Rozdział 4

119 8 6
                                    

Obudziły mnie jakieś krzyki, spojrzałem szybko na zegarek 4:27. Co się dzieje? Kto tak krzyczy? Czy to ta czarna postać? Krzyki przypominały mi... Katarinę? Ale czemu i skąd ona się tu wzięła? Wyjrzałem przez okno i to co zobaczyłem przeraziło mnie.... Była to właśnie ona, walczyła z tą istotą, która mnie nawiedza. Widać było, że sobie nie radzi, dlatego szybko wyskoczyłem z okna, zsunąłem się po drzewie i biegłem w jej stronę, aby jej pomóc.

Po chwili byłem przy niej, wyciągnąłem miecz i razem próbowaliśmy pokonać tą postać. Mieliśmy nad nią przewagę i ona to dobrze wiedziała... Zanim zdążyliśmy ją obezwładnić uciekła... Po prostu wstała i pobiegła w stronę lasu. Nie pomyślałem nawet, by za nią biec, bo najważniejsza była Katarina.

- Nic Ci nie jest? Co tu się stało?

- Nie... Nic mi nie zrobił... W sumie to nie wiem co się stało, ani kim on był...

- To może wejdziesz do mnie. Mieszkam tuż obok. Trochę się uspokoisz i opowiesz mi o wszystkim...

- No właściwie... Dlaczego nie? - lekko się uśmiechnęła.

W jej oczach jednak był strach, a jej włosy były roztrzepane. Wyglądała słodko. Może nie powinienem tak myśleć, bo przecież ona mnie nienawidzi. Ta świadomość mnie przeraża... Moje przemyślenia przerwała Katarina, która niespokojnie ruszyła głową.

- No to chodźmy - oplotłem Katę ramieniem i ruszyliśmy w stronę mojego domu.

Zatrzymaliśmy się pod drzwiami. Podczas gdy ja męczyłem się z ich otwarciem, bo w końcu były zamknięte od środka, a ja wyskoczyłem przez okno, Kata spojrzała w moją stronę i powiedziała:

- Dziękuję, nie wiem co by było gdyby nie Ty... Nie wiem co on ode mnie chciał... - mówiła coś jeszcze, ale ja już nie słuchałem. Rozpływałem się w jej słowach, w końcu nie często słyszę od niej podziękowania.

- Nie ma za co... - mruknąłem bardziej do siebie niż do Katy.

Gdy nareszcie udało mi się otworzyć drzwi. Wpuściłem ją pierwszą do środka. Kiedy byliśmy w przedpokoju spojrzałem przelotnie na dziewczynę. Była piękna. Rozglądała się dookoła. Zaprosiłem ją do salonu i zapytałem, czy chciałaby się czegoś napić. Odpowiedź była twierdząca, więc udałem się do kuchni zaparzyć herbatę. Po kilku minutach wróciłem do salonu z dwoma kubkami gorącego napoju.

Zastałem Katę siedzącą na kanapie. Podałem jej jeden z kubków, a drugi odstawiłem na szklany stolik, po czym przysiadłem się do Katariny. Patrzyłem na nią, podczas gdy ona wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą.

- A skąd w ogóle wzięłaś się sama w lesie o tej porze? - spytałem zaniepokojony.

- No... Pokłóciłam się z rodzicami, więc postanowiłam udać się do naszego domku w lesie, ale przechodząc koło twojego domu, ta "osoba" wyskoczyła na mnie z krzaków, po chwili bicia się z nią ty przybiegłeś mi pomoc - spojrzała na mnie, i ucichła.

Po chwili milczenia dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Byłem jak w transie. Powoli przybliżyłem twarz do niej. Ona nie reagowała. Już nie wytrzymałem i złączyłem nasze usta w pocałunku. Był krótki, ale przepełniony moimi uczuciami do niej. To był jeden z lepszych momentów w moim życiu, o ile nie najlepszy. Oderwaliśmy się od siebie, ale nie na długo. Gdy tylko złapaliśmy oddech znów złączyliśmy nasze usta. Powoli zszedłem pocałunkami na jej szyję.

-Garen, proszę, przestań... - usłyszałem słodki głos Katariny. Zgodnie z jej prośbą odsunąłem się od niej i spojrzałem jej w oczy - Ja nie mogę... Przepraszam, będzie lepiej jak już pójdę... - po dosłownie kilku sekundach była już ubrana i gotowa do wyjścia. Podszedłem do niej i powiedziałem:

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 27, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zakazany Kwiat LotosuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz