× Prolog ×

777 71 11
                                    


Zagadką dla mnie było, jest i będzie to, dlaczego życie każdego z nas jest inne i akurat takie, jakie jest. Każdy z nas ma inny los, inne przeszkody do pokonania i innych ludzi do spotkania na swojej drodze. Jedni są bogaci, drudzy biedni. Jedni urodzą się w dobrej rodzinie, drudzy są w swoich niechciani. Wielkim pytaniem jest dla mnie to, dlaczego akurat ja poznałem pewnego zielonookiego chłopaka i dlaczego akurat nasze losy splotły się tak mocno. Nie wiem, czy wyszło mi to na dobre czy na złe. Muszę się o tym przekonać. A wszystko zaczęło się w zwykłym szpitalu...

×××

Spojrzałem na swój telefon i ciężko westchnąłem. Zastanawiałem się ile czasu może trwać doprowadzenie pobitego mężczyzny do odpowiedniego stanu zdrowia.

Dla wyjaśnienia, mój ojciec wdał się w bójkę. Wszystko to spowodowane było wypiciem zbyt dużej ilości alkoholu. To nie pierwszy raz, gdy jadę odebrać go ze szpitala. A przyjemniej poczekać, aż mama zabierze nas do domu. Pracownice znają mnie jak i mój numer, więc wiedzą gdzie dzwonić, gdy pijany mężczyzna z blizną na tyle głowy znów do nich trafi. Nie był złym ojcem. Do czasu, aż stracił pracę. Wtedy zaczął pić, stał się agresywny... Choć może zawsze taki był, lecz tego nie pokazywał? Po kimś w końcu musiałem odziedziczyć moją wybuchowość.

- Ackerman? - zapytała jakaś kobieta, gdy siedziałem w poczekalni.

- Tak. - odparłem krótko.

- Pobity mężczyzna już się wzbudził. Możesz iść do niego i z nim porozmawiać. - oznajmiła, po czym wróciła na sale.

Porozmawiać, ha! To nie takie proste. Zwłaszcza, że ostatnio nic do niego nie dociera.

Wszedłem powolnym krokiem do pomieszczenia, w którym leżał mój ojciec. Jak zawsze ręce miałem w kieszeniach czarnych spodni, a na twarz nie ukazywała żadnych emocji.

- Dlaczego znowu to zrobiłeś? - zapytałem całkiem poważnie, lecz spokojnie. Nie chciałem go zdenerwować, więc sam starałem się być opanowany. - Dlaczego? Ciągle gdzieś wychodzisz, pijesz ile wlezie i wracasz z rozwaloną głową... Mama pracuje całymi dniami, aby nas utrzymać, a Ty tak się odpłacasz? Wiem, że to dla Ciebie trudny okres, ale postaraj się. Dla mnie i dla mamy.

Mężczyzna spojrzał na mnie. Widziałem, jak zaczyna się złościć. Jego dłonie zmieniły się w pięści, a oczy zapłonęły. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi spokojnie.

- Nie będziesz mi mówił co mam robić, gówniarzu. - rzucił. Nie rozumem czym go uraziłem. Oczywiście, czasem zdarzało mu się wyładowywać emocje przemocą słowną. Jednak nie mogłem znieść, gdy kończyło się to uderzeniem mnie lub co gorsza matki. Teraz tak naprawdę gotowałem się od środka. I to bardzo.

- Wiem, że nie jest Ci łatwo. Mnie też. Ale staram się być spokojny. Tak, straciłeś pracę, ale to jeszcze nie koniec. Znajdziesz nową. - uśmiechnąłem się. Nie wiem co alkohol zrobił z jego rozumem, ale chyba słyszał to co mówię na opak. Pamiętam, jak kiedyś za dużo wypiłem. Słyszałem dokładną odwrotność tego, co powiedział do mnie kolega.

Ojciec chyba też, gdyż rzucił się na mnie cały czerwony.

- Nie będziesz - kopnął mnie w brzuch. - mi mówił - znów. - co - jeszcze mocnej. - mam robić gówniarzu! - krzyknął, a ja splunąłem krwią. Złapałem się na brzuch i odsunąłem jak najdalej mogłem. Ochrona przybiegła i złapała ojca. Eh, nie wiem, czy mogę go tak jeszcze nazywać...

Powoli podniosłem się i upadłem na łóżko, znów wyplułem krew. Pielęgniarka i lekarz szybko podbiegli i zrobili co się dało, abym jak najszybciej wrócił do normalnego stanu. Zadzwonili po moją matkę, a ja czekałem.

Kiedy patrzyłem w sufit, poczułem na sobie czyjś wzrok. Obróciłem się i zobaczyłem chłopaka z sąsiedniego łóżka. Wyglądał mniej więcej na licealiste, jak ja. Miał brązowe włosy i zielone oczy, w których wykryłem zainteresowanie.

- Czego się gapisz? - prychnąłem. Użyłem jak zawsze mojego sarkastycznego tonu. Chłopak wyrwał się jakby z zamyślenia i odwrócił wzrok. Trochę dziwnie się poczułem, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. W końcu kto nie zainteresowałby się pobitym przez ojca chłopakiem.

Minęła kolejna godzina, a mamy wciąż nie było w szpitalu. Nie dziwię się. Pracuje jako kasjerka w cukierni i gdyby opuściła pracę wcześniej mogliby ją zwolnić. A tego przecież nikt nie chce.

Jak już wspominałem nie należę do spokojnych osób. Nie potrafię usiedzieć kilku godzin bez rozładowania emocji. Zbyt dużo ich przeze mnie przepływa. Rozejrzałem się więc wokoło, w poszukiwaniu rozrywki. W sali było pięć łóżek, a wszystkie zajęte. Na jednym leżałem ja. Na pierwszym od drzwi jakiś starszy mężczyzna, na drugim kobieta. Trzecie zajęte było przez chłopaka w wieku gimnazjalnym, jednak ten spał. Zostało ostatnie łóżko, na którym leżał zielonooki, który już wcześniej mi się przyglądał i co jakiś czas kaszlał. Teraz leżał, również sam. Czemu by nie zagadać?

- Ej, Ty, jak się nazywasz? - zacząłem. Ten jednak wzdrygnął się, jakby się mnie przestraszył. - Ja jestem Levi Ackerman. - dodałem, aby jakoś umilić rozmowę. Chłopak niepewnie spojrzał na mnie i odpowiedział:

- E-Eren Jaeger.

Pomyślałem jak zacząć rozmowę. O czym się rozmawia w szpitalu? No tak, głupie pytanie.

- Dlaczego tu siedzisz? - zapytałem z nadzieją, że go nie urażę.

- Jestem poważnie chory i co miesiąc jeżdżę do szpitala na kilka dni. Tak naprawdę za każdym razem jest to inna placówka, ponieważ wciąż się przeprowadzam. W różnych miejscach kraju są prowadzone poszczególne leczenia i operacje. - niezły z niego gaduła. Zaczął opowiadać o sobie jak na spowiedzi. Chyba zauważy jak uśmiecham się sam do siebie z tego powodu i przerwał. Policzki zarumieniły mu się, po czym zrobił się smutny.
Zrozumiałem dlaczego.

- Nie, spoko, to nic wielkiego. Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie. Tata od pewnego czasu ma problemy z alkoholizmem. - odparłem i spojrzałem się w sufit. Cały czas leżałem na tym niewygodnym łóżku, gdyż chłopak zajmował sąsiednie i nie musiałem z niego chodzić. Zapadła cisza, a ja nie patrzyłem na Erena. Nie miałem ochoty już gadać. Z reguły nie rozmawiam zbyt dużo i daję krótkie odpowiedzi. Nie lubię ludzi. Nie lubię kontaktu z nimi. Są fałszywi, egoistyczni oraz sztuczni. Zbyt wiele nauczyłem się od życia.

- Współczuję Ci. - mruknął Eren po bardzo długiej ciszy. Zaskoczyło mnie to bardzo.

- Nie ma czego współczuć. To Ty jesteś poważnie chory. - westchnąłem.

Chłopak zamilkł i odwrócił się na drugi bok. No tak, przyzwyczaiłem się do tego, że nikt nie chce ze mną rozmawiać. Taki już mam charakter.
W sumie nawet nie zauważyłem, kiedy zasnąłem. W szpitalach jest tak nudno, że nie można robić nic innego jak spać.

*Eren*

Levi. Ciekawe imię. Tak samo jak ten chłopak. Na pierwszy rzut oka wydawał się bardzo zamknięty. Blady, z dobrze wyeksponowanymi kościami policzkowymi i obojczykiem. Czarne włosy, kobaltowe oczy i charakterystyczny tunel w jednym uchu. Nie rozumiem czemu, ale od razu polubiłem tego chłopaka.

Kiedy w końcu rozpoczęła się rozmowa moje nastawienie zmieniło się. Zimny, oschły i sarkastyczny. Nie, z takimi ludźmi nie warto się zadawać. Pewnie będzie mnie wykorzystywał jak mój poprzedni "przyjaciel", który był do niego podobny. Z resztą, co ja mogę mówić, nie wiem nic o Levi'u... Może nie jest taki zły jak mi się wydaje?

Gdy nadszedł wieczór rodzice przyszli mnie odwiedzić. Jak każdego wieczora, przez najbliższy tydzień. Matka Levi'a również przyszła go odebrać. Widać, że bardzo się kochają. Płakała z powodu zachowania męża i stanu syna. Jednak nie był on poważny, gdyż tego samego wieczoru Levi opuścił szpital. Kiedy wychodził drzwiami spojrzał na mnie, a ja w ostatniej chwili pomachałem mu na pożegnanie. Czemu nie?
Chłopak zareagował jednak inaczej niż się spodziewałem. Zamiast odmachać lub wysłać uśmiech ten spojrzał na mnie z odrazą i wyższością.

Nie lubię go.

(a/n) wiem, rozdział beznadziejny, ale później jest lepiej.

żartuję, nie jest lepiej. naprawdę, nie czytajcie, puki nie poprawię.

drugie odbicie [ereri/riren] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz