#4 Zaraz spóźnimy się na rytuał.

60 5 4
                                    

- Trzeba obmyć rany, chodź ze mną. - brunet puścił mnie i pocałował w czoło. Potem poszedł za siostrą.

Nudziło mi się więc postanowiłam się z kimś zaprzyjaźnić. Lepiej jest mieć kilku przyjaciół, którzy mogą ci pomóc. Odeszłam od wyspy kuchennej i poszłam do ogrodu. Pod drzewem siedziała ładna dziewczyna. Na oko była w moim wieku. Miała czarno-białe ombre i była ubrana w sukienkę w kwiatki. Podeszłam do niej.

- Cześć. Co robisz tutaj sama. - powiedziałam.

- Luna? Przepraszam. - dziewczyna ukłoniła mi się.

- Mów mi po prostu Alice.

- Ja jestem Jo. Miło, że nasz alfa wreszcie znalazł sobie przeznaczoną. -na te słowa dziewczyna zakryła sobie ręką usta. - Obiecaj, że nie powiesz alfie, że ci powiedziałam. Zabił by za to nawet swoją siostrę, a co dopiero mnie. Obiecujesz?

- Tak. - powiedziałam choć trochę nie byłam pewna mojej odpowiedzi. - Idę zobaczyć co tam u Josha. - dziewczyna znowu zakryła usta ręką. - Coś źle powiedziałam? - zapytałam trochę zdezorientowana.

- Alfa pozwala ci mówić po imieniu? - popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.

- Tak. To źle, że tak mówię?

- Jeśli ci pozwala to chyba nie. - uśmiechnęła się do mnie szczerze.

Pożegnałam się z nią i odeszłam. Weszłam do domu. Alfa krzyczał na wszystkich nie wiadomo o co. Trochę się go wystraszyłam. On z początku mnie nie zauważył lecz po chwili trafił na mnie wzrokiem. Podbiegł do mnie i mocno przytulił.

- Gdzie ty byłaś? - powiedział to z takim przejęciem, że ciarki przeszły mi po plecach. - Wiesz jak się o ciebie martwiłem. Dobrze, że przyszłaś. Jakbyś się spóźniła o kilka minut, połowa mojej watahy nie żyłaby już. -powiedział lekko się uśmiechając.

- Można powiedzieć, że uratowałam im życie. - zaśmiałam się, a on zaraz po mnie.

- Widzę, że humor ci dopisuje. - powiedział to i lekko prychnął.

- Aż za dobrze. - uśmiechnęłam się szeroko.

- Szykuj się. Jutro będziesz przydzielona do jednej z watah. Wtedy wszystko ci wyjaśnię. - szczerze, byłam mega ciekawa o co chodzi z tą Luną i wszystkim innym.

Była godzina 14:00, a ja straszliwie się nudziłam. Nie chciało mi się oglądać telewizji, a wszystkich nie wiadomo gdzie wywiało. Byłam bardzo zmęczona po nocnym incydencie, więc postanowiłam, że położę się spać.

Obudziło mnie zamykanie drzwi i uginanie się materaca obok mnie. Lekko uchyliłam oczy, żeby coś. zobaczyć. Tak jak myślałam, to był nie kto inny jak Josh. Położył się obok i odgarnął mi niesforny kosmyk włosów opadający na moją twarz. Objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Poczułam ciepło jakie od niego biło. Było mi bardzo przyjemnie. Od razu zasnęłam.

Obudziłam się o godzinie 7:00. O dziwo nie miałam koszmarów. Alfy obok mnie nie było, co świadczyło o tym, że już wstał. Podeszłam do szafy i wybrałam zwykłą czarną bluzę z kapturem, a do tego czarne spodnie z dziurami. Zeszłam po schodach do kuchni. Tam zobaczyłam Becky, która robiła naleśniki.

- Cześć. Co robisz? - zapytałam chociaż znałam odpowiedź

- Dzisiaj wielki dzień, więc pomyślałam, że będzie miała ochotę. - uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.

- Dziękuję. A jak będzie wyglądać ten rytuał? - zapytałam, bo tak szczerze trochę się bałam.

- Do miski nalejemy trochę wody ze źródła wilkołaków potem zrobimy małe nacięcie na twojej ręce, tak żeby poleciała ci krew. Trochę nakapie do miski, a potem będziemy wiedzieć czy jesteś alfą, betą czy omegą. Złoty kolor to alfa, czerwony to beta, a niebieski to omega. Nie martw się, to nic strasznego. - ciekawi mnie jak to wygląda w praktyce. Czy naprawdę ta woda zmienia kolor?

Wilczy LasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz