- Jesteśmy skarbie i mamy dla Ciebie niespodziankę! - krzyknęła moja mama stojąc u drzwi. W czystych i suchych ubraniach zszedłem na dół, gdzie nawzajem się przywitaliśmy.
- Co to takiego? - zapytałem niezbyt zainteresowany. Strasznie mnie rozpuszczali i próbowali ukryć problemy takie jak moja choroba właśnie za pomocą prezentów.
- Sam zobacz! - pisnęła radośnie i wręczyła mi do ręki kolorową torbę. Niechętnie wziąłem ją i położyłem w salonie, czekając, aż rozbiorą się i do mnie przyjdą. Gdy już wszyscy znajdowaliśmy się w owym pokoju, sięgnąłem do torby, kątem oka widząc, jak rodzice się cieszą. Wyjąłem z niej pudełko opakowane we wzorzysty papier zawinięty wstążką. Już domyśliłem się co to jest i nie byłem zadowolony. Przy rodzicach jednak uśmiechnąłem się, aby myśleli, że to co dla mnie robią sprawia mi wielką radość.
Powoli odwinąłem wstążkę i rozerwałem papier. W środku znajdowała się gra komputerowa, która, z tego co wiem, jest ostatnio dość popularna. Wydaje mi się, że nie jest specjalnie droga, jednak ma dobrej jakości grafikę, przez co działa na niewielu komputerach. Na ostatnie urodziny dostałem właśnie komputer, którego ustawienia zgadzały się z tymi z gry.
Opanowałem już sztuczny uśmiech, który pokazuje, jakbym naprawdę się cieszył. Użyłem go więc na rodzicach.
- Dziękuję! - krzyknąłem rozweselony i przytuliłem rodziców. - Z jakiej to okazji?
Oni wymienili tylko spojrzenia.
- B-bez okazji... - wyjąkała mama i uśmiechnęła się. - Czasem trzeba zrobić dla syna coś dobrego bez powodu.
Zaśmiałem się i pokazałem, że rozumiem o co chodzi.
- Skoro już o mnie mowa... Mogę prosić o przysługę? - zapytałem dość nieśmiało. Wbrew pozorom rodzice uradowali się, że w końcu ich o coś proszę, a nie tylko unikam. - Mój... przyjaciel ma ostatnio problemy finansowe. To dobry chłopak, od razu się zaprzyjaźniliśmy. Pokazał mi co i jak w nowej szkole i wspierał w trudniejszych chwilach. Co prawda znamy się tylko trzy miesiące, ale chciałbym mu pomóc.
Mama spojrzała na mnie, nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi.
- A gdzie w tym nasza rola? - zapytała spoglądając na tatę i niedbale poruszając się na sofie.
Nie potrafię prości o nic ludzi.
- No wiecie... Skoro macie tyle pieniędzy... - zacząłem, ale nie potrafiłem skończyć. W brzuchu zaczęło mnie skręcać, a twarz zrobiła się cała czerwona.
- Chyba sobie żartujesz..! - oburzyła się mama. - Ciężko pracujemy, aby sprawić ci jak największą radość i jak najszybciej wyleczyć, a Ty chcesz, abyśmy te ciężko zarobione pieniądze oddali jakiemuś obcemu chłopakowi, który nie jest dość odpowiedzialny, aby spłacić swoje długi?! - spojrzała na mnie wrogo, a ja zacząłem żałować, że w ogóle o to zapytałem. Spojrzałem na nią tylko z pode łba i mocniej zacisnąłem pięści.
- Ale radość sprawilibyście mi właśnie tym...
- Nie. Nie ma mowy. Pieniędzy nie pożycza się od tak.Chyba nie jesteś jeszcze odpowiednio dojrzały, aby to zrozumieć. - rzuciła rozgniewana, wstała z sofy i wyszła z pokoju. Tata spojrzał na mnie współczująco, wiedział, że jeśli mama się nie zgadza, on nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie. Również wstał i poszedł do mamy, aby ją pocieszyć.
Okej. Mama się nie zgodziła. Muszę się z tym pogodzić, ale... obietnica to obietnica. Co ja teraz powiem Leviemu..? Ehh, nie jestem z osób, które otwarcie przyznają się jak bardzo się myliły.
Jest mi okropnie głupio, nie tylko przy Leviu, ale i mamie. Jak ja się teraz do nich odezwę?
Nie miałem ochoty na nic innego, jak odizolowanie się od innych osób i odetchnięcie świeżym powietrzem. Wziąłem z pokoju telefon oraz słuchawki, poszedłem do przedpokoju i szybko wciągnąłem buty. Wyszedłem z domu rzucając tylko krótkie "niedługo wrócę". Wbiegłem na chodnik i powoli zacząłem iść w kierunku pobliskiego parku. Włożyłem do uszu małe głośniczki i włączyłem muzykę. Wszedłem na facebook'a, a później Messenger'a. Zauważyłem, że napisał do mnie Levi. Włączyłem wiadomość.
"Spotkajmy się. Pilnie. Będę czekał w parku."
W parku? Właśnie do niego szedłem. Tylko nie rozumiem dlaczego pilnie. Czyżby coś mu się stało?
Momentalnie moje ciało przeszły dreszcze. Nic mnie tak nie niepokoiło, jak słowo "pilnie" od strony Levia. Tyle złych rzeczy mogło mu się stać - od pobicia przez ojca, przez narkotyki, aż do wypadku samochodowego. Nie wiedziałem, która z możliwości była najbardziej prawdopodobna. Jedyne, czego pyłem pewien to to, że nie spotkam chłopaka w idealnym stanie.
Zacząłem biec w kierunku parku. Levi napisał do mnie pół godziny temu, czyli tyle czasu, ile zająłby mu dojazd do wyznaczonego miejsca. Chyba, że był tam już wcześniej. Przyspieszyłem, aby jak najszybciej znaleźć się tam, gdzie muszę być.
Wbiegłem przez dużą bramę. Byłem cały zdyszany i oparłem się o mur. Rozejrzałem się, jednak nigdzie nie ujrzałem chłopaka. Było ciemno, o tej porze niewielu ludzi wychodzi z domów. Co jakiś czas można było zobaczyć osoby wprowadzające psa na spacer lub pary po romantycznej kolacji. Wszedłem do środka, spoglądając w każdym kierunku. Szukałem szczupłej postury młodego chłopaka, zapewne ubranej w ciemne ubrania. Niestety nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Ruszyłem dróżką i jedynym, na kogo natrafiłem, był bezdomny śpiący na ławce. Niestety zajmował jedyną, a ja byłem bardzo zmęczony. Usiadłem na samym końcu i spojrzałem na jego twarz.
- Levi!? - wrzasnąłem jak poparzony. Jak mogłem pomylić go z jakimś menelem?! Chłopak drgnął i zleciał na ziemię.
- Ała... - zaczął masować sobie głowę i powoli spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. - Pojebało Cię?
- P-przepraszam... - jęknąłem. W świetle latarni Ackerman wyglądał naprawdę strasznie. Nagle przypomniał mi się cel naszego spotkania. - O co chodziło z tą wiadomością? - zapytałem z jeszcze większym przerażeniem.
- Ehhh... - westchnął i usiadł na ławce obok mnie. Przez to całe zamieszanie bluza lekko odkryła jego obojczyk.
- C-co... - tyle tylko byłem w stanie z siebie wydusić. Drżącą ręką wskazałem na ogromnie posiniaczony element ciała.
- Powód naszego spotkania. - odparł i zakrył rany.
- Przecież twój ojciec...
- Nie nazywaj go moim ojcem. Zdradził moją rodzinę, nigdy mu tego nie wybaczę. Poza tym, to nie on.
- W takim razie kto...
- Nie wiem kim dokładnie był. - Levi znów mi przerwał. I dobrze, i tak nie wiedziałem co powiedzieć. - Ale to chyba jakiś mężczyzna wynajęty przez ludzi, którym dłużni jesteśmy pieniądze. - warknął i zaczął grzebać w ziemi butem.
- Ohh... - wydusiłem. Nie miałem pojęcia jak mu pomóc. - Twoja mama wie?
- W tym właśnie tkwi problem. Ona nie może się dowiedzieć. - rzekł, naciskając na drugie zdanie. - Jeśli dowie się, że obrywam za "jej problemy" nigdy sobie nie wybaczy i nie wiem, co będzie w stanie zrobić... - rzucił załamanym głosem.
- Wszystko będzie dobrze. - wydukałem, chociaż nie mogłem mu tego obiecać. Widząc jednak jego aktualny stan, nie mogłem patrzeć mu w oczy. Przysunąłem się trochę bliżej i położyłem głowę na jego ramieniu.
- Co Ty robisz..? - warknął, a ja tylko się uśmiechnąłem. Położyłem swoją dłoń na jego. Wszystko będzie dobrze, powtarzałem w myślach. - Ogarnij się. Wyglądamy zbyt gejowsko.
- Co w tym złego? - zapytałem się i zamknąłem oczy.
CZYTASZ
drugie odbicie [ereri/riren] ✓
Hayran Kurgu[książka ma niski poziom, pisałam ją daaawno temu. proponuję poczekać, aż poprawię rozdziały, bo prawdopodobnie aktualna wersja wam się nie spodoba] ❝to dziwne, ale wystarczyło jedno ciepłe spojrzenie jego oczu, a na twarzy znów pojawiał mi się uśmi...