12.

978 32 2
                                    

    Są w życiu takie momenty, kiedy chcesz jak najszybciej wskoczyć pod prysznic, ale tak bardzo ci się nie chce i śpisz dalej. Tym bardziej, że wiesz, iż twoją pierwszą przeszkodą jest skacowany,umięśniony i przystojny koszykarz, leżący na twojej klatce. Przystojny, ale nadal ciężki. Po około dwudziestu minutach przemyśleń postanowiłam zmierzyć się z ciężarem.

-Jace...- potrząsnęłam jego ciałem. - Jace, przesuń się. -próbowałam zrzucić z siebie jego rękę, ale nawet ona była zaciężka. - Cholera jasna, Jace!- krzyknęłam i z całej siły zepchnęłam go z siebie. On tylko ułożył się na plecach i niezrozumiale mruknął coś pod nosem.

Okay. Idziemy.

Już się podnosiłam, byłam po drugiej stronie łóżka, gdy on przewrócił się na bok, chwytając mnie pod ramię.

Serio, Jace?

Postawiłam na drugi sposób.

-Kochanie...chcę iść się umyć. Jest już po jedenastej. Ty też powinieneś.

-Mhm. - chłopak miał totalnie wywalone na to, co do niego mówiłam i pochrapywał dalej.

-Mówię poważnie. Pójdę się wykąpać, a potem przyniosę ci aspirynę i wodę, okay?

-Mhm. - ta. Jasne.

-Ale nie wykąpie się, jeśli nadal będziesz mnie przytulał.

-Ciii. - Naprawdę? Jeszcze mnie uciszył. Gnojek.

-Dobra, chłopaczku. - wyrwałam się z jego uścisku i stanęłamobok łóżka. - To była twoja ostatnia szansa na wspólną kąpiel. Idę sama. - odwróciłam się na pięcie i skierowałam do drzwi, chwytając po drodze ręcznik.

-Ej. Czekaj! - brunet nagle się obudził i poderwał do pozycji siedzącej. - Tss...au...- biedaczek chwycił się za głowę.

-Tak też myślałam. Wrócę za piętnaście minut. - i cmokając do niego w powietrzu wyszłam z pokoju. Ostatnie, co słyszałam to jęki skacowanego dwudziestosześciolatka.

Gdy stałam w kuchni, nalewając wodę do szklanki, weszła mama. Była jakby...dziwnie pełna życia.

-Cześć, słońce. - podeszła i dała mi buziaka w policzek. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio mój mąż tak umierał. Ale muszę przyznać, że to naprawdę uroczy widok. - uśmiechała się od ucha do ucha.

-Kac morderca nie ma serca. - do kuchni przyczołgała się również moja przyjaciółka. - Mam dość. Podasz mi szklankę? - szturchnęła mnie w ramię.

-Masz dość kaca czy...

-Męża. Mojego nieudolnego, wkurzającego i jęczącego męża. -Lisa przerwała Judy i chwyciła opakowanie aspiryny. Szurając nogami wróciła do salonu, gdzie zapewne spała jej druga połówka.

-A jak Jace? - zapytała mnie rodzicielka.

-Mogło być gorzej. Serio. - odpowiedziałam i wyszłam w kuchni.

Kiedy otworzyłam drzwi pokoju, chłopak siedział na łóżku mokry, w samym ręczniku.

-Proszę. - podeszłam do niego i usiadłam obok.

-Dzięki. - wypił wodę jednym haustem.

-Zostajemy dzisiaj w domu, co? Trochę się rozpadało.

-Możemy. Ale chciałbym się przebrać. - cmoknął mnie w polik i wstał, by ubrać bokserki.

-Pójdę z tobą.

-Dobrze. - odparł z zadziornym uśmieszkiem. - Pójdziemy do domu i...- przybliżył się do mnie, opierając ręce o kant łóżka po obu stronach moich bioder.

-I..?

-Będziemy mieli cały dzień dla siebie. - zniżył głos i szepnął mi do ucha. Nie powiem. Przeszły mnie ciarki. Jak za każdym razem.I to było bardzo pociągające.

-Dobrze. - wyszeptałam w jego usta. - Zatem chodźmy.


Z hukiem zamknął drzwi wejściowe i pchnął mnie na ścianę.Byliśmy cali mokrzy, bo na dworze rozpadało się na dobre. Wziął mnie na ręce i zaprowadził po schodach do sypialni. Jego koszulka wylądowała na podłodze, tak jak po niej moje spodenki. Uniósł mnie, po czym siedziałam na jego kolanach. Ściągnął ze mnie koszulkę i popchnął na plecy. Leżał nade mną, opierając się na łokciach. Całował i ssał każdy skrawek mojego dekoltu. Jego druga ręka chwyciła moją nogę i ścisnął moje udo.

-Mieliśmy się przebrać. - powiedziałam ciężko dysząc.

-Przebierzemy się później. - odparł i ponownie wpił się w moje usta z wielką pasją.

Chciałam go już, teraz, w tamtej chwili. Nie liczyło się nic więcej. Tylko ja i on.

My.

Chłopak Z NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz