12. Wyczuwam spisek - ktoś próbuje mnie otruć.

952 66 4
                                    

Tak to już jest z nami, że pomagamy sobie wzajemnie, a na spłatę długu nie musimy czekać zbyt długo. Znienawidzona Gryfonka i Nietoperz z Lochness. Teraz, gdy widzę czerniejące żyły lewego przedramienia mojego byłego profesora, mam ochotę załamać ręce. Po prostu się poddać. Ale powstrzymuje mnie coś w jego spojrzeniu... jakby iskierka nadziei, na którą jest chyba za późno.

- I co mam teraz z tobą zrobić, Snape? - warczę. - Przecież doskonale znasz powód swoich cierpień, którego nie chcesz wyjawić. A znajomość klątwy, którą łaskawie ugodził cię Czarny Chłam byłaby niezmiernie pomocna.

Taką zawziętość widoczną na twarzy, wcześniej widziałam tylko i wyłącznie u Harry'ego. Mistrz Eliksirów zaciska zęby z bólu, a ja mam ochotę mu przywalić. Oczy ma zmrużone i patrzy na moje ręce, jakby były czystą magią, albo przynajmniej Orderem Merlina. Chociaż w jego przypadku byłaby to pewnie śledziona kappy...

Zaklęcia diagnozujące potwierdzają moje przypuszczenia. Ręka nadaje się wyłącznie do utylizacji.

- Zrób wszystko, Granger - mówi cicho, z trudem, lecz wyraźnie. - Mam już dość tego wszystkiego.

- To powiesz mi, czym cię ugodził Voldi?

To by pomogło. Znalazłabym dla ciebie pierdolone antidotum, ty skryty w sobie człowieku. Czy choć raz nie mógłbyś być z kimkolwiek szczery? Może jesteś ode mnie dwa razy starszy, ale daj spokój. Mamy wojnę, teraz już nic się nie liczy. I tak nie zwracam się do ciebie per pan, więc po co ta farsa? Głupie udawanie. Nawet z Malfoyem się ostatnio nieźle dogaduję.

- Snape, do cholery! Severusie pieprzony!

- Nigdy w życiu. I nie pierdol, bo dzieci z tego będą.

- Bardzo śmieszne.

A więc decyzja jest tylko jedna.

- GINNY! - krzyczę, a gdy ona po niecałych dwudziestu sekundach budzi się ze swojego snu, stawiam ją na nogi. Tej dziewczyny nic nie potrafi dobudzić. A jednak niemożliwe stało się możliwe.

- Co się dzieje?

Wzdycham.

- Leć po piłę i spirytus. A także coś przeciwbólowego. Będziemy ciąć.

- Ale co ty... - Jej wzrok pada na siedzącego na moim łóżku jegomościa. - Dobry wieczór, panie profesorze.

- I widzisz, Granger? Nawet panna Weasley potrafi odnosić się z szacunkiem do starszych, oczywiście pomijając jej niewyparzoną gębę - zauważa Snape.

- Coś się pan profesor dzisiaj rozgadał. Czyżby to wpływ Hermiony?

- Minus dwadzieścia dla Gryffindoru.

Ginny podskakuje.

- I tu pana mam! Już mnie pan nie uczy! A ty - zwraca się do mnie szeptem - zawsze możesz go wykastrować.

Nie. Już to robiłam i mi się nie podobało. Czułam tylko dziką satysfakcję.

- I na szczęście. Jeśli wojna się skończy, to rzucam tę pracę w cholerę. A ty jutro robisz też mój przydział.

- GINNY. Do. Piwnicy. Won. - Wskazuję jej dłonią drzwi.

- Ale co będziemy ciąć? Snape'a tłuste włosy?

Prycham.

- Innym razem. Później ci opowiem. I zawołaj przy okazji Remusa.

I czekamy z profesorkiem całe dwie minuty na rozwój wydarzeń. Wpada Malfoy, więc rodzinne razem wypalają moje szlugi. Oglądają rękę Snape'a, ale ten ani piśnie. Dracze wymiotuje. Spokojnie, mój dywan wchłania wszystko, jak leci. Potem gościmy Remusa, McGonagall i Mendesa. Naprawdę nie rozumiem, skąd Lupin ich wytrzasnął. Tonks z okazji wyproszenia mnie z pokoju, rzuca mi się na szyję ze słowami: "Będziemy mieli syna!", cała uradowana. Miała dzisiaj badania u Poppy.

Majestat | SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz