16. Twardy orzech do zgryzienia

5.4K 498 202
                                    

Z nim na bank jest coś nie tak.

Zawsze uważałam siebie za wariatkę, ale przy nim poziom mojego debilizmu sięga nieomal zera.

Gwałtownie podnoszę się z łóżka, siadając po turecku i siłą powstrzymuję się przed nerwowym przejechaniem dłońmi po ciele. Czuję się jakbym była naelektryzowana. Jakbym była naładowanym prądem kablem, z którego przy choćby najmniejszym dotyku wylecą oślepiające iskry. Włoski stoją mi na rękach, a żołądek zwinął się w kłębek, przez co nie mam pewności, czy zaraz zemdleję, czy po prostu zwymiotuję na środek łóżka.

Udaję, że nic takiego się nie stało, a ja wcale nie jestem świadoma elektrycznego napięcia obecnego pomiędzy nami i jakby nigdy nic zbieram porozrzucane na łóżku rysunki, układając je w równą kupeczkę. Unikając kontaktu wzrokowego, staram się utrzymać neutralny wyraz twarzy, a nie na przykład zacząć się histerycznie śmiać, jak to mam czasem w zwyczaju w sytuacjach, kiedy powinnam chociaż zachować pozory normalności.

Nie jest to zbyt łatwe zadanie, zważywszy, że ten psychol cały czas przeszywa mnie swoim spojrzeniem, nie odrywając nawet na moment oczu.

– Przerażasz mnie. – Mój głos o dziwo brzmi spokojnie, pomimo burzy odczuwanej w środku.

– Wiem. Robię to z czystą premedytacją. – Nie patrzę na niego, ale i tak wiem, że uśmiecha się rozbrajająco.

Psychiczny. On jest po prostu psychiczny.

Odkładam złożone rysunki na kolana i z wielkim skupieniem udaję, że dostrzegam w nich coś bardzo interesującego. Wręcz nie potrafię oderwać od nich wzroku.

– Zapomniałeś zabrać swojego ostrzegającego transparentu?

– Specjalnie zostawiłem go za drzwiami, by móc zobaczyć ciebie, skaczącą pod sufit w przerażeniu. – Zerkam na niego przymrużonymi oczami, ale zaraz z powrotem odwracam wzrok. Nie mógłby mieć innego koloru oczy? Choćby zgnito zielone? – Perspektywa ujrzenia twoich rumieńców była zbyt kusząca.

Przymykam powieki na dźwięk tych słów. No oczywiście. Pewnie już od dłuższego czasu jestem czerwona jak burak.

– Przestań. Zawstydzasz mnie.

Przechyla lekko głowę, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Właśnie dlatego to jest takie kuszące.

– Dosyć. – Nie wytrzymuję w końcu. – Przestań się tak cały czas na mnie gapić!

– Dlaczego?

– Bo mnie to przeraża! – podnoszę głos, tracąc cierpliwość.

– Czyli mam cię nie straszyć, nie podchodzić od tyłu, nie iść za twoimi plecami, a teraz jeszcze mam przestać się na ciebie patrzeć? – pyta spokojnie, wyliczając po kolei na palcach.

– Nie! Przestań ze mnie robić taką wariatkę!

– To też mam dopisać do listy?

Uderzam go leżącą pod ręką teczką.

– Przestań... Mnie... Irytować! – cedzę przez zaciśnięte zęby, mając bardziej ochotę wykrzyczeć słowa Przestań z mojego mózgu robić papkę i biorąc kolejne zamachy na chłopaka.

Atakowany Adam śmieje się głośno, zasłaniając jedną ręką i równocześnie drugą próbując wyrwać mi moje narzędzie zbrodni. Kiedy mu się to w końcu udaje, teczka leci z impetem przez cały pokój, uderzając w stojącą w rogu szafę i spadając na ziemię z głuchym plaśnięciem.

Oddychając z trudem. Wdech - JUŻ W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz