zachody słońca.
Uwielbiałam tamte chwile.
Uwielbiałam swoje życie.
Aż do dnia, kiedy w wieku siedemnastu lat, zostałam pozbawiona beztroski życia i zmuszona do ucieczki z miasta.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jakieś domysły? :p
Uwagi do mojego stylu pisania?
Spokojnie, będą dłuższe rozdziały! Stanowczo dłuższe :D
CZYTASZ
Oddychając z trudem. Wdech - JUŻ W KSIĘGARNIACH
RomanceJuż w księgarniach! Kiedy przeszłość jest twoim największym wrogiem, a każdy kolejny oddech staje się coraz trudniejszy... W dniu swoich 17-tych urodzin Lena zostaje zaatakowana przez nieznanego napastnika. Szczęśliwie udaje jej się uciec, jednak...