II

65 11 11
                                    

Ofelia

Gdy wróciłam do domu, wszyscy już spali. Był środek nocy, a ciszę przerywał jedynie odgłos moich kroków. W tym starym, ale mocnym budynku w dzień tętniło życiem — Rada omawiała kolejne taktyki i spekulacje, a w kuchni słychać było stukot obijanych o siebie naczyń. Nie lubiłam się tu kręcić, ale nie miałam wyboru, właśnie tu mieszkałam.

Historia tego budynku pozostawała nam nieznana. Po wygnaniu szukano miejsca na osadę. W głębi lasu znaleziono kamienny dom, otoczony małą polaną, która z czasem zaczęła się rozrastać. Miejsce okazało się idealne do przetrwania — blisko jeziora, ukryte w puszczy, której rośliny i zwierzęta zapewniały nam wyżywienie. Po czasie powstawały pierwsze chaty. Większość z nich jednak nie przetrwało ataków i pożaru, który odebrał części ludu nie tylko miejsce do życia. Wioskę odbudowano, ale nie byliśmy w stanie przywrócić żyć niektórych osób.

Mój pokój znajdował się na samym końcu korytarza. Uwielbiałam pracować w ciszy. To, jak się tu znalazłam, było kolejną historią. O tej jednak nie lubiłam wspominać.

Powieki mi ciążyły, jednak gdy zobaczyłam otwarte drzwi do pokoju obok, postanowiłam tam zajrzeć. Drzwi zaskrzypiały, ale Elaias nawet nie drgnął. Siedział na łóżku i czytał książkę. Blask świecy padał na jego twarz, ukazując zmarszczki i blizny. Nie pamiętałam już, jak wyglądał bez nich. Odchrząknęłam. 

— Nie zapomniałaś zapukać? — Podniósł wzrok i strzepnął z twarzy swoje siwe loki. Pamiętałam, jak w młodości kochałam bawić się jego włosami.

Nie mogłam powiedzieć, że miałam nieszczęśliwe dzieciństwo. W końcu byłam jednym z niewielu dzieci, które miały możliwość usiąść komuś na kolanach i poczuć ten rodzaj miłości, takiej pięknej i bezwarunkowej. Nawet pomimo tego, że moi rodzice już wtedy nie żyli.

— Zapomniałam, przepraszam. Chyba nigdy się tego nie nauczę.

— Umiesz władać mieczem jak mało kto, a taka prosta czynność sprawia ci trudności? Niesamowite.

Zignorowałam tę zgryźliwą uwagę.

— Dlaczego nie śpisz?

— Czekałem, aż wrócisz.

To było naprawdę miłe, że nadal tak się o mnie troszczył. Jednak ja już tej opieki nie potrzebowałam.

— Jak poszło? — zapytał, widząc moje zakłopotanie.

— Dobrze.

— Nikt nie sprawiał kłopotów przez to, co postanowiła Rada?

— Tato... Myślę, że oni są na tyle zmęczeni tą ciągłą wojną, że nie mają siły na wszczynanie nieistotnych kłótni.

Wziął głęboki oddech, po czym popatrzył na mnie z żalem.

— Masz rację.

Przegryzłam wargę. Nazwałam go tatą, choć całkiem tego nie zamierzałam. Nie chciałam robić mu nadziei, że uda nam się wrócić do relacji sprzed lat. Nie umiałam się odwrócić i spojrzeć mu w oczy, więc na odchodne rzuciłam tylko:

— Dobranoc.

***

Nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, próbując pozbyć się obrazów, które pojawiały się za każdym razem, gdy zamykałam oczy. Niektóre sny były tak nierealne, tak przerażające, że można by uznać je za wymysł mojej wyobraźni. Niestety nimi nie były.

Zaklinaczka mieczy. Zanim świtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz