Rozproszenie

2.5K 176 51
                                    

Harry uniósł brwi, nie wierząc własnym uszom.

– Zwariowałeś, Malfoy? – wydusił z siebie. – To nie takie proste! Jeden błąd i możesz źle skończyć! – Harry nie miał pełnej wiedzy na temat animagii. Syriusz nie zdążył mu jej przekazać. Obawiał się, że może im się coś stać.

Draco zacmokał.

– Chyba mnie nie zrozumiałeś, Potter – rzekł miękko. – Nie masz wyboru. Musisz mnie nauczyć. – Twarz Draco wykrzywił czarujący uśmiech.

Harry zazgrzytał zębami. Z uśmiechem Ślizgon wyglądał prowokująco dla jego pięści. Już nie było mu do twarzy.

***

To chyba ułatwia sprawę, pomyślał Harry ponuro po powrocie. Miał zamiar właśnie rozmawiać z Malfoyem, lecz... wszystko zostało powiedziane. Wyspa przyniosła mu jedynie kolejny problem. Potrząsnął głową, nie wierząc, że właśnie miał kolejną sprawę do załatwienia.

Umówili się w Pokoju Życzeń po kolacji, zaczynając od jutra. Teraz jednak Harry poszedł do pokoju wspólnego Gryffindoru, aby spędzić czas z przyjaciółmi. Nie chciał ich zamartwiać. Może akurat posiedzenie z nimi dobrze mu zrobi? Przydałaby mu się chwila rozluźnienia.

Zszedł do salonu i poszukał Rona i Hermiony w małym tłumie. Jak zwykle zajęli siedzenia przed kominkiem. Uśmiechnął się, ruszając w ich kierunku, lecz zaraz przystanął – nie byli sami. Obok Rona siedziała Ginny, która wtulała się w Hermionę. Sądząc po targających nią spazmach, płakała.

Zagryzł wargę. Poczucie winy urosło w nim, ściskając serce. Nie chciał, żeby tak wyszło. Nie miał jednak wpływu na decyzje podjęte odgórnie przez Dumbledore'a, który mieszał się, gdzie tylko mógł.

Zrezygnował z podejścia do nich. Po rozmowie z Malfoyem nie miał sił na kolejną konfrontację. Psychicznie czuł się fatalnie. Westchnąwszy, zawrócił do dormitorium. Miał jeszcze parę miesięcy szkoły – wystarczająco dużo czasu, aby nadrobić ewentualne zaległości.

Położył się na łóżku, zasłoniwszy zasłony. Założył ręce za głową. Cholera, czemu jego życie było tak skomplikowane? Westchnął. Jeszcze jedna sytuacja i sam rzuci na siebie avadę.

Powinien założyć zeszyt, w którym pisałby ewentualne rozwiązania. Nie, żeby miał teraz głowę do wymyślania takowych. Zbyt wiele wydarzyło się w bardzo krótkim czasie.

Przewrócił się na brzuch i sięgnął po podręcznik do transmutacji. Rzuciwszy lumos, czytał tematy, które już przerobili na zajęciach z McGonagall. Teraz teoria wydawała mu się bardziej zrozumiała. Prawdopodobnie był to efekt wcześniejszego przećwiczenia w klasie.

Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a potem ciężkie kroki. Kiedy ciało uderzyło o łóżko, poznał w nim Rona, ale tylko dlatego, że on jeden miał łóżko niemalże przy drzwiach.

Najciszej jak potrafił, odłożył książkę i przewrócił się na plecy. Powinien pójść już spać, jeśli rano chciał nadawać się do życia. Podejrzewał, że od jutra jego chęci do wszystkiego znacznie zmaleją. Głównie, jak można było się domyślić, przez Draco Malfoya.

Oblizał usta, po czym westchnął.

Nie powinien już drążyć. Stało się, trudno. Musiał z tym żyć. Czy chciał, czy też nie. Z tą myślą zasnął.

***

Bardzo niechętnie wstał. Śniadanie zjadł w milczeniu, ponuro wodząc wzrokiem po Wielkiej Sali, starając się nie zatrzymywać na nikim. Szczególnie nie na Malfoyu, który co chwila rzucał mu ukradkowe spojrzenia i uśmiechał się wyzywająco. Ron z Hermioną próbowali nawiązać z nim jakąkolwiek rozmowę, lecz ich próby spełzły na niczym; Harry zwyczajnie ich ignorował, wbijając wzrok w talerz.

Serpent among Lions || drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz