Ruszając za jeszcze świeżym śladem Bucky'ego - w postaci dymiących się zgliszcz po bazie Hydry - spodziewali natknąć się na grupę uderzeniową wrogą. Jednak niekoniecznie aż tak dużą. I niekoniecznie prowadzoną przez Rumlova, byłego członka S.T.R.I.K.E., który miał wszystkie ich taktyki w małym paluszku. W wspomnieniach Steve'a zapisał się nie tylko jako bardzo dobry agent, ale i człowiek, który po misji wertował wszelkie raporty S.H.I.E.L.D., rozgryzając wszelkie błędy i niedociągnięcia. O niektórych często informował samego Kapitana. Dlatego też rozszyfrowanie ich pozycji nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Rumlov... Choć może Steve powinien w końcu zacząć nazywać go Crossbones, bo Brock Rumlov zginął dawno temu przeżarty przez cichy, wężowy szept Hydry. Teraz był już tylko pałającą nienawiścią maszyną do zabijania.
Zaszliby ich od boków, tworząc wąskie gardło, potrzask, z którego prawdopodobnie nikt nie uszedłby żywy. Uratowało ich przeczucie Nataszy, które objawiło się wezwaniem Clinta. Dzięki jego szybkiej reakcji, dostrzeżeniu ruchu, zdążyli się ukryć. I nie zginąć. A przynajmniej spróbować.
Pocisk przeleciał tuż obok jego skroni. I następny. I jeszcze jeden. Chwilę później fala uderzeniowa powaliła go na kolana, pisk prześwidrował jego uszy. Uniósł się, starając się po omacku znaleźć tarczę. Nim wyczuł jej przyjemnie ciepłą powierzchnię, ktoś nadepnął mu na dłoń. Jego kości pękły z nieprzyjemnych trzaskiem, przypominającym łamanie suchych gałązek. Nie zawył z bólu, tylko dlatego, że napastnik kopnął go w szczękę drugą nogą, pierwszą wciąż miażdżył kości Steve'owej dłoni. Spróbował unieść głowę, krew zaczynała zalewać mu pole widzenia, ale poznał Crossbonesa. Dostrzegł błyszczące szaleństwem oczy, pełne palącej nienawiści. Były członek S.T.R.I.K.E. zamachnął się, jednak nim kolejny jego cios opadł na Rogersową głowę miażdżąc mu w ten sposób czaszkę, pocisk przebił pancerz na klatce piersiowej Rumlova posyłając go ziemię. Steve starał się podnieść, opuchlizna zakrywała mu już jedno oko, może miał też pękniętą szczękę. Świst pocisków nie ustawał, słyszał krzyki, jednak żadnego znajomego, więc mimo bólu poczuł ulgę. Dźwignął się na nogi i spojrzał na Rumlova. Jeszcze żył, niezgrabnymi ruchami starał się zdjąć z siebie pancerz, żeby spróbować zatamować krwotok. Nie miał już hełmu na głowie, choć Steve nie wiedział czy rozwalił go gęsty ostrzał czy też Crossbones zdjął go sam, żeby bezproblemowo zdjąć zbroję. Ruszył w jego stronę, chciał coś powiedzieć, wezwać pomoc, jednak, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały zdeformowana twarz Rumlova była wykrzywiona w zwierzęcy sposób bólem, strachem i złością.
I nagle wiele rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Crossbones wyciągnął pistolet celując nim między oczy Rogersa. W tle pikował Falcon, cały w krwi, kierując się prosto na nich, krzycząc, aby Kapitan uciekał. Za nim rozbłyskiwały niebieskim światłem wyładowania broni Nataszy, ale on patrzył tylko na Rumlova.
Czyste szaleństwo.
Widział jak palec na spuście zaczyna się zginać, wszystko zwolniło, hałas rozciągnął się w niezrozumiały szum, a świat jakby zatopił się w płynnej żywicy. I nagle na czole Crossbonesa pojawiła się czerwona kropka, po czym krew bryzgnęła na Steve'a, oczy Rumlova uciekły gdzieś w górę, a były członek grupy S.T.R.I.K.E upadł na ziemię z głuchym odgłosem.
Wszystko ucichło. Został tylko on i to jeszcze ciepłe, okropnie poparzone ciało.
I kroki.
Stawiane mechanicznie w idealny żołnierskim tempie... choć nie do końca. Usłyszał to swoiste akcentowanie czwartego kroku i momentalnie się odwrócił. Przez ułamki sekund był pewny, że widzi dwie osoby – drobnego chłopca w piaskowym prochowcu oraz dorosłego mężczyznę z dłuższymi włosami, kilkudniowym zarostem i połyskującą metalicznie dłonią. Wydawało mu się słyszy szept chłopca, słowo „znaleźliśmy", zabrzęczało w jego uszach, jednak chwilę później chłopiec znikł.
Ale on wciąż tam był.
Steve prawie zadrżał na ten widok.
- Bucky.
Barnes szedł w jego kierunku z uniesionym karabinem. Wydawało mu się, że słyszy głos Sama, Clinta, Nataszy i własny żałosny krzyk rozpaczy, gdy Bucky wciąż do niego celował.
To ja.
To ja.
To ja, dlaczego tego nie widzisz?
Wtedy, przez ułamek sekundy, znów ujrzał małego chłopca, tym razem był odwrócony do Steve'a plecami. Stał z rozłożonymi w ochronnym geście ramionami. A może to tylko przywidzenie, spowodowane przez zmęczenie i utratę krwi. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się złudzenia i gdy spojrzał ponownie na Bucky'ego, Barnes stał przed nim z wyciągniętą dłonią.
- Wróciłem Stevie.
Rogers chwycił jego rękę, chciał coś powiedzieć, cokolwiek, ale nie potrafił znaleźć słów. Złapał spojrzenie jego wesołych zielonych oczu tylko na ułamek sekundy, po czym tęczówki Barnesa ostały momentalnie zmrożone przez chłód programu Zimowego Żołnierza, a Steve padł na ziemię zdzielony kolbą w głowę.
CZYTASZ
Ciasto ze śliwkami.
FanfictionSteve postanawia odnaleźć Bucky'ego i za wszelką cenę wrócić mu wspomnienia. Rozdziały co wtorek.