VII ♥

930 41 84
                                    

DOSTAŃCIE RAKA OD TEGO WYBORU MUZYKI XD (chociaż chciałam wcześniej dać "Miracles in December" EXO ale stwierdziłam, że w sumie już sram świątecznymi piosenkami + co prawda mówiłam już o tym, ALE: kursywa w dialogu = japoński/inny język.

I tradycyjnie - pogrubiona czcionka = notki ode mnie.

I TEN ROZDZIAŁ JEST DŁUGI FCHUJ, FASTEN JOR SITBELTS END ENDŻOJ :D

edit po napisaniu: Tak, to, że Hanamura jest na Hokkaido to taki mój headcanon, no. DLA NIEKUMATYCH TO TA WYSPA NAD HONSIU. NO. I JEST TAM DOSYĆ CHŁODNO ZIMĄ. I SĄ TAM TAKIE NIBY GÓRY. NO.

p.s krzyk Tylera to życie.
p.s.s CZEMU TA PIOSENKA KOJARZY MI SIĘ TAK W 20% Z SHIMADACEST. PRZECIEŻ TEN SZIP TO 69696969% GRZECHU. (może przez wers "tell our dad I'm sorry").

***

Hanzo znów siedział leniwie za ladą w swoim barze z ramen. Jak zwykle, nie miał zbyt wielu klientów. Westchnął, gdy obok przeszedł za chudy jak na swoją rolę Święty Mikołaj rozdający ulotki. Przytłaczała go ta cała "magia świąt", może dlatego, że nigdy jej nie czuł. Gwiazdka zawsze kojarzyła mu się jedynie z prezentami, które i tak nie zawsze są trafione, wyprzedażami, kiczowatymi dekoracjami i wisienką na torcie żenady - kurimatsu keki (japoński torcik z baaaardzo dużą ilością bitej śmietany, z truskawkami, strasznie słodki) którego całym sercem nie znosił. Nawet nigdy nie zaznał do końca faktu, że w święta zbiera się cała rodzina...

Czyli streszczając - Hanzo Shimada nie przepadał za świętami. Ale w tym roku wyjątkowo ich wyczekiwał, bo przecież miał spędzić je z Jesse'm. Aż się lekko uśmiechnął, gdy o tym pomyślał. Miał wylatywać dziś, późno w nocy. Nie mógł się doczekać, miał już dosyć rozmawiania z McCree jedynie przez internet, i to niezbyt często, bo rozmawiali co najwyżej trzy razy w tygodniu.

Bardzo satysfakcjonował go fakt, że tym razem mają z kowbojem jakikolwiek kontakt. Robiło mu się aż ciepło na myśl, że mimo wszystko Jesse w ogóle o nim myślał. Było to coś... stosunkowo nowego dla Hanzo. Jakoś nikt w jego rodzinie (no, może poza Genjim) specjalnie się nad nim nie rozczulał. Właściwie jego dzieciństwo skończyło się, gdy miał zaledwie sześć albo siedem lat... Na wspomnienie swoich szczenięcych lat aż ciężko i przeciągle westchnął.

- Skończyłem! - wydarł się Genji z kuchni, odkładając ostatni talerz na suszarkę, przy okazji wyrywając tym Hanzo z rozmyślań - Nie obraziłbym się za tysiąc jenów w ramach podziękowania!

- Chyba śnisz - zaśmiał się jego brat i przyłożył mu lekko z ręcznika kuchennego - Tobie się należy co najwyżej ze sto, darmozjadzie.

- I tak bym nigdzie nie dostał pracy - prychnął zielonowłosy - Nie nadaję się do takiej harówki.

- Ta, po prostu jesteś leniwy - skwitował go brat, na co chłopak wybuchnął śmiechem.

- To też fakt - odparł, rozbawiony, a po chwili westchnął- Dobra, zamykajmy, i tak dzisiaj już nikt nie przyjdzie.

- Masz trochę racji - mruknął Hanzo, wywieszając na drzwi tabliczkę z napisem "zamknięte" - Chodźmy już. Męczy mnie to.

- Mam wrażenie, że ciebie wszystko męczy - westchnął Genji pod nosem. Czarnowłosy puścił to mimo uszu. Nie chciał jak zwykle popsuć atmosfery, w końcu zaledwie za kilka godzin mieli wylatywać.
Nałożył swój wełniany, czarny płaszcz oraz podciągnął szalik aż pod nos, co sprawiło, że wyglądał trochę jak czukcza i wyszedł z budynku. Na dworze było dość zimno, i co nie dziwne na wyspie Hokkaido - w tym roku znów spadł śnieg. Dużo śniegu. Było już ciemno, pomimo, że była zaledwie piąta po południu. Temperatura też raczej nie zachęcała. Już od samego patrzenia na termometr chciało się uciec do domu, schować pod kocem i zrobić kubek, albo najlepiej z cały garnek gorącej czekolady.

[OVERWATCH] A Long Time No SeeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz