IV

58 7 4
                                    

Ofelia

Coś się zmieniło w sposobie, jakim na mnie patrzył.

Wcześniej patrzył na mnie, jakbym była kimś ważnym. Traktował mnie z takim nieokreślonym dystansem, ale teraz to uczucie zniknęło. W mojej obecności przestawał się krepować, nie traktował mnie już jak kogoś, kim nie byłam. Chciałam wierzyć, że te niebieskie oczy nie kłamały, ale jaką miałam gwarancję? Mogłam polegać na jego słowach, ale nie znałam go na tyle, by mu zaufać. Nie umiałam stwierdzić, czy tamtego wieczoru, gdy chowaliśmy broń, uwierzyłam mu całkowicie. Zachowałam się głupio, nie wyrywając mu rąk. Popełniłam błąd, pokazując mu rany, ale chciałam, by ktoś je zobaczył. Może po prostu miałam nadzieję, że gdy inni zobaczą moje słabości, przestanę się ich wypierać. Nie podziałało.

Pierwsza noc była najtrudniejsza. Skręcałam się z bólu, który zdawał się rozprzestrzeniać po całym moim ciele. Czułam okropny wstyd za to, co zrobiłam. Zwątpienie nadeszło szybciej, niż się spodziewałam. Odebrało mi siły bardzo skutecznie, pozostawiając tylko bezradność. I to wrażenie, że balansowałam na krawędzi. Bałam się upadku, jednak nawet przez myśl mi nie przeszło, by się cofnąć. Nie wchodziłam w to dla samej siebie, więc widziałam innego wyjścia. Nie mogłam się poddawać. Kiedy pierwsza próba poszła mi tak gładko, wiedziałam, że w tym tkwił jakiś haczyk. Jeśli byłoby inaczej, dlaczego nikt inny tego nie praktykował? A prawda dotknęła mnie już niebawem, nie pozostawiając złudzeń. Pozostała nadzieja, że następne noce będą łatwiejsze.

Kieran nadal zerkał na mnie ukradkiem, a ja udawałam, że tego nie zauważałam. Obserwował mnie z ciekawością, a może nawet z troską? To było dziwne. Nie oczekiwałam od niego, że mnie zrozumie, ale on zrobił to i tak. Nie żądał ode mnie odpowiedzi. Doceniałam to.

Wszyscy ciężko trenowali już ponad tydzień, jeśli nie liczyć tego, czego nauczyli się przed poborem. Wielu podejmowało praktyki na własną rękę, zanim wstąpili do naszej małej armii. Ja też tak robiłam, choć o wiele wcześniej od reszty. Gdy patrzę na to teraz, chyba zbyt wcześnie. Za szybko sama oderwałam się od dzieciństwa i teraz to we mnie uderzyło. Odebrałam sobie kilka lat beztroski. I po co? Po to, żeby teraz bezustannie kłócić się z Radą?

Bycie trenerem okazało się nie takie złe, jak sądziłam na początku. Głównym problemem dla mnie było to, że musiałam wyjść z mojego pokoju i porzucić swoje zajęcie, czyli naprawę broni. Kochałam wszelkie miecze, każdy miał dla mnie ogromną wartość. Oprócz mnie jednak nikt nie traktował poważnie tej pracy, więc musiałam znaleźć sobie coś innego. Protesty nic nie dały, więc przydzielono mi stanowisko nauczyciela. Nic nie stało się przypadkiem, to miała być kara, a przynajmniej tak to odebrałam. Kpina ze mnie. Nie byłam osobą, która lubi obracać się między innymi ludźmi. Wszyscy o tym wiedzieli. Moim jedynym przyjacielem był Christian. Gdyby nie to, że przydzielili mi go do pomocy, nie dałabym sobie rady. Rada miałaby pretekst, by wytknąć mi, że daleko mi do ideału. Gdybym ja jeszcze do tego nie dążyła...

Chris stanął obok mnie.

— Ludzie, słuchajcie! — Wszyscy przerwali ćwiczenia i odwrócili się w stronę mojego przyjaciela. Ja próbowałam chować się w jego cieniu. — Postanowiliśmy urozmaicić wasze treningi z racji tego, że jest nas dwójka, ja i Ella. Co powiecie na małą rywalizację?

Zobaczyłam zadowolone twarze zgromadzonych i byłam pewna, że pomysł Chrisa im się spodoba. 

— Dziękuję za ten entuzjazm! — Biła z niego charyzma. Wdał się w ojca i zauważałam to na każdym kroku. Nigdy się nie kłócili, w każdej sprawie się zgadzali. Z wyglądu całkowicie się z nim różnił, ostre rysy i ciemne oczy odziedziczył po matce. Ledwo ją pamiętałam. Zginęła w pożarze kilka lat temu.

Zaklinaczka mieczy. Zanim świtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz